Aigle nielegalnie pożycza szafki

Start from the beginning
                                    

- Radzę ci mnie nie denerwować - syknęła przez zaciśnięte zęby matka - Odpowiesz mi wreszcie na pytanie, zamiast się stawiać?

- Pokaż mi to - warknęłam, wyrywając z jej ręki dokument.

   Tak jak się spodziewałam i na co czekałam praktycznie cały dzień, była to jedna z kartek podarowanych mi przez dyrektora Damoclesa. Na papierze najbardziej klasyczną czcionką wypisano nazwiska uczniów znajdujących się pod opiekuńczymi skrzydłami Caline Bustier, a także długopisem dopisano zawody rodziców poszczególnych dzieci i krótką opinię na temat czego, czy owi uczniowie nadawali się majątkowo do rozpatrzenia jako potencjalni znajomi. Z tego, co udało mi się wywnioskować, większość prezentowała się nadzwyczaj dobrze, może oprócz dwóch-trzech osób podkreślonych czerwonym długopisem. Niestety, na samym szczycie listy, zaraz pod nazwiskiem nauczycielki, jedno, długie miano było pomazane i kilkukrotnie przekreślone, jakby ktoś starał się wydusić z pisaka ostatnie resztki życia.

- Mówiłam, że nie chcę być z nim w klasie, ale nikt mnie nie słuchał - powiedziałam, oddając mamie dokument - Dyrektor zapewnił jednak, że postara się o zachowanie zakazu, więc nie powinnaś się niczym martwić. Oczywiście, mogę natychmiast do niego pójść i poprosić o zmianę wychowawcy. 

   Czułam na sobie przeszywający mnie wzrok matki i jej wzburzonych, granatowych tęczówek groźniejszych od sztormu na otwartym oceanie. Mimo iż stałam z pokornie spuszczoną głową, starając się nie drżeć ze złości, wiedziałam, że w oczach matki rozgrywał się prawdziwy spektakl nienawiści i żądzy mordu. Wcale by mnie nie zdziwiło, gdyby przecinały je błyskawice, a marynarze z zatopionego w granacie statku błagali bezskutecznie o litość. Swoją drogą, byłam ciekawa, czy z moimi tęczówkami działo się to samo, gdy wygarniałam ludziom, co o nich myślałam. 

- Zawiodłam się na tobie, Clarisse - usłyszałam pełen goryczy głos mamy, który nadal wibrował od opadającej wściekłości - Sądziłam, że jesteś na tyle odpowiedzialna, że zdołasz załatwić coś tak dziecinnie prostego jak zapisanie się do szkoły, ale najwidoczniej pokładałam w tobie zbyt duże nadzieje. 

- Poproszę dyrektora, aby... - szepnęłam cicho.

- O nic go nie będziesz prosić. Już z nim rozmawiałam - oznajmiła zimno.

- Rozumiem, że od jutra będę chodzić do klasy madame...

- Madame Bustier - mruknęła z przekąsem.

- Jak to? - spytałam, zerkając ostrożnie na matkę, aby sprawdzić, czy ta zaraz nie wybuchnie szyderczym śmiechem dumna ze swojego prześmiesznego żartu.

   Mama jednak stała nade mną niczym poważna, sroga matrona stworzona do rozstawiania ludzi po kątach, której słowa zawsze były świętością, a wola musiała zostać spełniona. Widziałam, że z całych sił starała się nie zgnieść kartki ze wszystkimi nazwiskami, chociaż niezmiernie ją pewnie kusiło.

- Będziesz chodzić do tej klasy, do której cię zapisano. Nie ma sensu robić temu człowiekowi niepotrzebnych problemów - powiedziała.

   Nie wierzyłam własnym uszom. Był to chyba pierwszy raz, gdy moja własna matka nie postawiła na swoim, ponieważ "niech chciała stwarzać niepotrzebnych kłopotów". Było to do niej tak niepodobne, że aż musiałam się jej uważnie przyjrzeć. Niby nadal była tą samą drobną blondynką o granatowych oczach ubraną na modłę kobiety sukcesu, przed którą przeszkody na drodze uciekały w popłochu, aby nie narażać się na stratowanie. Coś mi jednak nie pasowało... Osoba, której ścieżka do celu usłana była trupami i rannymi nie mogłaby od tak sobie nagle odpuścić.

- Wszystko dobrze, matko? - spytałam zaniepokojona - Nie będziesz robić afery w Ministerstwie Edukacji ani nic w tym stylu? 

- Nie, to na tobie spoczął obowiązek zapisania się do szkoły, więc skoro nie potrafiłaś załatwić czegoś tak prostego, to twarz tego agrestowego pomiotu codziennie będzie tobie przypominać o twej nieudolności. 

Orli zryw |Miraculous| (Chwilowo zawieszone)Where stories live. Discover now