Orli zryw |Miraculous| (Chwil...

Autorstwa MademoiselleGaMa

4.2K 587 783

Nadrzędnym celem Biedronki i Czarnego Kota jest bezpieczeństwo Paryża, które mogą osiągnąć poprzez pokonanie... Więcej

Wizje jako nieodłączna część życia schizofrenika
Zamach na papieża i nowa moda w Watykanie
Fangirl i zbiorowe omdlenie na widok babuszki
Wegetarianie - gatunek zagrożony
Adrien i takie tam selfie z Wiednia
Mała syrenka z Karaibów
Najkrótszy rozdział pod słońcem
Alberiam lub Mirbert
Najwspanialsza gwiazda betlejemska
Aigle i wielki baner z napisem "KISS NOW"
Wśród nocnej ciszy Papież się spełnia
Pierwiastki matematyczne, chemiczne oraz magiczne
La Volpe da Tivoli
Mazury - egzotyczna wyspa prezydentów
Skradanki w Notre Dame ( Reine Rouge cz.1 )
Papież się spapieżył... ( Reine Rouge cz.2 )
Jak zdobyć serce Aigle? Poradnik jednokrokowy
Jak Biedronka z Orłem ( Reine Rouge cz. 4 )
Aigldronka ( Reine Rouge cz. 5 )
Socjopatyczne uroki idealną pułapką na korony
Femme Fatale nr. 1
Lotnisko najlepszym miejscem na ujawnianie sekretów!
Znęcanie się nad fletem czynnością karalną w wielu krajach Trzeciego Świata
Śmierć za Hiszpanię, chwalebna to zaraza
Nieodpowiedzialni skrzydłowi zawalają starożytność
Romantyczność Czarnej Śmierci w ka-re-tce
Rudy, rudy, rudy rydz
Czerwone rurki nową więzienną modą
Modnie umierająca Tamiza pełna mleka
Koalicja czarnych kotów z ciemnością
Latający komputer, latająca czapka i latające rolki
Od ogrodu do zakonu... (Decybeliks cz.1)
Mulatyczne zjawy kąsają jadowite decybele (Decybeliks cz. 2)
Dystyngowana herbatka z Przeznaczeniem
Kocia muzyka oraz kocie, kocie harce (Decybeliks cz. 3)
Tańcząca z głowami
Niewinne dzieci celem książęcych motylków (Decybeliks cz. 4)
Crap catus - nowy gatunek kota ( dostępny w dwóch kolorach ) ( D cz. 5 )
Czaderski tandem versus kuszące siły pomarańczy (Decybeliks cz. 6)
Deal o barwie miodu
HUUUULK NISZCZYĆ! ( Ponton cz.1 )
Traumatyczny Wiedeń rozbija się o mury Nursen (Olszynka cz. 1)
Ołowiane tancereczki w sznurkach lisiego Taaffe
Bejsment w objęciach brachiozaura
Wiedeńska, porzucona kochanka i załamany Romeo
Cierpienia młodej akumy Aliny ( Romantica cz. 1)
Szaleństwo zielonych oczu ( Romantica cz. 2 )
Schadzka z doniczką Alladyna ( Romantica cz. 3 )
Ryszard z Luki lub Luka z Ryszarda ( Romantica cz. 4 )
Biedronka na latającym dywanie i rysia przyzwoitka (Romantica cz. 5 )
Daltonistyczny Śmigus-Dyngus ( Romantica cz. 6 )
Pani Wielbcie-Mnie-I-Rozpaczajcie-Wszystkie-Narody-Bo-Oto-Samodzielnie-Mrugnęłam
Czaromowa Żerarta ( Rozdział niby 18+, ale nie do końca, więc można czytać )
Czy się stoi, czy się leży, 2 000 się należy
Kanarkowa szczęka wampira
Spacer z legitymacją szkolną i nowa fryzura sfinksa
Adrien i jego kariera szperacza w starożytnych gramofonach
Rzym w płomieniach cesarzowej Joanny
22 rude kasztany
Tour de po miraculersów
Barbara-Barnaba i mistyczne tajemnice bębenków
Białowłose czwórki mylą Sylwestra z Wielkanocą (Lady Lamp cz. 1)
Volpe Artica da Tivoli ( Lady Lamp cz. 2 )
Wróbelek Elemelek i Batman na festiwalu puszczania baniek ( Lady Lamp cz. 3 )
Lisy z białego dymu
Akuma do kwadratu ( Lady Lamp cz.4 )
Ciut wcześniej czyli prolog w środku akcji ( Lady Lamp cz. 5 )
Chopin i The Beatles łączą siły na scenie ( LL cz. 6 )
Czarno-złota kołysanka o mleku ( Lady Lamp cz. 7, Hesper cz. 1 )
Kolekcjoner i pasja fotografowania ( Lady Lamp cz.8, Hesper cz. 2 )
Miraculia vol 2 ( LL cz. 9, H cz. 3 )
Konsul Biedroniusz na Forum Romanum ( LL cz. 10, H cz. 4 )
Pierwsze siedem kropek Biedroniusza ( Lady Lamp cz. 11, Hesper cz. 5 )
Ballada o Królowej Jabłek ( LL cz.12, KJ cz. 1 )
Lustereczko, powiedz przecie ( LL cz. 13, KJ cz. 2 )
Biedrofani świadkami wiekopomnego procesu o jabłka ( LL cz. 14, KJ cz. 3 )
Równa walka na katany świetlne ( LL cz. 15, KJ cz. 4 )
Mistrz Motyl sprawką kotaklizmu 2016 (LL cz. 16, KJ cz. 5)
Uprzedzenie i duma ma dwa serca
Balony Mistrza Fu
Absolon de la Ress, czyli tam i z powrotem
Sabotażyści z Saint-Denis
Rewolucjoniści z S.I.E.R.O.C.I.Ń.C.A
Sowia szkoła Fantômette
Aigle nielegalnie pożycza szafki
Modowa katastrofa w Françoise Dupont
Clarisse A.R.S.O.M d'Violon-Violin jako nowa She-Hulk
Dyrcio Sowa jako poskramiacz tygrysów
Tristanowy los pisarza w niewoli
Żerart z Livii na kozetce w gabinecie nowozelandzkiej pomocy psychologicznej
Dziennikarz potrzebny od zaraz
"Kaprys nr. 25" Niccolò Paganini
"Co autor miał na myśli?" - wykłady prof. d'Violon-Violin

Kondolencje od Pana Czekam Na Twoje Violiny

40 5 41
Autorstwa MademoiselleGaMa

MARINETTE*

   Granatowowłosa dziewczyna bezwiednie leżała na kolanach Alyi, która machinalnie głaskała ją po włosach, szepcząc co i raz uspokajające słowa. Obie od dwudziestu minut siedziały w gabinecie pielęgniarki, a mimo to stan Dupain-Cheng nie poprawił się nawet o jotę. Nie chodziło o zdrowie, rzecz jasna, fizyczne, z tym było w porządku, ponieważ Marinette po zasłabnięciu nie uderzyła głową w zlew ani w posadzkę, a tylko zachwiała się i ześlizgnęła po ścianie. Sprawa tyczyła się psychiki biednej nastolatki...

   W chwili, gdy Clarisse poinformowała Dupain-Cheng o tym, że Adrien ma dziewczynę, cały świat Marinette runął, rzeczywistość zadrżała w posadach, a serce stłukło się na tryliard drobniutkich kawałeczków. Jej Adrien... Jej umiłowany, blondwłosy Adrien o oczach zielonych jak dwa lśniące jadeity... Miłość jej życia, jej przyszły mąż i ojciec dzieci... Jak on mógł? Jak mógł jej to zrobić? Po tym wszystkim, co razem przeszli...

   Marinette zdawała sobie sprawę z tego, że ​​ten moment wreszcie nadejdzie... W koszmarach śnił jej się, chodząc z Chloé pod rękę, a także stojąc pod balkonem Lili i śpiewając jej romantyczne serenady. Gdyby Chloé została partnerką Adriena, byłoby to straszne, ale pod jakimś względem racjonalne. Przecież znali się od dziecka, mieli dobry kontakt, podstawa pod ewentualny związek była już przygotowana. To samo można powiedzieć o Clarisse, która nawet była już w relacji z panem jej serca, umysłu i duszy. Też przecież się z nim lubiła, ich matki musiały odwiedzać się na herbatce, a oni zajmowali się podziwianiem zdjęć Adriena. Związek z Lilą również miałby sens! Mogła go przecież oczarować, uwieść, zwodzić słodkimi słowami, jak zrobiła to Kagami!

   Przy Kagami też łamało jej się serce, ale nic nie dało się zrobić, ponieważ Japonka zaliczała się do grona jej przyjaciół. Odbicie partnera przyjaciółce byłoby niewybaczalnym świństwem. Zresztą... Gdy Kagami trzymała się z blondynem, Marinette była zajęta Luką, próbując sobie wmówić, że faktycznie była w nim zakochana, jak jej się wówczas wydawało. Przychodziła więc na próby „Kociej muzy", pomagała przy komponowaniu i szyła stroje, razem z Luką jeździła rowerem, rozwożąc zamówienia, aby mieli dla siebie więcej czasu, spędzała wieczory na jego rodzinnej barce zasłuchana w piosenki, które dla niej pisał... Miała nadzieję, że Adrien coś do niej poczuje, że zostawi Kagami, a ona nie będzie mieć już wyrzutów sumienia, że ​​tak podle wykorzystywała Lukę, który na to nie zasługiwał.

   Aż nadszedł dzień, gdy była zmuszona zerwać z niebieskowłosym. Obowiązki Biedronki zaczęły ją przerastać, a dalsze zwodzenie i oszukiwanie Luki zaczęło się robić nie do zniesienia. Naprawdę... Ten chłopak zasługiwał na kogoś lepszego. Poza tym... Czy ich związek miał jakiś sens, skoro Adrien i tak nie zwracał uwagi na miłość Marinette, będąc u boku Kagami? Co prawda, ich relacja również się rozleciała i obecnie Kagami omijała Agresta szeroki łukiem, zawsze zadzierając się głowę w górę i zajmując się podziwianiem chmur, które nigdy nie gościły na paryskim niebie. Marinette tak bardzo liczyła, że ten stan będzie trwał wiecznie, a teraz... Teraz znowu ją ranił i to z jeszcze z nieznajomą dziewczyną! Chyba mniej by bolało, gdyby wiedziała, z kim był.

   Musiała się tego dowiedzieć. Musiała ją poznać, a potem dowiedzieć wszystkiego na jej temat, zdobyć całą mądrość. Musiała wiedzieć, co ona lubiła, jak była, w co się ubierała, czego słuchała, o czym rozmawiała... Wszystko po to, aby dowiedzieć się, czego zabrakło Marinette. Jeżeli znajdzie tę rzecz i ją przyswoi, to może Adrien wreszcie ją pokocha?

- Alya! - Marinette zerwała się gwałtownie do siadu, łapiąc przyjaciółkę za ramię. Jeśli ktoś miał jej pomóc, to tylko Alya. Nie na darmo wzięła dziennikarkę za przyjaciółkę. Skoro Alya umiała wyśledzić informacje na temat Zakonu Miraculi, to znalezienie byle dziewczyny nie mogło stanowić dla niej problemu - Musisz mi pomóc!

- Dziewczyno, wszystko w porządku? - spytała mulatka, zerkając na granatowowłosą z mieszaniną troski i zaskoczenia - Może się jeszcze położysz? Twoja mama niedługo powinna przyjść.

- Nic mi nie jest - żachnęła się Marinette, siadając na kozetce - Musisz mi pomóc. Pomożesz mi, prawda? Błagam, Alya! Jesteś moją jedyną nadzieją! - pisnęła nastolatka, łapiąc brązowowłosą za ramię.

- Oczywiście tylko powiedz mi w czym - odparła Alya wyraźnie zaniepokojona o zdrowie psychiczne swej przyjaciółki.

- Adrien ma dziewczynę - szepnęła konspiracyjnie Marinette do ucha mulatki.

   Alya zwęziła usta, po czym delikatnie odsunęła od siebie przyjaciółkę. Nie była to reakcja, której Marinette oczekiwałaby po kimś, kto zawsze ją wspierał w planach zdobycia serca Adriena.

- Wiedziałaś o tym... - szepnęła, spoglądając z wyrzutem na Alyę - Wiedziałaś, a mimo to nic mi nie powiedziałaś!

- Marinette, ja... 

- Od jak dawna wiesz? I od kogo? Kim ona jest? Musisz mi wszystko powiedzieć! - krzyknęła granatowowłosa z taką werwą, że siedząca dotąd przy biurku pielęgniarka zaczęła szukać czegoś nerwowo w szufladzie.

- Powiem ci, jak trochę się uspokoisz. Jeszcze znowu mi tu zemdlejesz, a i tak wystarczająco długo zajmujemy miejsce w gabinecie - powiedziała rzeczowo Alya, poprawiając okulary.

- Jestem spokojna - żachnęła się Marinette, zerkając przy okazji na pielęgniarkę, która bacznie ją obserwowała, więc dla uspokojenia obaw kobiety, uśmiechnęła się uroczo - To jak? Opowiadaj.

- Wiem to od Nino, ale - Alya przyjrzała się Marinette - nie mów nic Adrienowi... Nino obiecał mu, że niczego nie zdradzi.

- To jakim cudem ty o tym wiesz?

- Halo, jestem dziewczyną Nino! - Alya zrobiła ręką kółko w powietrzu dla przypomnienia takich oczywistych rzeczy - Mówimy sobie o wszystkim!

- No to co jeszcze ci powiedział?

- Adrien jest z nią od początku stycznia, ale ona chyba go nie pamięta. 

- Jak to? - Marinette uniosła brwi. To było bez sensu. Jak dziewczyna Adriena mogła o nim nie pamiętać? Gdyby ona była jego partnerką, to pamiętałaby o nim w każdej sekundzie swojego życia!

- Miała jakiś wypadek i ma problemy z pamięcią. Adrien odwiedza ją codziennie w miarę możliwości. 

   Tym razem brwi Marinette zmarszczyły się w stanie najwyższego skupienia. To nie mogło się dziać. Znała przecież plan Adriena na najbliższe dziesięć lat, wiedziała o każdej sesji zdjęciowej, szermierce, zajęciach chińskiego, a nawet o otwarciach sklepów Gabriela Agresta, aby nigdy nie dopuścić do sytuacji takiej jak z Szanghajem, gdy Adrien wyjechał nagle w trakcie wakacji. Jakim cudem nie dowiedziała się o przechadzkach miłości swojego życia do szpitala i to od prawie miesiąca?

- Trzeba ją odwiedzić - zaproponowała nieśmiało po chwili namysłu - Biedaczka musi się tam strasznie nudzić. 

   W rzeczywistości nie zamierzała iść do tej wstrętnej kradziejki adrienowego serca po to, aby zabawiać ją opowieścią i pokazywać nowe wzory materiałów. Chciała ją zobaczyć, dowiedzieć się, czegoś o niej, a jeśli się z nią jeszcze zaprzyjaźni, to Adrien spojrzy na nią łaskawszym okiem i zakocha się w jej legendarnej dobroczynności. Tak, to brzmiało jak dobry plan.

- Z pewnością, ale nie wiem, gdzie leży - mruknęła Alya.

- Oh, to nie będzie trudne - uśmiechnęła się nastolatka - Zapytasz o to Nino. Adrien mu powie, a potem ja, to znaczy my, przypadkiem wybierzemy się do tego szpitala z koszykiem pełnym  makaroników marakujowych! 

- Dlaczego akurat marakujowych? 

- Oh, każdy lubi marakuje - zaśmiała się nerwowo Marinette. Nie mogła przecież przyznać się przyjaciółce do pieczenia co niedzielę nowego makaronika dla Adriena, aby, gdy nadarzy się okazja, nie dostał czerstwego ciastka.

- Zapewne... - mruknęła podejrzliwie mulatka - Nie wiem jednak, czy to dobry pomysł. Nie na darmo Adrien powiedział o niej tylko Nino. Raczej nie będzie zadowolony, gdy nas tam ujrzy, a wtedy twoje szanse u Adriena spadną do zera. Zastanów się lepiej nad tym, co robisz - zaśmiała się dziewczyna, klepiąc lazurowooką po ramieniu - Odbijanie chłopaków to świństwo.

- Masz rację, Alya - powiedziała głośno Marinette - Na moje szczęście ona go nie pamięta - dodała szeptem.

CLARISSE*

   Nie zdążyłam jeszcze dobrze podejść do sali, gdy wtem poczułam wibracje swojej komórki ukrytej w głębi teczki. Zatrzymując się, otworzyłam ją i wyciągnęłam na wpół rozładowany przez Eegala telefon, odblokowując ekran, aby sprawdzić, kto śmiał zakłócać mój spokój nagłymi wiadomości.

   Jak się okazało, było to powiadomienie z Friendbooka od niejakiego Jean-Pierra Monlatainga. Na zdjęciu profilowym ukazywała się wesoła, poczciwa twarz siwowłosego mężczyzny o mocno zarysowanym podbródku i szarych oczach, którego policzki były ubrudzone różnokolorowymi farbami. Z pewnymi wątpliwościami zaakceptowałam zaproszenie do znajomych i otworzyłam dymek czatu.

Jean-Pierre Monlataing *ustawiono nick użytkownika Clarisse d'Violon-Violin jako Clarisse Więcej Się Nie Dało Violin*

Jean-Pierre Monlataing *ustawiono nick użytkownika Jean-Pierre Monlataing jako Czekam Na Twoje Violiny*

Czekam Na Twoje Violiny: Czekam z listą obecności, pani Violin. Widzimy się w sali 33. 😘

   Zmarszczyłam brwi. Jeśli ten facet był nauczycielem to powinien się pilnować przed pozwami ze strony rodziców. Tacy mili, fajni pedagodzy pomagający uczniom często nie byli lubiani przez sztywną radę szkoły.

Clarisse Więcej Się Nie Dało Violin: Już idę.

   Wyłączyłam telefon, ponownie schowałam go do torby i udałam się do klasy, aby nie dawać panu czekającemu na moje skrzypce dalszych powodów do zmartwień.

   Gdy tylko pchnęłam drzwi sali, uderzył mnie mocny zapach farby. Całe pomieszczenie musiało być nią nasiąknięte, mimo iż wyłożone brązową boazerią ściany wyglądały na czyste i suche. W wielkich oknach klasy, które zastępowały co najmniej dwie z płaszczyzn prostokątnego pokoju, widniały wyklejane wizerunki robocików, wzorki machnięte przez nowoczesnego artystę, dla którego kreski i figury były aktem sztuki, a także biegnąca w pojedynkę, bo kto inny, Biedronka na ratunek Paryżowi. Z tyłu sali wysoko nad głowami uczniów wisiały obrazy: jeden większy w złotej ramce przedstawiał kawałek żółtej twarzy, pewnie postaci z "Simpsonów", o granatowych oczach i wielgachnym nochalu, a drugi w rameczce wykonanej z drewna prezentował rękę Zeusa dzierżącą piorun skradziony mu przez Luke'a Castellana. Pod obrazami za to, gotowe na zmiażdżenie, stały biurka i wisiały półki wypełnione książkami poświęconymi wybitnym malarzom. Pod resztą ścian również koczowały ławki pełne przyborów rzeźbiarskich oraz malarskich, a sztalugi z płótnami, które na ogół pewnie też walały się po podłodze, teraz ustawiono na środku pomieszczenia, aby dać znać uczniom, że nadszedł czas na wykrzesanie z siebie odrobiny kreatywności.

- Dzień dobry, monsieur Monlataing - przywitałam się nieśmiało, zamykając za sobą drzwi. W głowie zaczynało mi się kręcić od tego mdłego zapachu.

- Kogo moje oczy widzą? - zawołał radośnie nauczyciel z zapałem, rozkładając ręce. Na żywo okazał się być średniego wzrostu dziadkiem w białej, poplamionej farbami koszuli, na którą narzucał czarną kamizelkę tylko po to, aby nieudolnie zasłonić powstałe zabrudzenia. O dziwo, zielone spodnie magicznie zachowywały czystość - Czy to nie nowa uczennica, słynna panna d'Violon-Violin, której lament skrzypiec wysławiają narody? 

- Tak, to ja - odparłam, czując na policzkach rumieniec wstydu. Jeśli to Adrien naopowiadał mu o mnie, to mógł być pewien, że nie doczeka wieczora - Nie chciałam się spóźnić. Pan dyrektor...

- ...wezwał cię z powodu nieobecnej dziś panienki Bourgeois, która i tak ma odhaczoną obecność, więc jej brak szczególnie nam nie wadzi. Pan Lahiffe o wszystkim mi opowiedział. Bardzo się cieszę, że wreszcie do nas dotarłaś, moja droga. Odłóż teczkę i zajmij proszę miejsce za sztalugą. 

   Uczyniłam wszystko, o co prosił pan Monlataing i po odłożeniu teczki, którą oparłam o ławkę, podeszłam do jednej z pięciu wolnych sztalug, które pewnie miały należeć do Chloé, Sabriny, Marinette i jeszcze jednej nieobecnej osoby. 

- Twoim zadaniem będzie namalowanie obrazu - oznajmił nauczyciel, zakładając ręce na plecach - Podejrzewam, że jako skrzypaczka, możesz nie mieć zbyt dużego talentu malarskiego, ale pamiętaj o zasadzie, którą kieruję się na zajęciach. Liczą się starania, nie efekt końcowy. 

- Co mam namalować? - spytałam z niemrawą miną. Powiedzenie, że mój talent malarski nie był zbyt duży, było eufemizmem. Mój talent malarski praktycznie nie istniał. Gdy tylko dotykałam kredką kartki, papier giął się lub rwał z żałosnym jękiem. Podejrzewałam, że płótno wytnie mi podobny numer.

- Co tylko chcesz, chociaż byłbym zadowolony, gdybyś namalowała coś związanego z naturą. Najlepiej martwą. 

- Oczywiście - skinęłam głową, sięgając po pędzel, który leżał przy sztaludze. 

   Miałam ochotę uciec z sali. Ja i rysowanie! Kto to widział?! Z przestrachem spojrzałam się na puste płótno i drżącą ręką przyłożyłam do jego powierzchni pędzel.

- Pssyt - syknął mi do ucha rozbawiony Adrien - Najpierw musisz nałożyć farbę.

- Wiem, nie musisz mi mówić takich rzeczy - żachnęłam się - Sprawdzałam tylko czy pędzel jest suchy. Skąd mogę wziąć te farby?

- Z tamtego biurka - oznajmił blondyn, wskazując ruchem głowy zajętą przez puszki ławkę. 

   Przyjrzałam się dyskretnie płótnu Adriena. Chłopak zdążył już namalować croissanta na półmisku obłożonego dookoła krzywymi truskawkami i jagodami. Z tego, co mi się wydawało, właśnie miał się brać za polewanie go czekoladą, co pewnie zepsuje ostatecznie wątpliwej wartości dzieło sztuki. 

   Zerknęłam trochę dalej. Rudowłosy chłopak z włosami zasłaniającymi mu pół twarzy rysował coś po płótnie ołówkiem, ale kontury jego rysunku były słabo widoczne. Stojąca obok nastolatka Lila malowała chyba jakieś weneckie maski, zaś Nino uwieczniał pustą skorupę żółwia. Spojrzałam niepewnie na swoje płótno. Nie miałam zielonego pojęcia, co powinnam przedstawić...

- Ivan, skarbie - odezwała się krępa, niska nastolatka z burzą dredów na głowie - Mógłbyś mi przynieść puszkę oliwkowej farby? 

- Oczywiście, myszko - uśmiechnął się, delikatnie całując ją w czoło, co pozwoliło mi dojść do wniosku, że dziewczyna bez cienia wątpliwości była wybranką serca kamiennego Ivana. Ivana, który z jakiegoś powodu dla mnie był gburem i nie uśmiechnął się do mnie od początku dnia, mimo iż zrobiłam mu część kartkówki z chemii. Może byłam dla niego za chuda albo nie lubił czarnowłosych? Kto mógł to wiedzieć?

   Ivan ruszył więc ze swego miejsca, odsłaniając płótno, na którym była namalowana czaszka jakiegoś zwierza, z oczodołów której miały chyba wysypywać się fioletowe kwiatki. Upiorny rysunek... Tak czy siak, olbrzym podszedł do ławki, przyjrzał się otwartym puszkom i wziął sztukę z wymaganym kolorem, wymijając slalomem uczniów, jakby prosta droga, którą przyszedł, była dla niego zbyt wyboista.

   W pewnym momencie, będąc tuż obok mnie, chłopak stanął nieszczęśliwie na własnej, rozwiązanej sznurówce, która wlokła się za nim do tej pory jak makaron z kieszeni Włocha. Ivan zachwiał się i potknął, a gdy leciał, wypuścił z rąk puszkę, która uderzyła w moje płótno, zalewając je, jak i mnie, oliwkową farbą.

- Thor, Zeus, Maria... - wymamrotałam pod nosem, unosząc ręce do góry. Byłam pewna, że jak mnie matka ujrzy w takim stanie, to powrócę do prywatnego nauczania. 

- Ivan... - mruknął rudowłosy, podchodząc do obalonego olbrzyma, który leżał na podłodze rozciągnięty jak opalające się turystki na plaży - Nic ci nie jest?

   Cała klasa, która najpierw wstrzymała oddech, a dopiero potem odzyskała nad sobą panowanie, ruszyła na pomoc Ivanowi, zbierającemu się z posadzki. Wszyscy pomogli mu wstać, otrzepali go z kurzu i pyłu, po czym zadali mu miliard wariacji pytania "Jak się czujesz?". Najbardziej zaniepokojona była mała, grubiutka blondynka nazywana przez Ivana myszką. Ciekawe, czy mówił tak do niej, bo akurat tak mu pasowało, czy tez może nastolatka była nieśmiała i siedziała cicho jak przysłowiowa mysz pod miotłą? 

- Ojej, ale się pobrudziłaś! - usłyszałam za sobą zmartwiony głos Lili. Włoszka ze zgrozą zasłoniła usta ręką, aby ukryć swoje zdumienie moim stylem wzorowanym na nauczycielu plastyki.

- Co ty nie powiesz... Jesteś bardzo spostrzegawcza - syknęłam, obserwując jak gęste krople oliwkowej farby skapywały z mojej spódnicy, tworząc na ziemi rozbryzgujące się kropki o poszarpanych kształtach.

- Nie martw się, zaraz coś na to poradzimy - uśmiechnęła się Rossi, delikatnie klepiąc mnie po ramieniu.

   Chwilę później Włoszka wywinęła się na pięcie, podchodząc do pana Monlatainga widocznie zmartwionego całym incydentem. Zamiast podbiec jednak do leżącego Ivana, pił z butelki sok pomarańczowy w bardzo stresowej sytuacji.

- Przepraszam, panie profesorze - odezwała się grzecznie Lila - Możemy razem z Clarisse pójść do szatni? Biedaczka jest cała w farbie. Niech pan tylko na nią spojrzy! - powiedziała, wskazujące ręką na rzeczoną biedaczkę - Musi się przebrać. Przecież nie może tak chodzić. 

- Tak, tak, idźcie tylko wróćcie szybko - odparł siwowłosy nauczyciel, machając na nią olewczo, po czym zakręcił korkiem butelkę i raczył wreszcie podejść do Ivana, który stał już na własnych nogach, płomiennie przepraszając swoją myszkę za brak odpowiedniej farby. Blondynka nic sobie jednak z tego nie robiła tylko uśmiechała się współczująco, pocieszając go pustymi frazesami.

- Chodź za mną - powiedziała w międzyczasie Lila, ciągnąc mnie za rękę.

   Lila Rossi... Sama nie wiedziałam, co powinnam o niej sądzić. Przy naszym pierwszym spotkaniu w Tivoli, gdzie zalecała się do mojego kuzyna mającego mniej szarych komórek od liczby palców, zaimponowała mi swoją niechęcią do Biedronki. Będąc przekonaną o jej czystych intencjach, powierzyłam jej miraculum Orła, dzięki czemu pod moją nieobecność stała się Aquilą, ale jakiś czas później okazało się, że zalecała się do Biedry i próbowała przekonać La Volpe do wyeliminowania z gry Aigle. To sprawiło, że nie mogłam być już pewna jej zamiarów. Brązowowłosa Włoszka ewidentnie w coś grała. Pytanie tylko w co?

   Dziewczyna, nie zważając na moje zdanie, siłą zaciągnęła mnie do szatni, po czym otworzyła swoją szafkę i wyciągnęła z niej komplet ubrań. Przyjrzałam się mu krytycznie. Czerwona, skórzana kurtka i czarny kombinezon w białe kropki. Zapachniało mi trochę Biedronką, ale darowanemu koniowi w zęby się wszak nie zaglądało. Wzięłam bez słowa wieszak i udałam się w stronę łazienki.

   Gdy wyszłam z niej po piętnastu minutach, Lila stała oparta o ścianę łazienki, przyglądając komórkę. Na mój widok schowała jednak telefon do torebki, odbiła się od kafelków i podeszła do mnie, stukając obcasami swoich botków.

- Może być - mruknęła, przyglądając się mi.

- Wiesz, że wcale nie musiałaś tego robić, nie? - spytałam.

- Oczywiście, że musiałam! Miałam pozwolić mojej przyjaciółce chodzić w farbie i wystawiać ją na pośmiewisko? 

- No nie... - bąknęłam pod nosem.

- Spójrz na to tak - Lila klasnęła radośnie w dłonie - Gdyby nie te buty, wyglądałybyśmy jak siostry. Zawsze chciałam mieć siostrę, wiesz?

- Tak? Ja wolałabym starszego brata - odparłam.

- To tak jak ja! Jesteśmy takie podobne - uniosłam wysoko brwi. Laska przed chwilą gadała o siostrze, a teraz chciała mieć już rodzeństwo płci męskiej - Starsi bracia są tacy odważni, opiekuńczy i czuli - rozmarzyła się - Są nawet lepsi od sióstr, chociaż te też fajnie byłoby mieć. Miałam kiedyś starszego brata, ale zginął na wojnie. Był żołnierzem walczącym w Afganistanie - szepnęła, pociągając nosem - Tak bardzo mi go brakuje.

- Przykro mi. Jak się nazywał?

- Cédric... - powiedziała, na co jej zielone oczęta zaszły łzami.

- Mój nazywał się Ellery - mruknęłam, gryząc się w język. Absolutnie nie powinnam o tym mówić. Chłopak wszak urodził się wieki przede mną i zmarł zaraz po narodzinach z powodu mutacji powstałych przez sirenomelię. Nie powinien dla mnie istnieć.

- Moje kondolencje, Clarisse - rzekła drżącym głosem dziewczyna, obejmując mnie serdecznie.

- Yhm... - wymruczałam, przytulając ją niezręcznie - Może wrócimy już do sali, co?

- Tak, masz rację. Szkoła to nie miejsce na rozklejanie się - oznajmiła, przecierając rękawem ramonezki oczy - Chodźmy.

..........................................................................

   Gdy weszłyśmy na powrót do sali nr. 33, wszystko wyglądało jak dawniej. Uczniowie spokojnie malowali obrazy na swoich sztalugach, tworząc na nich prawdziwe dzieła sztuki. Brykający po tęczy biały jednorożec blondynki, która doniosła mi o życzeniach pana Damoclesa, zdawał się rozsiewać wokół siebie radość i szczęście, za to kruk na ułamanej gałęzi, którego rysowała czarnowłosa dziewczyna z fioletową grzywką niszczył dobry humor niesiony przez mistycznego konia. W oddali mignęły mi gryzmoły różowowłosego liliputa i prawie skończony już croissant Adriena, na widok którego poczułam ssanie w żołądku. Nie na widok Adriena, rzecz jasna, zielonooki nie był aż tak przystojny, aby go chrupać na podwieczorek.

   Nikt nie zauważył naszego wejścia. Wszyscy byli zajęci swoją pracą, nawet Ivan i jego myszka, którzy poradzili sobie bez oliwkowej farby, zaś nauczyciel siedział na biurku ze słuchawkami na uszach, słuchając na cały regulator muzyki z moich koncertów. 

   Lila z wysoko uniesioną głową wróciła do swoich masek, więc nie mając lepszego wyboru, podeszłam do swojego płótna lepiącego się od oliwkowej masy. Podparłam się pod boki, zastanawiając się, co też mogłam z tego zrobić. Teoretycznie mogłam wziąć nowe, czyste płótno, ale nieświadomie Ivan stworzył mi bazę pod rysunek, dodając szczypty inspiracji. 

   Z uśmiechem na ustach podeszłam do biurka, przyglądając się farbom, po czym wzięłam puszkę z żółtym kolorem. Delikatnie nałożyłam na pędzel barwę i wyobrażając sobie w mojej głowie cały konspekt, zaczęłam nanosić na oliwkowe płótno żółte kropki.

.............................................................................

- Szczęśliwy Traf ukazany w krzywym zwierciadle - mruknął pod nosem pan Monlataing, pocierając brodę - Co było dla ciebie inspiracją?

- Antybiedrona - odparł z dumą rudowłosy chłopak, opowiadając chyba o jakimś zaakumowanym fanie Biedronki, który musiał mieć albo jej moce, albo moce zupełnie przeciwne.

- Myślę, że zasługujesz na najwyższą ocenę, Nathanielu - powiedział nauczyciel, klepiąc chłopaka po ramieniu, na co nastolatek spalił buraka i wymamrotał słowa podziękowania - A co namalowała nasza nowa gwiazdeczka? - zapytał, podchodząc do mnie.

   Płótno nie przedstawiało niczego niezwykłego. Ot, klejąca się jeszcze, spływająca obficie z płótna, oliwkowa breja naznaczona gdzieniegdzie żółtymi, jaśniejącymi plamkami. Zachęcająco to nie wyglądało i pewnie plasowałoby się gdzieś pomiędzy ivanową czaszką wypełnioną tojadem, ninowym karapaksem, po którym hulał wiatr, a upiornym krukiem emo panienki w podartych legginsach.

- To są mglaki zwodzące ludzi na bagnach - oznajmiłam z dumną miną. 

- Mglaki... - powtórzył za mną profesor.

- Owszem. To takie stwory podobne do błędnych ogników. Ludzie kiedyś wierzyli, że niosły zgubę na bagnach, ale teraz to tylko bąbelki wypływającego metanu - wyjaśniłam.

- Z pewnością zasługuje to na dobrą ocenę - uśmiechnął się pedagog z niepewną miną, po czym wyminął mnie i podszedł do croissanta stworzonego przez Adriena, który włożył za ucho pędzel mokry od brązowej farby, zapominając chyba o fakcie, że ten mógł go przefarbować.

    Uśmiechnęłam się delikatnie. Naprawdę nie oczekiwałam wiele po moim malarskim talencie, więc taka ocena była dla mnie zadowalająca.

...................................................................................

- Naładował się już? - spytałam Eegala, zamykając biały zeszyt w liski, który kupiła mi matka dla dyskretnego podkreślenia mojego familijnego dziedzictwa. 

- Już prawie. 90% - oznajmiło kwami, spoglądając na ekran mojej komórki.

- Jeszcze kilka minut i powinno być dobrze - mruknęłam, chowając notatnik z odrobioną pracą domową z chemii do teczki. 

   Wstałam z obrotowego krzesła i czując delikatnie ssanie w żołądku, wyszłam z pokoju z nadzieją, że może uda mi się zapętlić obraz kamer z kuchni tak, aby wyglądało na to, że nikt w niej nie rezydował, podczas gdy ja mogłabym skubnąć coś sobie do schrupania. Odkąd zrobiłam sobie przymusowy post, czułam coraz większy chłód, zmęczenie i ból mięśni. Podejrzewałam, że był to raczej wynik przeforsowywania się i dzielenia życia na szkołę, karierę muzyczną i pracę bohaterki, a nie brak składników odżywczych, ale bądź, co bądź, to nieznośne ssanie stawało się już irytujące. 

   Zanim jednak weszłam do kuchni, musiałam zwolnić miejsce ojcu, który wyszedł z naszej spiżarni z kawałkiem rogalika w ustach. Z tego, co zauważyłam, zdążył sobie nieznacznie ubrudzić malinowym dżemem białą koszulkę, którą nosił pod kremową marynarką, co tłumaczyło, dlaczego wpakował sobie do kieszeni chusteczkę. 

- O, Clałisse - wybełkotał, przełykając croissanta - Musisz koniecznie spróbować tego cudu w połączeniu z dżemem. Fantastyczne, po prostu fantastyczne - oznajmił, oblizując palce z konfitury.

   Naszą rozmowę przerwało wejście Aarona Cartiera, odźwiernego od ponad dekady odpowiedzialnego za otwieranie i zamykanie drzwi naszego przybytku, aby nikt nieodpowiedni nie raczył się do niego wślizgnąć w tradycyjny sposób. Oczywiście, nie obejmowało to Aigle, która zazwyczaj korzystała z okna. 

- Monsieur d'Violon-Violin... - zaczął niepewnie.

- Tak? - zapytał ojciec, wycierając mokre palce w chustkę.

- Lepiej będzie, jeśli pójdzie monsieur ze mną... - wybełkotał z zakłopotaniem Aaron, co do tej pory nigdy mu się nie zdarzało.

- Nie ma chwili spokoju... Dzisiaj dzwonił wydawca, twierdząc, że za dwa tygodnie mam mu książkę wysłać, a teraz to... - westchnął - Prowadź.

   Aaron ruszył więc przed siebie niepewnym krokiem, za nim szedł mój ojciec, mamrocząc pod nosem o niestworzonych wymysłach swojego wydawcy, a na końcu pochodu kroczyłam ja, przemykając cichcem jak hobbit w środku lasu. 

- Monsieur, to oficer Roger Raincomprix - oznajmił Cartier, wskazując na stojącego w drzwiach otyłego, rudowłosego policjanta w czapce z daszkiem, która nie mogła dawać jego uszom żadnego schronienia przed zimnem. Na szczęście, miał jeszcze polarową kurtkę.

- O, świetnie się składa! - zawołał mój ojciec, przyglądając się z zainteresowaniem funkcjonariuszowi - Pan jest prawdziwym policjantem?

- Tak - skinął głową Raincomprix wyraźnie zbity z tropu tak bezsensownym pytaniem.

- To pan pewnie wie... Ile czasu będą rozkładać się zwłoki w mojej wannie, jeśli poleję je kwasem solnym?

   Dzielny policjant szeroko otworzył oczy ze zdumienia, Aaron schował się za rogiem, Sally Laurenti, asystentka mojego ojca, która akurat wyjrzała z gabinetu, przyłożyła sobie w czoło, a ja starałam się zrozumieć, jakim cudem mój ojciec przeżył ponad czterdzieści lat bez instynktu samozachowawczego. Wiedziałam, że jako pisarz był trochę zwariowany, ale nie że aż tak.

- Pan Tristan d'Violon-Violin? - zapytał wreszcie oficer, otrząsając się z szoku.

- Nie - odparł ojciec, zakładając ręce na klatce piersiowej.

- Nie? - zdziwił się policjant, zaglądając z zakłopotaniem do swojego notatniczka - Mam zapisane, że pod tym adresem jest zameldowany Tristan Xavier d'Violon-Violin...

- No właśnie - uśmiechnął się z rozbawieniem mój ojciec - Tristan Xavier, nie Tristan. Wie pan, ile Tristanów chodzi po świecie? Ten z legendy arturiańskiej chociażby, ostatnio jakiegoś wyliniałego rockmana widziałem, co na niego Tristan wołali, jakieś dziecko w piaskownicy tak miało - wyliczył - Bądźmy konkretni, panie Raincomprix. Szuka pan Tristana czy Tristana Xaviera?

    Policjant patrzył przez chwilę na tatę z powagą i zirytowaniem wymalowanym na twarzy, po czym schował do kieszeni notatnik i wyciągnął z niej kajdanki.

- Jest pan aresztowany, panie d'Violon-Violin.

- Za rzeczowość? - zaśmiał się tata - Czy za wymyślonego trupa w wannie? 

- Dowie się pan wszystkiego na komendzie - syknął funkcjonariusz, zakładając kajdanki na nadgarstkach mojego ojca.

- Miodzio... Zawsze chciałem zobaczyć komendę od środka - powiedział tata, nie zdając sobie chyba sprawy z powagi sytuacji.

- Moment! - zawołała za moimi plecami Sally, wychodząc całkowicie z gabinetu. Jak zawsze miała na sobie czarne ubrania w żółte plamy. To był jej znak rozpoznawczy jak granatowa sukienka GaMy - Nie może pan go aresztować. 

- Jak pani widzi, właśnie to zrobiłem. 

- Nie martw się, Sally, wrócę na kolację - odparł z uśmiechem tata, przypatrując się kajdankom - One muszą być takie ciasne?

- Taaa... Są nowe, ale rozejdą się po pierwszym praniu - mruknął policjant, popychając lekko mojego ojca w kierunku schodów - Idziemy panie d'Violon-Violin.

   Patrzyłam skołowana w ślad za znikającym ojcem. Nie mogłam pojąć, co się właściwie stało. Skąd nagle pomysł na aresztowanie mojego taty? Komu tak bardzo zalazł za skórę, że aż musiał nasyłać na niego policję? Tata był przecież niegroźnym, może trochę zbzikowanym, ale nadal niegroźnym facetem. To nie miało żadnego sensu.

- Clarisse - usłyszałam głos Sally, która stała w progu ubrana już w czarną kurtkę z żółtym futerkiem na kapturze - Wejdź do mieszkania i zadzwoń do swojej matki. Ja pojadę na komisariat, zanim go skażą bez sądu - mruknęła, wychodząc prędko z domu.

- Chyba mocno podpadłaś Chloé - szepnął Eegal z kieszeni czerwonej ramonezki. 

- Nie sądziłam, że faktycznie się do tego posunie - odparłam cicho, wracając do apartamentu.


Witam Was wszystkich serdecznie! Przeglądając swoją tablicę zauważyłam, że w maju dałam Wam spoiler do tego, że ktoś w "Orlim zrywie" zostanie aresztowany. Patrząc na to, że mamy sierpień, podzielenie tych rozdziałów na krótsze było chyba dobrą decyzją, skoro Tristan ląduje za kratkami po trzech miesiącach XD

Jeśli dobrze liczę, jest to już 90 rozdział, więc możecie sobie powoli zacząć przygotowywać pytanka do postaci i do mnie, jeśli będziecie czuć potrzebę zapytania o coś autora. Sama zajmuję się poszukiwaniem zaginionych okładek, które zrobiłam do tej książki, ale które ostatecznie nie zostały z nią na dłużej i zastanawiam się nad dodaniem jakiś rysunków ukazujących konkretnych bohaterów, ale co do tego mam wątpliwości. Jeszcze Wam okulary/soczewki popękają albo oczy ze strachu wypłyną, a tego bym nie chciała. No, chyba, że Wy tego chcecie, to wtedy napiszcie, że jesteście zainteresowani wizytą na oddziale okulistycznym ;)

Do zobaczenia niedługo. Może tutaj, może w "Grimoirze", a może w jeszcze innej książce? Prace nad "Mad=Aigle" i "Wojowniczką Medeiny" ( tak, nie zapomniałam o tym, rozdział 2 jest w trakcie pisania, a do 3 są tworzone dialogi ) trwają, do "Grimoiru" szukam map, a do "Setek traum" i "Aello" zachęty. Trzymajcie się i korzystajcie z wakacji!

                                                                                                      ♥ M ♥



Czytaj Dalej

To Też Polubisz

199K 4.8K 24
Wojna została wygrana, a Hermiona Granger powraca do Hogwartu na "Ósmy rok" nauki. Jest zdeterminowana, aby raz na zawsze zmienić swoją łatkę mola ks...
10.1K 468 21
Ninjago już jakiś czas temu wstało na nogi po ataku kryształowego władcy. Mieszkańcy świętują i wracają do dawnego życia. Jednak zło nigdy nie śpi, i...
107K 8.2K 52
Edgar to młody chłopak z toną problemów na głowie. Dla swojej siostry starał się walczyć z chęcią skończenia tego. Niestety pragnienia wzięły górę. ...
6K 317 20
Co gdyby to Hailie wychowała się z ojcem a chłopcy z Gabrielą? Co gdyby to oni stracili matkę? Co gdyby Hailie miała córkę w wieku 19 lat? Co gdyby t...