BLACKWOOD*
Blackwood siedział w najwyższym skupieniu na karminowej kanapie z dłońmi splecionymi pod podbródkiem i uważnie przyglądał się laptopowi leżącemu przed nim na stoliku, który najczęściej służył mu tylko do podstawki na wazon ze zdecydowanie zbyt szybko więdnącymi kwiatkami ( sługą był stolik, nie laptop, ale laptopa również cenił i podziwiał, że mimo stawiania na nim szklanek z resztkami flat white lub pitnej czekolady, którą wprost ubóstwiał, ten nie zalał się ani razu ).
Na laptopie była otwarta strona popularnej witryny z blogami, która rzekomo gromadziła około 3 000 000 użytkowników, co według Blacky'ego było pewną przesadą. Kto w tych czasach czytał blogi?
Jeśli dobrze pamiętał, to takowe były modne w jego licealną latach, gdy jeszcze śmigał po boisku z piłką od koszykówki, marząc o dostaniu się do swej ulubionej drużyny, jaką było "Chicago Bulls". Niestety, najpierw musiałby się wyrwać z Wellington oddalonego od Chicago o prawie 13 500 km, a zanim zarobił wystarczającą ilość pieniędzy na rysowaniu portretów turystom, zdążył dorosnąć i koszykówka przestała stanowić cel jego życia. Oczywiście, nadal bardzo ją lubił, ale to już nie było to.
Tak czy siak, nie wchodził na tę stronę po to, aby sprawdzać wyniki ostatniego meczu. Doskonale wiedział, że "Chicago Bulls" zostali pokonani w Waszyngtonie przez "Washington Wizards" 101:99. Otóż, Blackwood szukał idealnej strony do założenia własnego bloga, a tak się składało, że na tej witrynie istniał już "Biedroblog" - największa kopalnia wiedzy o Biedronce! Jeżeli blog Alyi utrzymywał się tak długo, to oznaczało, że strona oferowała naprawdę dużo (oczywiście, fani nastolatki też się liczyli, ale bez prawidłowego działania bloga daleko zajść nie mogła), dlatego była więc idealna do założenia... Właściwie to nadal nie wpadł na dobrą nazwę. Wymyślił już "Bloghaterów", co brzmiało trochę jak gang dzieciaków z blokowiska, "Heroblog" stworzony najpewniej dla wielbicieli greckiej bogini oraz "Mirablog", "Bloculum" i "Miraculer" (pierwsze mogło być blogiem jedenastoletniej dziewczynki o imieniu Mira, drugi brzmiał jak nazwa pierwotniaka, a trzeci jak męska wersja Miraculii). Nic z tego nie brzmiało dobrze, Blacky najwidoczniej nie był zbyt wybitny w wymyślaniu nazw. Niemniej, zdążył już stworzyć całą resztę.
Strona miała lekko pomarańczowe tło z delikatnym zarysem Wieży Eiffla, co miało symbolizować, że całość będzie się skupiać wokół Paryża i jego bohaterów, ale oczywiście herosi z USA i Niemczech także byli mile widziani przez Blackwooda. Wszyscy oni wszak pojawili się we Francji. Zakładki stworzone przez Blacky'ego również miały oranżowy odcień, ale znacznie ciemniejszy od tego znajdującego się w tle. Wedle zamysłu mężczyzna planował zrobienie na stronie oddzielnych zakładek na zdjęcia, oddzielnych na filmy, a także oddzielnych dla każdego bohatera, o którym miał zamiar robić obszerne wpisy. Rzecz jasna, wszystkie były jeszcze puste. Teoretycznie rudowłosy mógł wejść na "Biedrobloga" i skopiować z niego multimedia, a następnie wstawić je u siebie, ale ponieważ był osobą dosyć honorową ( dosyć, w końcu po cichu zdradzał Igantiusa Menendeza, Władcę Ciem i posiadaczkę miraculum Pawia ), postanowił nie iść na łatwiznę i znaleźć jakiś sposób na zdobycie fajnych fotek i tematów, które przyciągnęłyby uwagę czytelników.
- Może jak nazwę cię "Heroblog", to nikt nie pomyśli odruchowo o Herze? - mruknął pod nosem, jakby w oczekiwaniu, że inteligencja, jaką dysponowało urządzenie, odpowie mu na to skomplikowane pytanie.
- Jak nie będziesz im tego sugerować, to na to nie wpadną - odparł laptop.
Blacky uniósł odruchowo wzrok na postać, która weszła do sali i zmarszczył brwi. Baza powinna go powiadomić o tym, że ktoś przyszedł, chyba, że jej właścicielka była całkowicie wykluczona ze sprawdzania tożsamości, bo tak się składało ( a co nie było w ogóle dziwne, skoro jedynym mieszkańcem S.I.E.R.O.C.I.Ń.C.A. był Blackwood podlegający właśnie Aigle ), że nowoprzybyłym gościem była La Volpe da Tivoli.
- Chyba trzeba będzie zrobić restart komputera - mruknął Blackwood, uśmiechając się łagodnie i obserwując jak Lisica z całej siły sprzedaje porządne uderzenie panelowi do sprawdzania tożsamości wszystkich posiadaczy miraculi. Dopiero po ciosie baza poinformowała obecnych o rozpoznaniu właścicielki miraculum Lisa, którą jednak miała w systemie.
- Przydałoby się - bąknęła kąśliwie dziewczyna - Ale to później... Trixx, odpoczynek - powiedziała, uwalniając ze swojego lisiego naszyjnika smugę pomarańczowego światła. Po chwili pomarańczowy kostium zniknął z nastolatki, ustępując miejsca jej codziennemu wyglądowi.
Blackwood uniósł wysoko brwi ze zdumienia. Jeanne lub Clarisse ( bo po takimi imionami ją znał ) nie prezentowała się... Normalnie. Oczywiście, wiedział, że eleganckie ubrania, które zazwyczaj nosiła, nie były jej ulubionym stylem, ale czerwona ramonezka, siwe rajstopy i czarny kombinezon w kropki również do niej nie pasowały. No i te włosy... Gdzie się podziały długie, proste czarne włosy? Nie chciało mu się wierzyć, że dziewczynie tak rzuciło się na mózg, że po wejściu do jakiegoś fandomu postanowiła przefarbować się na biało, aby upodobnić się do ulubionej postaci ( pewnie do tego Żerarta z Livii, o którym ostatnio trajkotała ).
- Clarisse? To ty? - zapytał niepewnie, cały czas wodząc wzrokiem za dziewczyną.
- Ja... - westchnęła Clarisse, stojąc tyłem do Blackwooda. Francuzka odgarnęła całkowicie mleczne włosy do tyłu i odwróciła się w jego stronę - Nie pytaj, co mi się stało. Mojej matce odwaliło - powiedziała ze zbolałą miną, rzucając się na kanapę. Tymczasem jej wygłodniałe kwami pofrunęło do kuchni w poszukiwaniu jakiegoś pożywienia, które pomogłoby mu zregenerować siły.
- A te ciuchy? To też jej sprawka?
- Nie, to akurat Lila - wyjaśniła Clarisse, spoglądając na swój strój - Wiesz... Aquila. Pożyczyła mi swój komplet, po tym jak Ivan wylał na mnie całe wiadro farby... Oh, Blacky! Nawet nie wiesz, jaki to był okropny dzień! - jęknęła.
- Co się stało? - zapytał z delikatnym uśmiechem Blacky, będąc już przyzwyczajonym do roli pogotowia psychologicznego.
- Chcę wrócić do starej szkoły... - westchnęła granatowooka - W tej nowej nie jest źle. Poznałam naprawdę super chłopaka i nauczyciele też wydają się być mili, ale jedna moja stara znajoma, wyjątkowo złośliwa żmija, zdążyła obrazić całą moją rodzinę i wsadzić mojego ojca do więzienia za plagiat książki opartej na filmie burmistrza! Wyobrażasz to sobie?! I to wszystko w jeden dzień! W zamian wylałam jej jogurt na głowę, przez co matka kazała mi się przefarbować na biało, bo jogurt był w tym kolorze! - jęknęła Clarisse, chowając twarz w kolanach Blackwooda - Każda matka jest tak podła?
Blacky uśmiechnął się niezręcznie. Wiedział, czego oczekiwała od niego Clarisse. Chciała, aby każdy miał tak źle jak ona, aby wspólnie mogli ponarzekać na wyrodne matki, ale mówienie złego słowa o Felicii Whitaker było niewyobrażalną zbrodnią. Mama Blacky'ego - miła, łagodna, rudowłosa kobieta, wiecznie siedząca w swojej pracowni pachnącej świeżym drewnem, była aniołem zesłanym z nieba, który kiedyś trzymał całą rodzinę w ryzach w granicach Nowej Zelandii, otaczając ją ciepłem i troską, ale to było dawno temu... Teraz Kassandra i Blackwood byli dorośli, jego siostra mieszkała na stałe w Austrii, a on od niedawna siedział w Paryżu, za to ich ojciec z niewiadomych Blacky'emu przyczyn, gościł w Wielkiej Brytanii. O ile o nim mógł powiedzieć coś złego ( a naprawdę nie chciał tego robić ), to rozpowiadanie fałszywych plotek o jego kochanej mamie było niedopuszczalne.
- Nie każda, Lisku - szepnął, głaszcząc dziewczynę po włosach - Po prostu tobie trafił się beznadziejny przypadek.
- Agh... - jęknęła z boleścią Clarisse - Nie chcesz wymienić się na matki?
- Za nic w świecie - zaśmiał się - I uprzedzając twoje następne pytanie, nie wrócę też do szkoły. Nie po to ją kończyłem, aby się teraz cofać.
Białowłosa jeszcze przez chwilę leżała z głową na kolanach Nowozelandczyka, po czym wreszcie usiadła na kanapie, przecierając ręką oczy. Blacky współczuł jej z całego serca. Znał ją niecałe dwa miesiące i nie wiedział, co dokładnie działo się w jej życiu, ale od jakiegoś czasu widział, jak dziewczyna łamała się się pod ciężarem jakiegoś wielkiego problemu. Coś ją dręczyło, ale nie umiał stwierdzić dokładnie co. Może gra w ukrywanie swoich tożsamości zaczęła ją przerastać? Co prawda, poniekąd to rozumiał, sam wszak musiał się kryć z tym, że balansował między dobrem, a złem, ale to była zupełnie inna sytuacja. On zwodził za nos Menendeza, walcząc o własne życie, a ona chyba starała się tylko znaleźć sposób na przypodobanie się innym i uszczęśliwienie całej ludzkości.
- Chyba przerwałam ci w czymś ważnym... - stwierdziła, zerkając na laptopa, który przeszedł w stan uśpienia.
- Nie jest to aż tak istotne, abym nie mógł wysłuchać twojej spowiedzi - odparł z uśmiechem, dotykając palcem touchpada i szybko wpisał hasło, logując się na swoje konto. Wiedział, że powinien je później zmienić, gdyż Clarisse ze swoją hipermnezją łatwo mogła mu się włamać na sprzęt.
- Co to za strona? - zapytała, przyglądając się pierwowzorowi bloga.
- To, mój drogi Lisku, jest następca "Biedrobloga" - powiedział dumnie, przyglądając się swojemu dziełu - Sama zobacz - oznajmił, podając dziewczynie laptopa.
Francuzka wzięła urządzenie w ręce i wygodnie ułożyła je sobie na kolanach. Z uwagą wzięła się za przeglądanie pustego nadal bloga, zaś Blacky wziął się za zerkanie na twarz 13-latki, aby dyskretnie móc sprawdzać jej reakcję. Widząc jej skupione, granatowe oczęta wodzące po ekranie, prosty, delikatnie zadarty nosek, zmarszczone, wysokie czoło, jak i łuki brwiowe o kształcie jaskółek oraz wąski podbródek, nie mógł nadziwić się temu, że na początku mu się podobała. Całe zauroczenie przeszło mu, gdy dowiedział się o wieku dziewczynki, tak jak i przeszła mu miłość do Peahen. Zdecydowanie miał pecha do wybranek.
- Będziemy pisać o tym samym, co Alya? - zapytała Clarisse, wyrywając go z rozmyślań.
- Nie do końca - oznajmił - Planowałem na początek zrobić coś takiego jak "tydzień bohatera". Wiesz... Weźmy na warsztat takie miraculum Biedronki. Robiłbym wpisy o wszystkich jego posiadaczach i wpływie samej biżuterii na historię świata.
- Czy to nie byłoby zbyt ryzykowne? Nie zdradzilibyśmy wtedy naszym wrogom zbyt dużo o sobie? - zaniepokoiła się Clarisse.
- Spokojnie, nie masz się o co bać. Każdy chyba wie, kto jakie ma moce. Przecież non stop ich używacie, a tożsamości obecnych bohaterów zdradzać przecież nie będę, nawet jeśli kiedyś już ją zdradzono.
- Niech będzie... - szepnęła dziewczyna - Umiesz w ogóle pisać? Wpisy muszą mieć ciekawą, zajmującą treść... No i zdjęcia. Kto je będzie robił? Albo... Wywiady z herosami? Widziałam, że Alya miała jeden taki z Biedronką. Też powinniśmy zrobić coś takiego, ale poprosić przed kamerę innych posiadaczy miraculi - zaproponowała Clarisse.
- Myślisz, że Biedronka się zgodzi? Myślałem, że to "bohaterowie na 5 minut" - powiedział z dozą niepewności.
- Nikt nie mówił o ich zgodzie - granatowooka uśmiechnęła się chytrze, pstrykając palcami w lisi naszyjnik.
- Sprytnie, Lisku. Co do pisania... Ja w tym mistrzem nie jestem, ale wydaje mi się, że wspominałaś kiedyś o jakimś Polaku, który trudnił się dziennikarstwem. Może jeśli mu się zapłaci odpowiednio dużo, to zgodzi się dla nas pisać teksty? W ten sam sposób możemy nabyć fotografa do gonienia za herosami.
- Nie najgłupsza myśl... - mruknęła dziewczyna, przykładając palce do podbródka - A co ze zdjęciami?
- Zawsze będziemy mogli pomóc sobie odrobiną iluzji. Ponad połowa zdjęć w Internecie nie jest obrazem naturalnym, więc raczej nikt się nie nas nie czepi. Opcjonalnie kryjąca się na widoku La Volpe może pobawić się w fotografa.
- Nie... Lepiej nie... Ty nie mógłbyś robić zdjęć? Rudy Kotek jest jeszcze mniej użyte... Znaczy... Nie jest aż tak isto... - Clarisse ugryzła się w język i uśmiechnęła przepraszająco - To z każdej strony fatalnie brzmi... Nie miałam na myśli tego, że jesteś bezużyteczny, wiesz o tym, prawda?
- Oczywiście, że wiem... - odparł Blackwood, starając się nie dać poznać po swej mimice, że jednak troszeczkę go to ukłuło. Doskonale wiedział, że Clarisse miała rację. Nikt nie oczekiwał obecności Rudego Kotka na polu walki ani jego mocy, jaką była słodkość. Rudy Kotek był jak inni herosi - pojawiał się na 5 minut i nikt później o nim nie pamiętał. Przykro mu było to usłyszeć na żywo, ale jednak taka była prawda...
- Blacky, nie gniewaj się na mnie - Clarisse odłożyła laptop na stolik i przytuliła mężczyznę z całej siły - Przecież wiesz, że kocham cię całym serduszkiem i nie poradziłabym sobie bez ciebie. Drugiego jak ty nigdzie nie znajdę.
- Bez przesady... Karmienie chomika i ścieranie kurzy to raczej nie jest zbyt duża filozofia - zaśmiał się Blacky.
- Ja bym tego nie umiała - parsknęła śmiechem dziewczyna.
- Nie chwaliłbym się tym na twoim miejscu. Mogę cię jednak czegoś nauczyć, jeśli chcesz - zaproponował - Pomożesz mi raz sprzątnąć bazę i zobaczysz, jaka to zabawa.
- Sprzątanie nie brzmi wcale zabawnie - żachnęła się nastolatka.
- Będziesz w moim wieku, to docenisz magię czystości - parsknął śmiechem Blackwood, mierzwiąc włosy Clarisse - A teraz idziemy spać, Lisku.
- Żartujesz, nie? - zaśmiała się Francuzka.
- Absolutnie nie. To twoja wina, że przychodzisz po północy. Zauważ, że to i tak miło z mojej strony, że kładę się później niż zwykle. Mogłabyś przychodzić do ciemnej bazy i całować klamkę, a tak to czeka na ciebie zaspany Blacky z kubkiem zimnej herbaty i rozebranym łóżkiem.
- Jesteś podły - prychnęła rozbawiona Clarisse.
- Sama zaczęłaś - odparł, biorąc dziewczynę na ręce jak pannę młodą z zamiarem zaniesienia jej do pokoju.
Blog mógł poczekać, świat się nie zawali jeśli zajmą się nim później, a sen to coś na co warto było poświęcić więcej czasu.