rozdział 12

99 21 6
                                    

- Trzeba spróbować odciągnąć dzieciaki od złych myśli, Blaise. Pomimo tego, że będzie strasznie niebezpiecznie i... możliwe, że któreś z nas polegnie...

- Cass, przestań, bo za chwilę Erick stąd się nie ruszy nawet na krok. - Blaise wskazał podbródkiem na przerażonego Francuza. - Poza tym, Ginerva rzuci na nas Upiorogacka, jeśli dowie się, że ich tak naraziliśmy.

- Przesadzasz, jedynie co ona zrobi to nadal będzie tkwić gdzieś przywiązana do krzesła, czekając na "księcia na białym koniu". Bez nas nawet nie kiwną palcem, dlatego... - zaczęłam. - Wy zabawicie młodych, a ja poszukam tamtych. Będę mieć namiar, więc łatwo mnie odnajdziecie, jakbym też zniknęła.

- Live, ja z nimi nie wytrzymam. Sama powtarzasz, że zachowuję się jakbym był w ich wieku.

- Nie histeruj Blaise. Dacie radę, a Rose jest zaradna, na wszelki wypadek możecie ją poprosić o pomoc. - mówiłam, zmywając naczynia. - Pamiętaj, że nie wolno wam używać magii. Jedynym warunkiem, pod jakim możecie ją wykorzystać to, wtedy jakby was zaatakowali. Wyruszę w nocy, dzieciakom powiedz, że poszłam szukać ich Ferajne. A i bym zapomniała, uspokój tego tchórza. - wytarłam ręce w ręcznik.

- Cassiopeia! - krzyknęła oburzona Rose. - Scorpius znowu nie daje mi spokoju.

Parsknęłam uśmiechem, a razem ze mną Blaise.

- Chodź, pogadamy sobie. - wzięłam ją pod ramię i wyprowadziłam ją z kuchni, kierując się do ogrodu. - Co ty masz do Scorpiego?

- Jego ojciec to Śmierciożerca, nasi rodzice się nienawidzili, a tata mówił, żebym się z nim nie zadawała. - roześmiałam się.

- Ja też jestem Śmierciożerczynią, może nie robiłam tego świadomie, ale jednak. Ja też nie należe do ulubieńców twojej rodziny. W Hogwarcie zadawałam się z Draconem i... w sumie jak go bliżej poznać jest... naprawdę niczego sobie. Scorpius to wspaniały chłopak, a twój tatulek nie powinien oceniać kogoś kiedy nie zna tej osoby. Wiem, że będziesz bronić idei ojca, ale warto dać Blondaskowi szanse. - spojrzałam jej w oczy. - Na Merlina, naprawdę jesteś uderzająco podobna do Hermiony. - na te słowa dziewczyna złapała się za twarz.

- Ale...

- Jeśli Ronald, bądź ktoś inny miałby, coś przeciwko to mów mi o tym. Ja się z tym ktośkiem rozprawie. - uderzyłam pięścią w swoją otwartą dłoń, wywołując silny napad śmiechu u rudowłosej. - Patrz kto idzie w naszą stronę... - powiedziałam melodyjnie.

- Em... Rose, bo ja przepraszam... - zaczął nie pewnie.

- Mówiłeś coś o wyjściu kiedy to wszystko się skończy, prawda? - przerwała mu dziewczyna. - Więc zgadzam się! - uśmiechnęła się pół gębkiem w stronę platynowowłosego.

- Super! - krzyknął uradowany.

Wieczorem, pożyczyłam mundurek, Albusa, przebrałam się w niego. Poświęciłam włosy, by przypominać Scorpiusa. Na swoją twarz rzuciłam zaklęcie i po chwili zamiast mnie był młody Malfoy. Głos zmienię kiedy indziej.

Pod czarną peleryną wyszłam do ogrodu gdzie aportowałam się do własnego domu.
W salonie świeciło się światło, czyli muszą tam być. Podszedłam do drzwi i otworzyłam je, będąc na pozór nie uzbrojona.

Odrazu wszytskie spojrzenia padły na mnie.
- Scorpius co ty tutaj? - spytał blondyn.

- Chyba pomy... - i wtedy ktoś próbował mnie unierochomić.

Automatycznie przerzuciłam go przez ramię. Kolejnemu dałam z pięści, drugiemu w piszel, trzeciemu w przyrodzenie. Z rękawa koszuli wyciągnęłam różdżkę i po kolei każdego oszołomiłam. 

Usłyszałam brawa z parę metrów ode mnie. Teraz czas na najgrubszą rybkę. To dobre sformułowanie, bo nie lubię jeść tego wodnego stworzenia.

- Nieźle się wyćwiczyłeś, Scorp. Jednak nie na tyle, by mnie pokonać. - zaśmiała się pogardliwie.

- Poprawnie byłoby "Aś". - powiedziałam i korzystając z jej zdziwienia, rozbroiłam ją. - Zamknęłaś mnie w Azkabanie, zniewoliłaś moje przyjaciółki i Dracona. Za takie coś grubo zapłacisz.

W oczach Delphi coś błysło.

- Chcecie wiedzieć, dlaczego Dumbledor dążył, by ją zabić? - zapytała swoich zakładników. - By zniszczyć Cassiopeie? - miny Gryfonów stężały. - Dlaczego zawsze uciekała na wieżę Astronomiczną kiedy się zdenerwowała?

- Bo nie panowała nad mocami. - powiedziała Pansy.

- Y... Nie prawda! - krzyknęła. - Bała się kogoś skrzywdzić, prawda Cassiopeio? - zwróciła się do mnie gotowa kontynuować dalej.

Pobladłam wiedząc, co ma na myśli.

Cassiopeia Live - Because Life Never DiesWhere stories live. Discover now