Wyszłam więc z łazienki i podeszłam do samotnego chłopaka w towarzystwie jeszcze bardziej samotnych shake'ów.
-Lil...utknęła-na twarzy chłopaka zastygło oszołomienie, lecz przez oczy przemknął błysk rozbawienia.
Po chwili jednak zdałam sobie sprawę z tego co powiedziałam i desperacko próbowałam to odkręcić.
-Nie! Znaczy, ona...no utknęła-próbowałam wytłumaczyć to bez niezręczności, lecz nie dało się. Trudno, blondi będzie się później sama tłumaczyć.

Jack wpatrywał się we mnie intensywnie, z wyraźnym skupieniem, co wywołało u mnie niekontrolowany rumieniec.
Dlaczego tylko ja się rumienię? Dlaczego on nie może się choć raz tez zarumienić?
To nie fair.

El tylko powiedziałaby to i tupnęła nóżką.
Ale ja już nie jestem El.
Ale Jane może doprowadzić Jacka do rumieńca.
Ale Jane to zrobi choćby miała przy tym zmienić bieg jakiejś rzeki.

-A może...gdzieś pójdziemy?-spytałam niepewnie.
Chłopak zdziwiony rzucił oko na mojego już pustego shake'a i prędko dopił swojego.
Zeskoczył ze stołka i wszystko potoczyło się z prędkością światła.
Chłopak stanął przede mną tyłem i rozłożył ramiona. Zawahałam się nie wiedząc co zrobić, ale dodał.
-No dalej, wskakuj.
Obejrzałam się jeszcze raz w stronę łazienki w której nadal tkwiła jasnowłosa piękność i prawdopodobnie zwracała zawartość swojego i tak pustego żołądka.
Spojrzałam znów na kruczoczarne loki i szafirowe oczy.
Były takie zachęcające, takie proszące...
Ostrożnie podałam mu najpierw jedną, później drugą nogę, a on złapał je delikatnie, acz mocno i ruszył pędem przed siebie, ku otwartym drzwiom. Trochę nie wiedziałam co zrobić z rękami więc złapałam chłopaka ostrożnie za barki i trzymałam się go mocno, patrząc gdzie ten mnie zaniesie.

Jack wydawał się pędzić jak wiatr.
Byliśmy szybsi od gwiazd.
Ścigaliśmy się z czasem.
Biegliśmy i biegliśmy, rozrzuciłam ramiona a kucyk zaczął łopotać na wietrze. W pewnym momencie zaczęły mijać nas drzewa.
Nie, nie. To nie drzewa nas mijały.
To my mijaliśmy drzewa.
-Park-powiedziałam cicho.
-Otóż to-odpowiedział chłopak i zaczął zwalniać.

Ostatecznie zatrzymał się przed którymś z większych drzew i postawił mnie na ziemi.
-Co ty...-zaczęłam, kiedy Jack złapał mnie mocno w talii i podsadził wysoko do góry.
-Złap się którejś z gałęzi-poinstruował mnie.
Kiedy złapałam za gruby konar, chłopak podrzucił mnie lekko i złapał tym razem za uda.
-Teraz spróbuj się wciągnąć na drzewo. Nie bój się jeśli ci się nie uda, nie spadniesz. Cały czas tu będę-Jezu, gdyby coś takiego powiedział Mike, już dawno rzuciłabym się z tego drzewa specjalnie, tylko po to by mógł mnie złapać. Poczułam ukłucie w sercu na wspomnienie Mike'a.

Naraz otoczyło mnie ciepłe ramię, a sąsiednia gałąź skrzypnęła.
-O czym myślisz Jane? Co cię tak nurtuje?-spytał ciepłym głosem Jack.
Chciałam mu o wszystkim opowiedzieć, wyżalić mu się, lecz bałam się...
Balam się tego, co się stanie, kiedy się otworzę...
Bałam się tego kim on się stanie, kiedy się otworzę...
Oraz tego, kim ja się stanę, gdy się otworzę...

Ale podjęłam ryzyko. Dla samej siebie. Chciałam również powiedzieć ze dla Mike'a, lecz tego tez nie byłam pewna, a w jego sprawie bałam się ryzykować bardziej, niż w jakiejkolwiek innej.
-Chodzi o Mike'a...
-Jaki on jest? Opowiedz mi o nim.
Spojrzałam mu głęboko w oczy, jakby doszukując się prawdziwości wypowiedzianych przez niego słów, lecz nie znalazłam nic, prócz czystej szczerości.
-Mike jest...-mój głos się załamał-Mike jest...troskliwy. Mike jest wrażliwy. Jest spokojny, opiekuńczy i szczery. Szczery ponad wszystko...nigdy mnie nie okłamał. Nauczył mnie zasady „przyjaciele nie kłamią". Mike widział we mnie kogoś więcej niż zbiega z laboratorium. Wraz z tą wiedzą ubrał mnie, umalował, dał mi dom, a nawet nazwał śliczną.
-Ale Jane. Ty jesteś śliczna. Jesteś prześliczna.
Po jego ustach przemknął lekki uśmiech, ale oczy błyszczały radością, jakby za wypowiedzenie tych słów miał dostać Nobla.
I...czyżby po jego polikach przebiegł cień rumieńca?
-On nie tylko nazwał mnie śliczną, właściwie bardzo śliczną, jakkolwiek by to nie miało sensu. Często mi to powtarzał-powiedziałam, zupełnie jakbym próbowała udowodnić wyższość Mike'a nad Jackiem.
Czy ja to podświadomie robiłam?
-A wiec co jeszcze zrobił?-głos chłopaka był spokojny i łagodny ale w oczach na ułamek sekundy błysnęła surowość. Zupełnie jakby podświadomie dał się nabrać na moją podświadomą sztuczkę.
-Mike mnie pocałował...-szepnęłam.
Nie patrzyłam w jego przypominające barwą niebo oczy, ale gdy już się odważyłam dostrzegłam w nich jedno i tylko jedno.
Pytanie.

Myślałam ze mnie pocałuje.
Ze nachyli się jeszcze bardziej i przełamie dzielącą nas odległość.
Ze pokaże, ze on tez może to zrobić, może mnie pocałować.
Ale nie może.
Nie pozwoliłabym mu na to.

On jednak przybliżył się do mnie, lecz w jego oczach dostrzegłam jedynie determinację i głęboką, głęboką nadzieję.

-Kochasz go? Kochasz Mike'a?

Milevens wayWhere stories live. Discover now