rozdział 4

622 37 2
                                    

P.O.V Harre'go

- Skądś była mi znajoma mówiłem! Mówiłem wam! - krzyczałem radośnie w dormirtorium do Hermiony i Rona. Na twarzy miałem szeroki uśmiech. - Trzeba z nią pogadać! No chodźcie!

- Idziemy! - Powiedzieli równie radośnie moi przyjaciele.

Nie ważne czy jest w Slytherinie czy Gryffindorze.

Schodziliśmy... stop my biegliśmy w stronę lochów. Nie mogliśmy się do czekać kiedy ją ponownie zobaczymy. Myśleliśmy, że nie wróci, ale jednak. Muszę jej podziękować za pomoc i spytać jak było w tamtych szkołach, dlaczego wyjechała i tak dalej. Jesteśmy.

- To co dalej? - spytał rudy kolega.

Miałem już mu odpowiedzieć, gdy przerwał mi ktoś kto szedł z bocznego korytarza.

- Dafne! Ja chcę brać udział w turnieju nie w balu! To mnie nie obchodzi. Takie coś miałam na codzień uwierz mi.

Odrazu wiedziałem kto to. Tylko jedna osoba ma ten głos. Grace.

- Chodźcie! - krzyknąłem, a oni ruszyli za mną.

Miałem rację to ona. Najlepsza koleżanka jaką można sobie wymarzyć. Gdy byliśmy już niej blisko wszyscy się do niej przytuliliśmy.

P.O.V Grace

Szłam sobie spokojnie z Greengass przez korytarz prowadzący do naszego pokoju.

- A z kim byś chciała iść na bal? - zadała ciekawskie pytanie z ciekawskim wzrokiem.

~O co jej chodzi?!

- Posłuchaj uważnie Dafne! Ja chcę brać udział w turnieju nie w balu! To mnie nie obchodzi. Takie coś miałam na codzień uwierz mi. - odpowiedziałam z lekkim zdenerwowaniem.

Po moich słowach. Nie wiem może tylko minutę później jakaś trójka się do mnie przytuliła. Niestety tutaj była ich zguba. Ja nie jestem przyzwyczajona do... Czułości?

Odepchnęłam ich od siebie tak, że upadli i skierowałam w ich kierunku różdżkę.
Po tym gwałtownym zachowaniu zorientowałam się, że...

- Harry, Hermiona, Ron! - na mojej twarzy automatycznie pojawił się lekki zarys szczęścia.

Oni jak mieli zdezorientowane miny, teraz otaczały ich skowronki. Pomogłam im wstać. Przeprosiłam, udzieliłam im odpowiedzi i udałam się ze swoją współlokatorką do naszej komnaty.

Na zegarku była dziewiąta dwadzieścia. Czyli za czterdzieści minut lekcje. Pierwsze lekcje od dwóch lat ze starymi nauczycielami. No dobra prawie starymi.

Przeglądałam właśnie plan lekcji, mój wzrok zatrzymał się na ostatniej godzinie zajęć w poniedziałek.

            Obrona przed czarną magią
               Prof. Alastor Moody.

Prychłam pod nosem. Jednak Dumbledore nie potrafi dobrać zrównoważonego psychicznie psorka. Phy... Z tego co pamiętam to spotkałam go kiedyś w ministerstwie. Za prace, odwagę,  poświęcenie go podziwiam. Jego wygląd również jest do zniesienia przynajmniej dla mnie. Tylko to oko. Czasmi myślę że ono widzi mój szkielet. Aż dreszcze przechodzą.

- Daf zbieramy się!  No rusz się w końcu!  Wyglądasz super, a teraz... kierunek drzwi! - poganiałam swoją ślizgonską przyjaciółkę do wyjścia.

                                      ~~

Wyszłyśmy szybkim krokiem z sali od transmutacji  w kierunku sali lekcyjnej do Obrony przed czarną magią.

Cassiopeia Live - Because Life Never DiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz