Balony Mistrza Fu

Start from the beginning
                                    

- Lepiej, abyś się o to nie zakładał - mruknęła czarnowłosa, opuszczając pomieszczenie.

   Kilka minut później dwójka nastolatków znajdowała się już w osławionym salonie Mistrza Fu, w którym stary Chińczyk zwykł udzielać swoim klientom terapeutycznych masażów przy dźwiękach kojącej muzyki z "Kung Fu Pandy". Tym razem jednak przemknięcie przez zazwyczaj nienaganne pomieszczenie prezentujące cały urok azjatyckiej kultury było tak trudnym wyzwaniem, że nawet najsprawniejszy z asasynów zawróciłby na pięcie i uciekł jak najdalej, a wszystko z powodu inwentaryzacji, którą GaMa zdecydowała się przeprowadzić w miraculach.

    Poruszanie się po pokoju za dnia jeszcze było czymś znośnym, pod warunkiem, że spacerowicz miał ze sobą nitkę lub okruszki chleba, którymi oznaczał trasę w trakcie przechodzenia przez labirynty z piętrzących się ksiąg, zwojów i malowideł przedstawiających bohaterów starszych od królowej Elżbiety II, ale nocne wyprawy... Gdyby nie noktowizor umieszczony w goglach Wróbla, to cała podróż skończyłaby się fiaskiem, a sami nastolatkowie prędzej trafiliby do Narni niż do gramofonu. 

   Na szczęście po długich wojażach pełnych wzajemnego posykiwania, zwracania sobie uwagi na to, aby iść jeszcze ciszej i łapaniu się za ramiona w celu ochrony przed zderzeniem z piramidą z książek, dotarli do celu swej podróży, który stanowił stary, misternie rzeźbiony gramofon ozdobiony złoconymi smokami z rubinami, zamiast oczu. 

- Mam cię - szepnęła chytrze Jessica, zacierając ręce.

- Super, to możemy już wracać, skoro się napatrzyłaś na ten antyk? - bąknął wyraźnie znudzony Axel.

- Chyba śnisz. Wrócimy, jak to otworzymy - odparła dziewczyna, ostrożnie naciskając na jeden z rubinów, który gładko wszedł w strukturę gramofonu i... wyskoczył, co sprawiło, że Indianka z pewnością zmarszczyłaby niezadowolona brwi, gdyby nie to, że już dawno zastygły one w wyrazie niemego zdumienia.

- Coś nie tak? - prychnął rozbawiony chłopak, widząc minę młodej Keynes.

- Sprawdzam zabezpieczenia - powiedziała kąśliwie, naciskając drugi kamień, jednak i w tym przypadku nie wydarzyło się nic specjalnego - Jak widzisz, nie włączył się jeszcze żaden alarm, więc jesteśmy bezpieczni.

   W tym właśnie momencie po pomieszczeniu rozlał się blask mlecznego światła, który poraził odzwyczajonych od jasności nastolatków. 

- Przypomnij mi, że jeśli następnym razem poprosisz mnie o pomoc w kradzieży, to mam cię olać - mruknął załamany Axel, powoli odwracając się w stronę chrząknięcia, które rozległo się za plecami obojga.

- Na szczęście zaraz się rozstaniemy, więc nie będziesz musiał się o to martwić - bąknęła konspiracyjnym szeptem Jessica, odwracając się wraz z czarnowłosym. 

   Za dwójką dzieciaków stała wyraźnie zdumiona Kimberly. Kobieta przez chwilę patrzyła na Axela i Jessicę, po czym jej dłonie zaczęły szybko wykonywać jakieś dziwne znaki. Najpierw prawa ręka klepnęła dwukrotnie powietrze, raz wyżej, raz niżej, następnie kciuk i palec wskazujący ułożyły się w literę "c" i gdy znalazły się na wysokości jej ucha, gwałtownie przekręciły się do tyłu, a potem trzy palce wskazały na zdziwionych młodych ludzi (a przynajmniej Axel sprawiał wrażenie zdruzgotanego tym, że można tak szybko poruszać dłońmi), potem pokazały na gramofon, a na sam koniec obie ręce znalazły się przed klatką piersiową Kimberly, palce obu dłoni ponownie ułożyły się w "c" i zaczęły imitować rower. 

- Co? - wykrztusił z siebie Axel, zerkając na Jess, która w odpowiedzi jedynie ułożyła palce w pistolet, wystawiła mały palec do góry i zastosowała tę samą literę "c", co jej brązowowłosa ciotka.

Orli zryw |Miraculous| (Chwilowo zawieszone)Where stories live. Discover now