Orli zryw |Miraculous| (Chwil...

Por MademoiselleGaMa

4.2K 587 783

Nadrzędnym celem Biedronki i Czarnego Kota jest bezpieczeństwo Paryża, które mogą osiągnąć poprzez pokonanie... Más

Wizje jako nieodłączna część życia schizofrenika
Zamach na papieża i nowa moda w Watykanie
Fangirl i zbiorowe omdlenie na widok babuszki
Wegetarianie - gatunek zagrożony
Adrien i takie tam selfie z Wiednia
Mała syrenka z Karaibów
Najkrótszy rozdział pod słońcem
Alberiam lub Mirbert
Najwspanialsza gwiazda betlejemska
Aigle i wielki baner z napisem "KISS NOW"
Wśród nocnej ciszy Papież się spełnia
Pierwiastki matematyczne, chemiczne oraz magiczne
La Volpe da Tivoli
Mazury - egzotyczna wyspa prezydentów
Skradanki w Notre Dame ( Reine Rouge cz.1 )
Papież się spapieżył... ( Reine Rouge cz.2 )
Jak zdobyć serce Aigle? Poradnik jednokrokowy
Jak Biedronka z Orłem ( Reine Rouge cz. 4 )
Aigldronka ( Reine Rouge cz. 5 )
Socjopatyczne uroki idealną pułapką na korony
Femme Fatale nr. 1
Lotnisko najlepszym miejscem na ujawnianie sekretów!
Znęcanie się nad fletem czynnością karalną w wielu krajach Trzeciego Świata
Śmierć za Hiszpanię, chwalebna to zaraza
Nieodpowiedzialni skrzydłowi zawalają starożytność
Romantyczność Czarnej Śmierci w ka-re-tce
Rudy, rudy, rudy rydz
Czerwone rurki nową więzienną modą
Modnie umierająca Tamiza pełna mleka
Koalicja czarnych kotów z ciemnością
Latający komputer, latająca czapka i latające rolki
Od ogrodu do zakonu... (Decybeliks cz.1)
Mulatyczne zjawy kąsają jadowite decybele (Decybeliks cz. 2)
Dystyngowana herbatka z Przeznaczeniem
Kocia muzyka oraz kocie, kocie harce (Decybeliks cz. 3)
Tańcząca z głowami
Niewinne dzieci celem książęcych motylków (Decybeliks cz. 4)
Crap catus - nowy gatunek kota ( dostępny w dwóch kolorach ) ( D cz. 5 )
Czaderski tandem versus kuszące siły pomarańczy (Decybeliks cz. 6)
Deal o barwie miodu
HUUUULK NISZCZYĆ! ( Ponton cz.1 )
Traumatyczny Wiedeń rozbija się o mury Nursen (Olszynka cz. 1)
Ołowiane tancereczki w sznurkach lisiego Taaffe
Bejsment w objęciach brachiozaura
Wiedeńska, porzucona kochanka i załamany Romeo
Cierpienia młodej akumy Aliny ( Romantica cz. 1)
Szaleństwo zielonych oczu ( Romantica cz. 2 )
Schadzka z doniczką Alladyna ( Romantica cz. 3 )
Ryszard z Luki lub Luka z Ryszarda ( Romantica cz. 4 )
Biedronka na latającym dywanie i rysia przyzwoitka (Romantica cz. 5 )
Daltonistyczny Śmigus-Dyngus ( Romantica cz. 6 )
Pani Wielbcie-Mnie-I-Rozpaczajcie-Wszystkie-Narody-Bo-Oto-Samodzielnie-Mrugnęłam
Czaromowa Żerarta ( Rozdział niby 18+, ale nie do końca, więc można czytać )
Czy się stoi, czy się leży, 2 000 się należy
Kanarkowa szczęka wampira
Spacer z legitymacją szkolną i nowa fryzura sfinksa
Adrien i jego kariera szperacza w starożytnych gramofonach
Rzym w płomieniach cesarzowej Joanny
22 rude kasztany
Tour de po miraculersów
Barbara-Barnaba i mistyczne tajemnice bębenków
Białowłose czwórki mylą Sylwestra z Wielkanocą (Lady Lamp cz. 1)
Volpe Artica da Tivoli ( Lady Lamp cz. 2 )
Wróbelek Elemelek i Batman na festiwalu puszczania baniek ( Lady Lamp cz. 3 )
Lisy z białego dymu
Akuma do kwadratu ( Lady Lamp cz.4 )
Chopin i The Beatles łączą siły na scenie ( LL cz. 6 )
Czarno-złota kołysanka o mleku ( Lady Lamp cz. 7, Hesper cz. 1 )
Kolekcjoner i pasja fotografowania ( Lady Lamp cz.8, Hesper cz. 2 )
Miraculia vol 2 ( LL cz. 9, H cz. 3 )
Konsul Biedroniusz na Forum Romanum ( LL cz. 10, H cz. 4 )
Pierwsze siedem kropek Biedroniusza ( Lady Lamp cz. 11, Hesper cz. 5 )
Ballada o Królowej Jabłek ( LL cz.12, KJ cz. 1 )
Lustereczko, powiedz przecie ( LL cz. 13, KJ cz. 2 )
Biedrofani świadkami wiekopomnego procesu o jabłka ( LL cz. 14, KJ cz. 3 )
Równa walka na katany świetlne ( LL cz. 15, KJ cz. 4 )
Mistrz Motyl sprawką kotaklizmu 2016 (LL cz. 16, KJ cz. 5)
Uprzedzenie i duma ma dwa serca
Balony Mistrza Fu
Absolon de la Ress, czyli tam i z powrotem
Sabotażyści z Saint-Denis
Rewolucjoniści z S.I.E.R.O.C.I.Ń.C.A
Sowia szkoła Fantômette
Aigle nielegalnie pożycza szafki
Modowa katastrofa w Françoise Dupont
Clarisse A.R.S.O.M d'Violon-Violin jako nowa She-Hulk
Dyrcio Sowa jako poskramiacz tygrysów
Kondolencje od Pana Czekam Na Twoje Violiny
Tristanowy los pisarza w niewoli
Żerart z Livii na kozetce w gabinecie nowozelandzkiej pomocy psychologicznej
Dziennikarz potrzebny od zaraz
"Kaprys nr. 25" Niccolò Paganini
"Co autor miał na myśli?" - wykłady prof. d'Violon-Violin

Ciut wcześniej czyli prolog w środku akcji ( Lady Lamp cz. 5 )

27 5 1
Por MademoiselleGaMa

LA VOLPE DA TIVOLI*

Ciut wcześniej

- Wystroiłaś się - zauważyłam, taksując Diablicę wzrokiem. 

   Dziewczyna była już wewnątrz Ratusza, gdy przybyłam na miejsce mniej standardową drogą (niczym prawdziwy asasyn wspięłam się po fasadzie budynku i wskoczyłam do budynku przez okno, tym razem nie dekapitując po drodze żadnej rzeźby, jak to zrobiłam swego czasu w Tivoli).  

   Mad miała na sobie czerwony płaszcz, który przy moim białym okryciu wyglądał jak cosplay polskiej, monakijskiej lub indonezyjskiej flagi. Czerwcowy był również krawat, który Amerykanka non stop poprawiała, jakby obawiając się, że ktoś zauważy złą technikę wiązania. Nie wszystko jednak nosiła w krwawym kolorze. Kołnierz kapoty, a także podwinięcia rękawów były już czarnej barwy, tak samo jak krótkie rękawiczki, pasek oplatający jej biodra oraz kombinezon, który miała pod paltem. Jednak twarz ukrywała za czerwoną, klasyczną maską, której nie powstydziłaby się Biedronka. Rubinowy kolorek zdecydowanie wygrywał, albowiem nawet włosy i diable rogi ( jak na Diablicę zresztą przystało ) miała w szkarłacie. 

- Ty też ładnie wyglądasz, Lisico - powiedziała, uśmiechając się. 

- Grazie - skłoniłam się w pół na renesansową modłę.

   Thor, Zeus, Maria... Jak ja lubiłam tę formę. Uwielbiałam teatr, pozę, którą przyjęłam, tajemniczość, wielkopańskie gesty i powiew śródziemnomorskiej świeżości, który się za mną ciągnął. To było coś zupełnie innego od Aigle. La Volpe była wolna od kpin, szyderstw i nieprzychylnych opinii. Była kimś zupełnie innym. Spokojniejsza, bardziej rozważna, dokładnie wszystko obserwująca, a co najważniejsze, tak samo skuteczna jak Orlica. Może nawet bardziej od Królowej Wiatru. Kradzież miraculum Lisa Swallow była fenomenalnym pomysłem.

- To prawda, że Kot zaprosił wszystkich posiadaczy miraculi? - zapytała zaciekawiona Arleen.

- Podobno - mruknęłam, zastanawiając się, czy przy Mad powinnam trzymać się wyuczonej roli Lisicy z Tivoli z lakonicznym słownictwem, która odzywała się tylko wtedy, gdy było to absolutnie potrzebne, aby roztaczać wokół siebie nimb tajemniczości. 

   Cóż... Chyba świat się nie zawali, jeśli La Volpe w trakcie Sylwestra będzie ciut bardziej rozmowna niż zazwyczaj. Zresztą, Diablica i tak wiedziała, kim byłam, dlatego udawanie przy niej nie było już takie zabawne.

- Aż dziw, że wydali mu ponad połowę szkatuły - mruknęła zaskoczona nastolatka, unosząc brwi. 

- Zrobił wielkie, kocie oczy i GaMa dała się nabrać - wzruszyłam ramionami, śmiejąc się w duchu z tego, że prawdopodobnie wnuczka Mistrza Fu podarowała blondynowi magiczną biżuterię tylko dlatego, ponieważ nie był cudowną Biedronką, którą tak uwielbiał jej dziadek.

- Jak ja byłam Panterką , to jedyne co mi moje kocie oczka zapewniały to ciastka miodowe - parsknęła śmiechem Mad.

-  Może znajdziesz tu coś podobnego. Burmistrz raczej postarał się z jedzeniem - wskazałam głową na ustawione szwedzkie stoły, przy których chłopak w stroju małpy wycierał garnitur mężczyźnie łudząco podobnemu do jednego z moich wujków. 

   Możliwe, że to był jeden z moich wujków... Mleczne włosy, blada skóra, postawna sylwetka i drogi garniak. Wyglądał jak jeden z wielu z Familii, ale tak mógł przecież prezentować się każdy poważniejszy biznesman. Gdyby posiadał jakiś lisi emblemat typu szal, pierścień, pas lub broszka lub gdyby jego dłoń znaczyła głęboka blizna po Rytuale Przyjęcia, wtedy z całą pewnością mogłabym stwierdzić, że ten człowiek należał do mojej rodziny.

- Chloé  też dostała grzebyk? - zamruczała czerwonowłosa, uważnie przypatrując się gościom, co pozwoliło mi dojść do wniosku, że prawdopodobnie szukała pszczelej heroski.

- Nie weszłaś przez główne wejście? - zdziwiłam się, przypominając sobie córkę burmistrza stojącą na dworze, gdy ja wspinałam się po Ratuszu - Ona tam stoi i wita wchodzących.

- Nadal jest wredna - stwierdziła Maddie niemalże tak, jakby wkroczyła do budynku głównym wejściem - Załatwcie jej jakąś dziewczynę. U mnie to zadziałało.

- Jest na liście moich wrogów. Jedyne, co jej mogę załatwić, to kaczeńce na wieńcu - wywróciłam oczami. 

   Panna Bourgeois... Blondwłosa, zepsuta, rozpieszczona piękność, żyjąca jedynie za pieniądze rodziców. Dostająca to, czego chce, gnębiąca ludzi na każdym kroku, utrudniająca wszystkim życie, napawająca się cierpieniem gorszych od siebie. Stereotypowa bogaczka, pusta laleczka pokroju prusowej Izabeli Łęckiej. Możliwe, że tak jak bohaterka Głowackiego straci prestiż, kasę i szacunek, a jedyne, co jej pozostanie to uroda i kontemplacja nad wiecznością w spokojnych murach klasztoru. Bardzo jej tego życzyłam i radowałam się niezmiernie, że ktoś taki nie dostał się do Familii. 

   Znałam Chloé od najmłodszych lat. Była moją "przyjaciółką", zanim wyprowadziłam się z Francji. Tak właściwie to przyjaźniłam się z nią tylko dlatego, ponieważ mnóstwo czasu spędzała z Adrienem, ale już wtedy powstrzymywałam się przed tym, aby nie wypchnąć jej z okien agrestowej willi. Działała mi na nerwy niemalże w taki sam sposób jak obecnie Biedronka. Coś mi mówiło, że blondi przykleiła się do mojego zielonookiego naiwnego kolegi tylko dlatego, ponieważ miał śliczną buźkę i pokaźne cyferki na koncie, ale to jeszcze nie sprawiło, że zaczęłam ją nienawidzić. Sytuacją, która przelała czarę goryczy było zjedzenie moich magdalenek. Tej zbrodni pięcioletnia wówczas Clarisse wybaczyć nie mogła.

- Mi jest obojętna - oświadczyła Diablica - Bardziej interesuje mnie jej ojciec.

- Jej ojciec nie jest nikim istotnym - odparłam - Ot, polityk jakich wielu.

- Zawsze jest potrzebna marionetka, którą da się pociągać za sznurki - Mad uniosła do góry kąciki krwawych ust  - W moim wymiarze bardzo dobrze sprawuje się w swojej roli...

- W moim wymiarze tylko jedna osoba ciągnie za sznurki i nie jest nią burmistrz André - uśmiechnęłam się przebiegle.

   Sytuacja Paryża była bardzo skomplikowana. Według oficjalnej wersji miasto zostało założone w I wieku naszej ery przez celtyckie plemię Paryzów, które ostatecznie poddało się Frankom, tracąc miano stolicy powstającego kraju na rzecz Akwizgranu. Jednak to nie był koniec miejscowości. Cesarz Karol oddał władzę hrabiom Paryża, wśród których znajdował się możny ród d'Montreuil. Jego członkowie rozwijali miasteczko, uczynili z niego siedzibę sztuki i kultury. Wszystko byłoby dobrze, gdyby w ich szeregi nie wstąpił Donatien de Sade, który zszargał dobre imię owych ludzi wraz ze swą małżonką Renée-Pélagie skandalem Arceuil oraz sprawą Marsylii. Może jeszcze by się z tego podnieśli, gdyby nie rewolucja francuska i lata terroru. Szlachcice zmienili nazwisko na d'Violon i wynieśli się na spokojniejsze tereny, a władzę w Paryżu objęli mieszczanie i patrycjusze. Ostatecznie stołek objęła rodzina handlarzy Bourgeois ( o ironio, zwalczali burżujów, a sami nosili takie nazwisko ) i tak zostało do tej pory. Lud był przekonany, że kupcy byli wybierani w demokratycznych wyborach i żaden obywatel nie zauważył jak "tron" stał się instytucją dziedziczną i naprawdę wiele wskazywało na to, że po śmierci obecnego burmistrza zasiądzie na nim  Chloé. Przynajmniej tak się wszystkim wydawało, ponieważ nikt nie zdawał sobie sprawy, że dokumenty własności Paryża niedawno zostały przegrane w karty przez André i trafiły w ręce szwajcarskiej kobiety sukcesu - Emmy Cron.

-  W moim wymiarze od jakiegoś czasu jestem nią ja i bardzo podoba mi się ta rola - odparła Mad - Czekam aż Gabriel w końcu dostrzeże, że współpracował z własnym pracodawcą - mruknęła rozbawiona - Ten rok zapowiada się naprawdę zabawnie...

- Ten rok skończy się za cztery godziny - zauważyłam.

- U mnie jest luty 2019, kochana - powiedziała Diablica - Mój rok zaczął się dwa miesiące temu, gdy jakiś debil uznał, że rewolucja w Piekle to dobry pomysł.

- Wiem, ale dzisiaj jesteś w innym wymiarze - przypomniałam jej - Tutaj nie ma Piekielnych Rewolucji, jest tylko obrażona na Księdza Komunistka.

- To dziwne słyszeć, że Kot żyje - westchnęła - U mnie jest martwy od jakiś dobrych dwóch miesięcy, a Paryż obwieszono jego plakatami, doszło chyba do żałoby narodowej.

-  U mnie Kot też był rzekomo martwy, ale cofnęłam czas i ma się lepiej.

- Coś słabo mu idzie w byciu martwym.

- Ma 9 żyć.

- U mnie coś się musiało zbugować, skoro umarł za pierwszym razem - parsknęła rozbawiona Diablica.

- Miałaś mniej wyjątkowego Kota potrzebnego tylko do stworzenia Adrienette czy innego LadyNoir. W tym świecie Aigle edukuje Czarnego i tłumaczy mu, że platoniczna miłość do stalkerki jest czymś szkodliwym - wyjaśniłam.

- U mnie była między nimi romantyczną więź, która się źle skończyła. Niestety, nic nie poradzę na fakt, że nie posiadałam nikogo lepszego dla niego. Miał Kagami, ale ją rzucił...

- Na szczęście ja znam idealną osobę - uśmiechnęłam się smutno, mając nadzieję, że mój ship, mimo amnezji Białej Pantery ma szansę na powodzenie.

- To się ciesz.

- Cieszę nie. Nawet nie wiesz, jak bardzo - powiedziałam, szukając w tłumie dwóch znajomych sylwetek kolorystycznie przypominających jin i jang.

- Czy ty też nie widzisz nigdzie Koteczka czy to ja już od komputera ponownie oślepłam? - zapytała dziewczyna, wodząc wzrokiem po tłumie.

- Nie widzę. Mignął mi za to mój wuj... - albo raczej potencjalny wuj.

- Co twój wujek robi na Sylwestrze? - spytała zdziwiona Arleen.

- Sama chciałabym to wiedzieć... Prawdopodobnie przyjechał z moją kuzynką.

- Którą kuzynką?

- Lórią. Nie znasz jej.

   Jak przez mgłę pamiętałam wigilijną rozmowę z moją kochaną, andorską krewną. Dziewczę przekonywało mnie wtedy o wspaniałości Biedronki, którą koniecznie chciała zobaczyć i dlatego kupiła wejściówki na sylwestrową zabawę, gdzie główną atrakcją mieli być właśnie bohaterowie. Chwilę później poznałam Lilę i zdecydowałam o przekazaniu jej miraculum Orła. Ah, co to był za wieczór...

- Co to za akuma szwendała się po mieście? - Amerykanka kiwnęła głową, wyciągając arsenał nowych pytań. 

- Akuma? - udałam zdziwioną, nie wspominając, że sama wpadłam wcześniej w jej sidła. 

- Yhm... - zamruczała Diablica -Jakaś akuma szwenda się po mieście. Może dlatego nie ma Papieża.

- Wątpię. Kot to wszystko zorganizował. Porwał nawet Białą ze szpitala. Sądzisz, że przegapiłby taką zabawę? Poza tym... Już się ktoś zajmuje tymi kulami - mruknęłam, karcąc się w myślach za to, że jednak zdradziłam się z wiedzą o nowym złoczyńcy.

- Dziwne, że Stonka tu jest - Maddie spojrzała w dal - Może trzeba ją wykurzyć?

- Ktoś będzie musiał złapać motylka... - powiedziałam - Ale nigdzie jej tu nie widziałam, tak samo jak Wróbel, który stara się ratować ludzi przed tymi bańkami.

- Wróbel? - Mad uniosła brwi - Kto to?

- Nie wiem. Jakiś zakapturzony asasyn, który ukradł mi stylówę - miauknęłam smutno - Pewnie posiadacz miraculum, chociaż nigdy nie słyszałam o miraculum Wróbla.

- Wróbel... - zamruczała Diablica, wyciągając z wewnętrznej kieszeni stroju yo-yo.

   Szybko wpisała w wyszukiwarkę odpowiednią frazę i pokazała mi postać w brązowym outficie. 

- Ona? - spytała dla pewności.

- Chyba on... - poprawiłam.

- To postać z komiksów - odparła Mad - Z komiksów o Magestii czy jak jej tam. I to ona. Podaje się tylko za faceta - powiedziała moralizatorsko.

- To chyba ktoś ożywił komiksy, bo spotkałam tego ptasiego obojnaka.

- Ale to dziwne... U ciebie Batman jest komiksowy, a u mnie ten twój Wróbel... - Diablica zaczęła głośno myśleć - Ciekawe czy my w jakimś wymiarze też jesteśmy wklepane w jakiś komiks czy inną książkę - mruknęła, przewijając zdjęcia komisów o niejakiej Jess.

- Yhmm... Wyobraź sobie opowieść o MadAigle, gdzie autor robi z nas parę, bawi się naszymi uczuciami, doprowadza do zerwania, a potem cudownego pojednania i tworzy nam ship - zaśmiałam się - Absurdalne, no nie?

- Totalnie absurdalne - parsknęła Mad, naśladując styl wypowiedzi Królowej Pszczół, po czym schowała yo-yo - Idziemy poszuka...

   Diablica w pewnym momencie poleciała do przodu. Gdybym nie złapała jej za chabety, prawdopodobnie zaliczyłaby bliskie spotkanie z podłogą, kurząc swój elegancki strój, który jak na mroczne standardy jej kwami był całkiem przyzwoity i kompletny. Szkoda byłoby go tak niszczyć.

- Uważaj jak chodzisz! - krzyknęła za swoim napastnikiem, którego... nie było widać.

   Wytężyłam uważnie wzrok. Sama przecież by tak się nie rzuciła, chociaż kto ją tam wie, skoro ma głowę pełną demonów... Musiałam się naprawdę skupić, aby dostrzec zarysy sylwetki średniego wzrostu w jakimś dziwnym kapeluszu i mundurze. Postać była strasznie niewyraźna, wyblakła, jakby pozbawiona kolorów. Zresztą, rozpłynęła się chwilę później, więc możliwe, że tylko wydawało mi się, że kogoś zauważyłam.

- Do kogo to mówisz? - spytałam, dalej podtrzymując dziewczynę za ramię.

- Do tamtego faceta, który mnie go popchnął.

- Tam nikogo nie ma... - mruknęłam.

- Niemożliwe - Mad spojrzała na mnie niepewnie - Musiał już zniknąć w tłumie, skoro go nie widzisz. Nie wymyśliłam go sobie. 

- Wiem... Słuchaj, może pójdziesz po coś do picia i poszukasz przy okazji naszych miejsc? Ja się rozejrzę za naszymi milusimi kiciusiami. Muszą gdzieś tu być. 

   Mad kiwnęła głową i ruszyła w stronę stolików. Ja tymczasem poszłam przed siebie, rozglądając się za dwiema zgubami, moimi jasno lśniącymi gwiazdeczkami tego wieczoru. Co jak co, ale jeśli ktoś miał zabłysnąć na Sylwestrze, to musiał być mój ulubiony ship. Trochę żałowałam nawet, że nie założyłam watykańskiego beretu, aby okazać im swoje wsparcie, ale dziwnie by przecież wyglądał na kapturze. 

   Na sali widziałam wiele kręcących się osób. Większości z nich nie znałam, byli to pewnie "bohaterowie na 5 minut", których Biedronka werbowała w swe szeregi, aby zatriumfować nad jakimś złoczyńcą, a następnie zabierała im błyskotkę i spijała całą śmietankę oraz wszystkie komplementy, zaś jej nowi "niezastąpieni przyjaciele" usuwali się w cień, szczęśliwi, że mogli stanąć obok takiej osobistości jak Komunistka. Żal mi ich było... Nie wyobrażałam sobie, jakim sposobem dawali się przekonać do współpracy z kimś takim jak Biedra. Granatowowłosa najprawdopodobniej grała na emocjach tych ludzi. Musiała brać ich albo dlatego, że opętani należeli do bliskiego kręgu znajomych tych całkowicie niepotrzebnych herosów albo dlatego, że sama żywiła do konkretnych osób jakiś silniejsze uczucia. Całkowicie nieprofesjonalne wybory, ale kto by mnie słuchał. Przecież jestem tylko... Wróć, przecież byłam tylko znienawidzoną przez wszystkich Aigle, która nigdy nie mogła mieć racji w starciu z argumentami Biedronki.

   No kim oni byli? Rozpieszczona córka burmistrza i sztywna Japonka, które na dzień dobry zdradza światu swą tożsamość, myśląc, że są nowym Iron Manem, jakiś niedoedukowany mulacik przypominający połączenie Żółwia Ninja z asasynem, ślepo zapatrzona w swą idolkę upośledzona dziewczynka, która nie potrafiła utrzymać przy sobie miraculum... W czym ja lub Biała Pantera byłyśmy gorsze od nich? No w czym? W ten, że trzeźwiej obserwowałyśmy świat? W tym, że miałyśmy obiektywny punkt widzenia? Że patrzyłyśmy na złoczyńcę nie przez pryzmat znajomości, a przez pryzmat dobra zagrożonych osób? Nadejdzie kiedyś dzień, gdy odbiorę Biedronce jej miraculum i sama zacznę rozdawać karty...

   Cierpliwie wymijałam kolejnych ludzi. W oczach mieniło mi się już od brokatu, cekinów i diamentów, wśród których dalej nie dostrzegałam nawet ułamka moich koteczków. Thor, Zeus, Maria... Kto by pomyślał, że znalezienie pary zakochanych może być aż tak trudne? Ze trzy razy chyba wyminęłam burmistrza i jakąś rozśpiewaną gwiazdę rocka, a gołąbeczków nie spotkałam. Zaraza by to trafiła. Miałam nadzieję, że może chociaż Mad odszukała już nasze miejscówki i czekała na mnie z niecierpliwością z kieliszkiem schłodzonego wina. 

   W pewnym momencie miałam wrażenie, że gdzieś mignął mi czerwony tiul. Z trudem powstrzymałam mdłości. Oczywiście, każdy mógł założyć wdzianko w tym kolorze, prawie połowa obecnych na imprezie chodziła w szkarłatach i czerwcach, moja osoba towarzysząca również, ale no nikt inny nie szpeciłby sobie stroju czarnymi groszkami.

   Zbliżyłam się do tego miejsca zaciekawiona, aby zobaczyć, co też wielka Biedronka robi, gdy olewa Paryż, a także atakującą go Lady Lamp. Wnęka była przykryta ciężką kotarą, oddzielającą resztę sali od owej izdebki. Zapewne były tam toalety lub sale gospodarcze dla kelnerów i reszty wynajętego na imprezę personelu. Idealne miejsce, aby zaciągnąć tam jakiegoś zbyt pijanego gościa. Uśmiechnęłam się do siebie złośliwie. Oby tylko mój flet miał opcję nagrywania. Uda mi się wtedy uwiecznić chodzącą slalomem wielką obrończynię Francji i wstawić filmik do Internetu. Będzie miała za swoje podła lampucera. 

   Lekko odchyliłam kotarę, zaglądając do środka. Było ciemno... Ciemniej niż za czasów ciemnych wieków, gdzie nikt nie starał się o zanotowanie przeszłych wydarzeń dla potomnych. Musiałam wytężyć wzrok, aby cokolwiek zauważyć i dość szybko tego pożałowałam. Wewnątrz dostrzegłam iskrzącą barwą egzotycznego morza suknię Sairan, a za nią... Lub przed nią... Czerwoną kieckę wzbudzającą we mnie tak nieprzychylne reakcje organizmu. 

   Powinnam pewnie była się ruszyć i pomóc. Tak nakazywała ludzka przyzwoitość, ale to była Biedronka. Czy ona mi kiedykolwiek w czymkolwiek pomogła poza utwierdzaniem się w opinii, że granatowowłosa jest osobą, której nigdy nie zaufam? 

   Poza tym... Nie mogłam się ruszyć. Po prostu zamarłam. Miałam wrażenie, jakbym zjednoczyła się z podłogą. Zamiast Biedronki widziałam samą siebie. Widziałam każdy szczegół wszystkiego nawet przez zamknięte oczy, którym starałam się oszczędzić nowego materiału na koszmary. Nie tylko to wszystko widziałam, co również czułam i słyszałam. W pewnym momencie przyłożyłam dłoń do zabandażowanego uda. Skóra niesamowicie mnie piekła, nie wiedziałam, czy czasem szwy założone wczorajszej nocy przez Blacky'ego nie postanowiły puścić. Jeszcze tego by brakowało, abym ubrudziła sobie mą bielutką szatę. 

   Na swe nieszczęście poczułam na rękawiczce lepką ciecz. Zerknęłam przerażona na dół i ujrzałam morze krwi pokrywające podłogę. Zrobiło mi się gorąco. Chciałam się cofnąć, ale zwyczajnie nie potrafiłam. Nogi wrosły mi w posadzkę. Mogłam jedynie stać i patrzeć, co też czyniłam aż do chwili, gdy mocno szarpnęło mnie za ramię.

- Długo będziesz tak stać? - warknął mężczyzna, który wcześniej chyba napadł Mad.

   Naprawdę, nie byłam pewna, czy on w ogóle istniał. Widziałam go przez ułamek sekundy, po czym rozpłynął się w powietrzu. Źle to musiało świadczyć o moim zdrowiu psychicznym, skoro mam już halucynacje. Pewnie wdało mi się w ranę jakieś zakażanie, zaraz dostanę sepsy i nareszcie umrę, a Biedronka zatańczy na moim kurhanie.

   Zamrugałam szybko oczami. Wszystko wróciło do normy. Nie było Biedronki, nie było Sairan, nie było tego dziwnego typa i nie było krwi. Wszelkie ślady napadowej schizofrenii zniknęły. 

   Objęłam się niepewnie ramionami. Nie podobała mi się ta sytuacja. Coś było stosownie nie tak i nie mogła to być wykreowana przeze mnie iluzja. Wypadało odkryć przyczynę tego zdarzenia i zdusić ją w zarodku, zanim narobi więcej szkód niż powinna. 

   Ruszyłam szybko, oddalając się od przeklętej salki. Próbowałam poukładać sobie w głowie myśli, ale nie należało to do prostych zadań. Wirowały prędko, pchały mi się pod powieki. Stanowiłam idealną pożywkę dla ewentualnej akumy i pewnie padłabym jej ofiarą, gdyby nie to, że już po Paryżu grasowała Lady Lamp zajęta zabawą z Wróblem i moim prawdopodobnie dawnym znajomym Nietoperzem. 

   Zajęta własnymi demonami nawet nie zauważyłam jak na kogoś wpadłam. Szybko wydukałam przeprosiny i dopiero, gdy uniosłam głowę, zdałam sobie sprawę, że zabawa dopiero się rozkręca. Musiałam wejść akurat na Upośledzoną Kitkę... 


Witam Was serdecznie! Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał i nie przeraził Was fakt, że ma 3 000 słów. Miał być dłuższy, ale skrupulatnie staram się trzymać limit 2 000 - 3 000 wyrazów, aby nie zanudzić Was na śmierć moją pisaniną. To też wpływa na to, że akcja się tak wlecze... Od dłuższego czasu zastanawiam się więc, czy nie robić dłuższych rozdziałów, aby jakoś to wszystko usprawnić. Byłabym wdzięczna za informację, czy rozdziały np. po 5 000 słów nie brzmią dla Was jak próba usiłowania morderstwa. Na chwilę obecną pozostaniemy przy obecnym stylu i postaramy się skończyć Sylwestra, który trwa już i jeszcze trochę potrwa. W międzyczasie chciałabym też podziękować CrazyMADdie666 za użyczenie jej postaci i wspólne pisanie dialogów. Zapraszam Was do odwiedzenia jej profilu, gdzie Aigle ukrywa się pomiędzy wierszami. Tylko bardzo spostrzegawczy ją znajdą. Pozdrawiam Was i do zobaczenia wkrótce!


                                                                                                        ♥ GaMa ♥

                       

Seguir leyendo

También te gustarán

195K 15.9K 159
Tiana Adara Black. Córka mordercy, bratanica szajbuski, pupilka Snape'a... Nie, to ostatnie należy wykreślić z listy. Nauczyciel eliksirów zdecydowan...
137K 4.1K 157
☆Nie wiedziałem, że masz siostrę, Potter. Oryginal by @Seselina Translation by @zadupiacz
73.6K 2.5K 43
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...
45.5K 1.8K 108
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...