rozdział 2

952 38 2
                                    

P.O.V Grace

Szłam właśnie przez polane obok szkoły głównie poświęconej sztuce i rozmawiałam z Fleur. Właściwie to ja mówiłam, ona słuchała.

- Nareszcie wyjazd do Hogwartu. Już nie mogę się doczekać kiedy znów zobacze przyjaciół i spotkam nauczycieli... - zaśmiałam się. - Wiesz, Delacour, przypomniałam sobie jak ubiegły mi lata w Beauxbatons i Dumstrangu. W szkole dla chłopców nauczyłam się być zimna i nie okazywać zbytnio uczuć, ale także walki i zawziętości, zaś w istytutu dziewcząt, w której uczęszczałam razem z tobą po tym instytutu na wyspie Norweskiej, otrzymałam delikatność, wyrafinowanie i nabyłam maniery "królewny" czego nie znosze, tak samo jak ciągłych sprzeczek chłopaków w mojej wcześniej wymienionej szkole. W obu ośrodkach byłam, tak zwaną liderką. Dobrze o tym wiesz. Nikt nie wie jednak, że jestem wspaniałą aktorką. Otworzyłam się przed tobą, więc oczekuje dyskrecji. - uśmiechnęłam się delikatnie.

Gdy weszłam z Fleur do pojazdu dziewczyny z mojej Francuskiej szkoły zaczęły się ze mną kulturalnie witać. Po chwili siedziałam już z moimi koleżankami na miejscach. Wszystkie były ode mnie starsze o co najmniej dwa lata.

- Cassiopeio, a cieszysz się, że wracasz do Hogwartu? - padło pytanie w moją stronę.

Zdziwiło mnie to, że zwróciła się do mnie po imieniu, a nie po przydomku "Grace", lecz odpowiedziałam.

- Tak cieszę się z tego. Dawno nie widziałam przyjaciół. Muszę Cię o coś spytać Van. Skąd znasz moje imię?

- Każda je zna jest piękne no i z klasą. Grace też, ale to jest orginalne. - zamiast Vanessy podała mi swoje zdanie Daniela.

Pokiwałam lekko głową i zwróciłam wzrok na widoki za oknem. Oparłam głowę o szybę. Podróż jest długa. Nie ukrywam stresuje się spotkaniem dawnych znajomych. Dobra widziałam ich na stadionie od Quidditcha, ale to nie to samo. Może Dumbledore im powiedział dlaczego się nie odzywam. W odbiciu ujrzałam Proroka codziennego, którego trzymała Anastazja. Widziałam na nim mroczny znak.
Co?! Czy ja mam omamy?! Odwróciłam się w stronę dziewczyny zagłębionej w lekturze.

- Ana... - zwróciłam się w jej stronę. - Mogę?- dodałam wskazując głową na gazetę.

- Jasne, właśnie skończyłam. - powiedziała miło podając mi go.

Mroczny znak w czasie mistrzostw świata w Quidditchu.

Po zakończeniu meczu i sukcesu Irlandii, na teren namiotowy wkroczyli Śmierciożercy. Niszcząc wszystko na swojej drodzę. Zaatakowali również rodzinę mugoli. Upakarzając. Ministerstwo nie wie kto stał za wyczarowaniem mrocznego znaku na niebie. W pobliżu nie było żadnego z zwolenników sami-wiecie-kogo. Minister mówił, iż wszyscy świętowali za wygraną Irlandczyków, a sama Cassiopeia Live zwana Grace deportowała się chwilę po meczu. Na miejscu jedynie byli aurorzy, którym nie udało się znaleźć winowajcy.

Live w reprezentacji Irlandii przynosi wygraną.

Czyli tak...Powracam do Hogwartu. Muszę uważać na to, by Voldemort znowu nie powstał. Jeju, a było spokojnie. Najgorsze jest to, iż ponownie będę musiała dbać o życie Pottera. To mój przyjaciel od dawna, lecz fajnie było gdyby ten choćby na chwilę nie pakował się w kłopoty. Nawet gdy wyjechałam podawałam Harre'mu bez cenne informacje na temat no nie wiem... na przykład; Komnaty tajemnic.

Znowu będę miała rolę matki... Chociaż wróć. Nic nie muszę. Będę mu pomagać w najważniejszych momentach, lecz gdy nie będzie w większym zagrożeniu, nie przyniosę mu pomocy.

Oddałam dziewczynie Proroka Codziennego. Oparłam czoło o szybę i zasnęłam.

Obudziło mnie lekkie szturchanie w ramię.

Cassiopeia Live - Because Life Never DiesWhere stories live. Discover now