rozdział 8

260 28 0
                                    

                                Sen★
Wszystko jest zamazane słyszę tylko nie, które słowa i odgłosy walki zaklęciami.
- Ona zabiła (...) ! Teraz ja zabiję ją! - to był Harry Potter tylko kogo on chce zabić, a ta kobieta? Kogo uśmierciła?
Moje nogi same mnie prowadziły. Szłam na oślep. Znalazłam się gdzie indziej. Usłyszałam śmiechy wokół siebie. Musieli mnie nie widzieć, bo przenikałam przez stół. Para opadła, a ja zobaczyłam jednych ze swoich rodziców, którzy śmiali się z Malfoyami i Potterami. Potem wbiegł do pokoju mały chłopiec wyglądający jak mój chłopak. Skoczył na kolana Lucjuszowi, który nie wyglądał jak on ale jak Draco i był bez Narcyzy. Potem zauważyłam, że nie widze Jamesa ani Lily tylko Harre'go i Ginny, nie widzę jednych ze swoich rodziców ale Hermione i Rona. Reszta to były ich wszystkich dzieci. Ale gdzie Malfoy ma małżonke? Gdzie jestem ja? Chyba, że... Przerwałam rozmyślanie, bo usłyszałam swoje imię i zaczęłam pilnie się przysłuchiwać.
- Dlaczego Potter nie odzywasz się do Cassiopei? - warknął Draco.
Nadal się nie lubią.
- Zapomniałem o niej. Szczerze mówiąc. Mamy za dużo swoich spraw, by się nią przejmować. - odpowiedział oschle Potter ale tylko ze względu na to że rozmawia z blondynem. - A ty czemu nie?
- Od Bitwy o Hogwart o niej myślę. Tęsknię jak nie wiem co. Astoria o tym wiedziała. Powiedziała, że mam wolną rękę po tym jak... zmarła.
Nie mogłam zrozumieć uczuć Draco. O co chodzi?! O czym on mówi?!
Znowu byłam gdzie indziej tym razem zobaczyłam siebie. Wesołą i wyglądającą na dwadzieścia lat, choć czułam, że tak naprawdę tyle nie mam. Otworzyłam drzwi w swoim starym domu, co mnie zaskoczyło, na zewnątrz stali Potterowie, Weasleyowie i Malfoy. Mój uśmiech zszedł z twarzy tak szybko jak się pojawił. Zrobiłam się wobec nich zimna jak lód. Ze zwyczajnej grzeczności zaprosiłam ich do środka. W moich oczach widniała nadzieja. Ale nie mam pojęcia dlaczego. Nagle Potter wypalił retoryczne, pewne siebie pytanie, zaraz po jego krótkiej opowieści.
Niestety usłyszałam tylko jego koniec.
- Pomożesz nam? - jak mówiłam bardziej oświadczył.
W moich tęczówkach szalała złość i rozczarowanie pomieszane z goryczą. Żadne z okien nie pękło czyli nauczyłam się w tam tych czasach nad wszystkim panować.
- Nie pomogę. - powiedziałam nie podobnym do mnie głosem, którego jak na razie jeszcze nie użyłam, bo tak mówiłam tylko wtedy kiedy wspominałam o Voldemorcie.
- Wiedziałem, że... Chwila co?! - krzyknął czarno włosy.
- Nie. Pomogę. Potter. - wycedziłam przez zęby.
- W takim razie ucierpisz! Stracisz wszędzie reputację (...) - ciągnął dalej ale znów go nie usłyszałam.
                           ☆Koniec Snu★
Otworzyłam szeroko oczy.
~ Co to było?! ~ Krzyczałam w myślach.
Potem spojrzałam w bok i na zegarku było już dawno po ósmej czyli spóźniłam się na Eliksiry! Jak Dafne mogła mnie nie obudzić!? Założyłam byle jak koszule, która była cała pognieciona. Spódniczke jako jedyną założyłam dobrze. Wciągnęłam podkolanówki, bo nie mogłam znaleźć rajstop, nie mówiąc o tym, że jedna strasznie się podwinęła. Całe szczęście spakowałam się wczoraj. Zabrałam torbę na ramię i skacząc po drodze zakładałam czarne baleriny oraz jako tako próbowałam poprawić wygląd moich ubrań. Włosów nie czesałam grzebieniem ale palcami przez co wyglądały na - szczęście- specjalnie niechlujnie ułożone. Pobiegłam jak najszybciej do pracowni. Wpadłam na drzwi i wleciałam tam dosłownie ledwo utrzymując równowagę przed upadkiem. Wszyscy się na mnie patrzyli, a nie którym chłopakom jakoś dziwnie świeciły oczy tak samo jak Draconowi.
- Przepraszam profesorze za spóźnienie, zasapałam. - miałam lekką chrypkę od wczorajszego krzyczenia i jeszcze nierówny oddech od wysiłku.
- Siadaj Live. - powiedział dość łagodnie jak na siebie.
- Hej, co robimy? - zapytałam Malfoya ale on tylko otwierał usta i co chwilę zamykał nie mogąc nic powiedzieć.
Pokazał mi na tablicę. Znalazłam tam odpowiedź na którą oczekiwałam od mojego sąsiada z ławki. Gdy już zabrałam się do roboty, ukradkiem próbowałam poprawić strój. Zobaczyłam, że Draco cały czas na mnie spogląda. Musiałam w końcu zapytać co się z nim dzieje.
- Hej, Fretko co się stało? Nie odzywasz się. - zapytałam tym samym głosem, który odczuwał skutki wczorajszej kłótni.
On się wyprostował i cały czas pomimo prób nie mógł nic powiedzieć.
- Ktoś na ciebie rzucił jakieś zaklęcie, czy jak? - nadal szeptałam mu dyskretnie do ucha, żeby nie podpaść nauczycielowi.
Jedyną odpowiedź jaką otrzymałam była głucha cisza. Spakowaliśmy się i Dafne się odezwała. 
- Chodź. 
Zaprowadziła mnie do bocznego korytarza i wyjęła różdżkę, a mój strój był w normie. Tylko włosy miałam w "artystycznym nie ładzie".
- Dzięki. - podziękowałam.
- Nie masz za co.
- Dlaczego mnie nie obudziłaś?- spytałam.
- Bo wczoraj odrabiałam szlaban u Snape przez całą noc za bójkę z Parkinson. Całą noc nie spałam, więc Snape dał mi eliksir żebym miała energię. - tłumaczyła.
- A co jest z Draco? Cały czas siedzi cicho jak nie on.
Zaśmiała się i odpowiedziała.
- No wiesz. Miałaś niezłe wejście. A do tego wiesz fajnie wyglądałaś. Masz przecież tytuł Księżniczki Slytherinu. Każdy wie, że w naszym domu są najlepsze partię. Jak przyszłaś w nieładzie to myślę, że główki im wybuchły. Naprawdę wyglądałaś niesamowicie jak zawsze. W końcu twój ród słynie z urody i potęgi. Każdy chłopak marzy o zastąpieniu Malfoya...
- Dafne dość. Dotarło do mnie. - mówiłam zmieszana tym bardziej, że na ogół byłam skromna. - Co teraz mamy?
- Zaklęcia z Ravenclawem. - odpowiedziała.
- Ich przynajmniej lubie. Chodź.
Zajęłyśmy miejsca, a po nas znaleźli się nasi chłopcy.
- Gdzie was wywiało? - zapytałam szeptem Malfoya.
- Toaleta, mamusiu. - odpowiedział za co oberwał książka w tył głowy.
Moje jedne z ulubionych zajęć jak zwykle były bombowe. Ich czas szybko upłynął więc wyszliśmy na błonia. Cały czas się śmialiśmy dopóki ktoś znienacka z całej siły nie uderzył mnie w nos. Spojrzałam od razu na tą osobę.
- Co ty zrobiłaś Harre'mu?! Przez ciebie leży w skrzydle szpitalnym! - to była Granger.
- Obraził mi rodzinę, zasłużył sobie. - mówiłam ze stoickim spokojem marszcząc brwi, próbując naprawić nos zaklęciem.
- A ty po prostu go po biłaś na środku korytarza?!
- Jestem lojalna. Nie mieszaj się w to. - odpowiedziałam zasłaniając nos z którego tylko już leciała krew.
Poszłam dalej każdy pytał się czy już okej. A ja trzymałam okład, by już nie pochlapać się czerwoną substancją.
- Nic mi nie jest trochę poleci i przestanie.
- Zabije tą szlame. - warknął Draco.
- Pottera i Weasleya możesz wyzywać ale Granger nie. Ona e... tylko broniła kretynów. - powiedziałam do mojej Fretki.
- Jasne, dlatego rozwaliła ci nos?!
- Ja tak zrobiłam Potterowi tak na prawdę w twojej obronie, więc wiesz... w sumie to ją usprawiedliwia.
- Oj weź mnie lepiej nie denerwuj. Miałem coś w planach a teraz... ugh nie ważne.
Wyszedł a ja kompletnie nie wiedziałam co miał na myśli.

Cassiopeia Live - Because Life Never DiesWhere stories live. Discover now