-A gdzie zgubiłaś Mike'a?-spytała Max.
-On...jest jeszcze w łazience.
-Jeszcze? To co ty byłaś tam z nim?-zaśmiał się Dustin.
-Nieeee-zaprzeczyłam szybko i na samą myśl o czymś takim się zarumieniłam.
-Oho! Idzie-krzyknął Lucas.
-No co ludzie, stęskniliście się już?-odparł Mike z rogalem na ryju.
-Dobra, fajnie było, ale będziemy się chyba zbierać, co Lil?-powiedziałam.
-Ja chyba tez już pójdę, Luki podwieziesz mnie?-dodała Max.
-To może my odwieziemy dziewczyny?-rzucił Dustin do Mike'a.
W mojej głowie już snuły się najczarniejsze scenariusze spotkania Jacka i Mike'a vol.3, a jeszcze jakby do tego włączyli się Lucas i Dustin.
-Może lepiej...
-Ależ to świetny pomysł!-ucieszyła się Lillian.
-Nie pamietasz co działo się tydzień temu? Chcesz powtórki?!-syknęłam jej do ucha.
-Podwiozą nas i się zmyją-odparła.
-Dobrze, ale ty będziesz ich rozdzielać jak się zaczną napieprzać.
Dziewczyna puściła mi oczko, co uznałam za potwierdzenie.

Oczywiście, na rowerze miałam jechać z kim?
Tak, piękny chłopiec o skórze bladej jak blask księżyca i włosach czarnych jak heban nie miał najmniejszego zamiaru się odczepić.
A najgorsze było to ze robił to niewinnie i subtelnie. Tak, ze przecież nie robił nic.
Ja nadal przecież miałam chłopaka do cholery!
I nie zmienią tego żadne słowa wypowiedziane wczoraj wieczorem, czy kiedykolwiek indziej.

Chłopak blady jak śmierć, usiadł na swoim rowerze i wskazał mi bym zrobiła to samo.
Niechętnie usiadłam okrakiem na pojeździe, a wtedy Wheeler ruszył pędem tak, ze musiałam się go mocno złapać by nie wypaść do tyłu.
Zaśmiał się na to, a w odpowiedzi usłyszałam głos Lucasa daleko z tyłu.
-Patrzcie Mike ucieka! Za nim!!
Wtedy wszystko zrozumiałam. Złapałam się mocniej jego talii i powiedziałam.
-Prędko. Gonią cię.
-Nie. Nie El. Nie gonią mnie. Gonią nas.
Postanowiłam jak nigdy, poprostu dobrze się bawić i odwróciłam się do tyłu, gdzie już gonili nas Lucas i Max, i krzyknąć.
-Kto ostatni pod domem Hoppera ten zgniłe jajoo!
Wtedy Mike wjechał w las, a rower podskoczył na pierwszych nierównościach. Ja podskoczyłam razem z nim i dostałam przeraźliwej czkawki. Młody Wheeler mało nie wjechał w drzewo w czasie naszej ucieczki śmiejąc się z mojej przypadłości.
Trzepnęłam go w ramię, a w odwecie chłopak wjechał prosto w podmokłe liście. Rower wpadł w poślizg a ja mocniej przycisnęłam swoje ciało do Mike'a i zaczęłam okropnie piszczeć.
Usłyszałam śmiechy za mną.
Nie odwracając się do nich pokazałam do tyłu jednego, można domyślić się którego, starannie wypielęgnowanego palca.
W tym momencie pojazd się zatrzymał, a ja jako ze puściłam się jedną ręką, poleciałam gwałtownie do przodu.
-Jeesteśmy!-krzyknął Mike. Momentalnie zaczęłam się śmiać i zakryłam mu usta dłonią.
-Nie krzycz, idioto!-nie mogłam przestać się śmiać.
-Dziękujemy za skorzystanie z naszych lini i przepraszamy za drobne turbulencje-powiedział teatralnym głosem.
-Drobne turbulencje? DROBNE TURBULENCJE?!
-Ćiiiiiiiiiiii...Nie krzycz-położył mi palec na ustach. Zdjęłam go szybkim ruchem i odparłam.
-Żadne linie lotnicze nie mają takich turbulencji.
-Widzisz, zostałaś wyróżniona.
Zaśmiałam się i zsiadłam z roweru. Poczułam silne dłonie na ramionach i momentalnie uśmiech zniknął z mojej twarzy. Odwróciłam się napięcie, a przez moją głowę naraz przemknęły wszystkie najczarniejsze scenariusze, które wcześniej zrodziły się w mojej głowie.
-Jane, gdzie byłaś całą noc?
-Jaaa...ja byłam z przyjaciółmi.
-Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
-Mówiłam, ze wychodzę do przyjaciół.
-DLACZEGO NIC NIE POWIEDZIAŁAŚ?!-kiedy krzyknął aż się cofnęłam i wpadłam tym samym na Mike'a, który przyglądał się wszystkiemu ze złością.
-Chłopie ogarnij się, ile ty masz lat ze musi cię dziewczyna pilnować jak opiekunka.
-Ty się lepiej nie wtrącaj, padole, chyba ze chcesz znów dostać w mordę.
-Będę się wtrącać, bo sprawa dotyczy mojej El!-krzyknął Mike i w tym momencie wszyscy zrozumieli co się działo w nocy.
Wszystko się wydało.
A Jack nie musiał dodatkowo słyszeć o nowinach z nocy.
Już cały płonął ze złości.
A w oczach Mike'a Wheeler'a płonęła szaleńcza radość na ten widok.
-Hej, hej, hej. Chłopaki!-próbowałam to załagodzić.
-Nie wtrącaj się, dziwko!
Wtedy Mike uderzył.
Niezwykle mocno i celnie.
Niebieskooki chłopak zgiął się w pół i chwilę później dostał kolanem w twarz.
Usunęłam się spomiędzy nich sparaliżowana, wprost w objęcia Lil.

Dustin i Lucas próbowali to jeszcze jakoś zahamować, przerwać, ale każde wymieszanie w sprawę nic nie dawało.

Bójka nabrała własnego życia.

Chłopcy bili, kopali i tarzali się po brudnej ziemi, mocząc ubrania w porannej rosie.
Zapach krwi unosił się w powietrzu, a Mike zadawał ciosy z prędkością błyskawicy.
Wpadł w bitewny szał i nic do niego nie docierało. Wreszcie miał okazję zemścić się za wszystko. Jego twarz wykrzywiała czysta furia, gdy uderzał raz za razem.
Jack nie pozostawał mu winny. Za każdym razem parował cios, kilka razy nawet zadał własny. Wyglądali razem jak słoń i mrówka.

Tyle tylko, ze mrówka wygrywała.

W pewnym momencie powiedziałam stop.
Kazałam Lil zatrzymać Jacka, a sama podeszłam do napalonego na bójkę Mike'a.
Złapałam go za ramię i spróbowałam odciągnąć od tego tłoku.
Chłopak nawet na mnie nie patrząc strząsnął moją rękę, a wtedy krzyknęłam.
-Mike!-na dźwięk swojego imienia blady chłopiec odwrócił głowę w moją stronę.
Kiedy kolejnym razem pociągnęłam go w bok, nie oponował.
Jack jeszcze chwilę się wyrywał, ale Lucas i Dustin przytrzymali go w miejscu.
Puściłam na chwilę Mike'a i podeszłam do wyglądającego jak zgniły owoc, chłopaka i powiedziałam cicho, ale mocnym głosem.
-Wracasz do Lawrence-pomimo opuchlizny widziałam jak na jego twarz wkrada się niedowierzanie.
-Co? Ale Jenny, skarbie...
-Skarbie? To skarbie czy dziwko? Chociaż dla ciebie to chyba mała różnica. W Lawrence z pewnością będzie wiele dziwek, które będą chciały zostać twoimi skarbami, Jack. I jeszcze jedno. Jenny, może mówić do mnie tylko Lil-skwitowałam i odwróciłam się napięcie w stronę chłopaka o hebanowych włosach i rozszerzonych z wrażenia oczu i ust. Kątem oka widziałam dumny uśmiech na twarzy przyjaciółki i sama walczyłam z własnym.

Zabraliśmy obu chłopców do domu, gdzie było cieplej i nieco czyściej.
Zabrałam Mike'a do mojego pokoju i przywołałam ruchem ręki Max, która w momencie znalazła się przy nas, dzięki czemu mogłam pobiec do domu po apteczkę.
Kiedy wróciłam, przetarłam twarz Jackowi i przekazałam Lillian potrzebne materiały do opatrunku, a sama poszłam do Mike'a.

Czułam jego wzrok na sobie, gdy bandażowałam jego palce i nadgarstki.
-Mocno potłuczone-powiedziałam. W istocie było dużo gorzej. Były poździerane i mocno krwawiły. A kiedy myślałam z jakiego powodu tak wyglądają...

Jack napewno wyglądał dużo gorzej, jednak nie obchodziło mnie to. Jeszcze chwilę temu, na tamtym rowerze, bardzo bym się tym przejęła, jednak teraz...
Niee. Teraz obchodziło mnie to mniej, ataki kosmitów w Afryce.
Piękny chłopiec uśmiechnął się złośliwie, na co podniosłam na niego wzrok.
-Uderzyłaś w niego bardziej niż ja-powiedział z uśmiechem.
-Wolałam zostawić sobie zabawę na koniec-odparłam.
Zaśmiał się i spuścił głowę, przez co łaskotał mnie kosmykami włosów po czole.
Chwilę jeszcze obserwował jak opatruję jego ręce, po czym odparł.
-Teraz to już mnie pewnie nienawidzisz, co?
-Dlaczego?
-Ponieważ zbiłem twojego chłopaka na kwaśne jabłko.
-Jack nie jest moim chłopakiem. Już nie.
W onyksowo czarnych oczach błysnęła nadzieja.
-Czyli możliwe jest, ze to o co prosiłem rano się spełni?-powiedział i spojrzał na mnie spod rzęs.
-Czy myślisz ze gdybym cię nienawidziła, przeszłabym tutaj do ciebie?-odpowiedziałam wymijająco i skończyłam opatrywanie ostatniej dłoni.

Wstałam, a blady chłopiec wstał za mną.
Gdy jednak podeszłam do drzwi, nie ruszył się z miejsca. W jego oczach błyszczał...
Żal?
Zawód?
Czy on na coś liczył?

Spuścił wzrok na swoje zabandażowana ręce, a wtedy szepnęłam.
-Mike?-podeszłam bliżej, złapałam go za koszulkę Beatles'ów i przycisnęłam na krótko swoje usta do jego.
Kiedy podniósł na mnie wzrok mnie już nie było w pokoju...

Milevens wayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz