Żerart z Livii na kozetce w gabinecie nowozelandzkiej pomocy psychologicznej

Start from the beginning
                                    

- Chyba trzeba będzie zrobić restart komputera - mruknął Blackwood, uśmiechając się łagodnie i obserwując jak Lisica z całej siły sprzedaje porządne uderzenie panelowi do sprawdzania tożsamości wszystkich posiadaczy miraculi. Dopiero po ciosie baza poinformowała obecnych o rozpoznaniu właścicielki miraculum Lisa, którą jednak miała w systemie. 

- Przydałoby się - bąknęła kąśliwie dziewczyna - Ale to później... Trixx, odpoczynek - powiedziała, uwalniając ze swojego lisiego naszyjnika smugę pomarańczowego światła. Po chwili pomarańczowy kostium zniknął z nastolatki, ustępując miejsca jej codziennemu wyglądowi. 

   Blackwood uniósł wysoko brwi ze zdumienia. Jeanne lub Clarisse ( bo po takimi imionami ją znał ) nie prezentowała się... Normalnie. Oczywiście, wiedział, że eleganckie ubrania, które zazwyczaj nosiła, nie były jej ulubionym stylem, ale czerwona ramonezka, siwe rajstopy i czarny kombinezon w kropki również do niej nie pasowały. No i te włosy... Gdzie się podziały długie, proste czarne włosy? Nie chciało mu się wierzyć, że dziewczynie tak rzuciło się na mózg, że po wejściu do jakiegoś fandomu postanowiła przefarbować się na biało, aby upodobnić się do ulubionej postaci ( pewnie do tego Żerarta z Livii, o którym ostatnio trajkotała ). 

- Clarisse? To ty? - zapytał niepewnie, cały czas wodząc wzrokiem za dziewczyną.

- Ja... - westchnęła Clarisse, stojąc tyłem do Blackwooda. Francuzka odgarnęła całkowicie mleczne włosy do tyłu i odwróciła się w jego stronę - Nie pytaj, co mi się stało. Mojej matce odwaliło - powiedziała ze zbolałą miną, rzucając się na kanapę. Tymczasem jej wygłodniałe kwami pofrunęło do kuchni w poszukiwaniu jakiegoś pożywienia, które pomogłoby mu zregenerować siły.

- A te ciuchy? To też jej sprawka?

- Nie, to akurat Lila - wyjaśniła Clarisse, spoglądając na swój strój - Wiesz... Aquila. Pożyczyła mi swój komplet, po tym jak Ivan wylał na mnie całe wiadro farby... Oh, Blacky! Nawet nie wiesz, jaki to był okropny dzień! - jęknęła.

- Co się stało? - zapytał z delikatnym uśmiechem Blacky, będąc już przyzwyczajonym do roli pogotowia psychologicznego. 

- Chcę wrócić do starej szkoły... - westchnęła granatowooka - W tej nowej nie jest źle. Poznałam naprawdę super chłopaka i nauczyciele też wydają się być mili, ale jedna moja stara znajoma, wyjątkowo złośliwa żmija, zdążyła obrazić całą moją rodzinę i wsadzić mojego ojca do więzienia za plagiat książki opartej na filmie burmistrza! Wyobrażasz to sobie?! I to wszystko w jeden dzień! W zamian wylałam jej jogurt na głowę, przez co matka kazała mi się przefarbować na biało, bo jogurt był w tym kolorze! - jęknęła Clarisse, chowając twarz w kolanach Blackwooda - Każda matka jest tak podła? 

   Blacky uśmiechnął się niezręcznie. Wiedział, czego oczekiwała od niego Clarisse. Chciała, aby każdy miał tak źle jak ona, aby wspólnie mogli ponarzekać na wyrodne matki, ale mówienie złego słowa o Felicii Whitaker było niewyobrażalną zbrodnią. Mama Blacky'ego - miła, łagodna, rudowłosa kobieta, wiecznie siedząca w swojej pracowni pachnącej świeżym drewnem, była aniołem zesłanym z nieba, który kiedyś trzymał całą rodzinę w ryzach w granicach Nowej Zelandii, otaczając ją ciepłem i troską, ale to było dawno temu... Teraz Kassandra i Blackwood byli dorośli, jego siostra mieszkała na stałe w Austrii, a on od niedawna siedział w Paryżu, za to ich ojciec z niewiadomych Blacky'emu przyczyn, gościł w Wielkiej Brytanii. O ile o nim mógł powiedzieć coś złego ( a naprawdę nie chciał tego robić ), to rozpowiadanie fałszywych plotek o jego kochanej mamie było niedopuszczalne.

- Nie każda, Lisku - szepnął, głaszcząc dziewczynę po włosach - Po prostu tobie trafił się beznadziejny przypadek.

- Agh... - jęknęła z boleścią Clarisse - Nie chcesz wymienić się na matki?

Orli zryw |Miraculous| (Chwilowo zawieszone)Where stories live. Discover now