rozdział 9

556 30 4
                                    

Dziś czeka mnie ciężki dzień, pełny wrażeń, który zapamiętam do końca życia. Nie wiem jak? Dobrze lub...jako upokorzenie. Ubrana w czarne leginsy i tego samego koloru obcisłą bluzkę z długim rękawem. Na prawym ramieniu miałam herb Hogwartu. Czekałam na swoją kolej w namiocie dla zawodników i nie mogłam się doczekać, by wyjść na "arenę" i pokazać co potrafię. Pierwszym zadaniem były smoki, każdy o tym wiedział prócz mnie, ale ja dam radę! Po prostu muszę sobie poradzić.
Teraz ze smokiem walczył Wiktor, a ja myślę jak położyć magiczne zwierzę na łopatki. Hm... Trzeba będzie odwrócić jego uwagę ale czym...? Wiem! Ogień z ogniem da sobie radę. Dalej muszę polegać na umiejętnościach fizycznych. Jestem jako ostatnia, więc mogę trochę podejrzeć innych reprezentantów. Chwila... Jeśli teraz jest Harry, a on użył miotły to zaraz będę ja. Na szczęście mam opracowany plan działania...
- Zapraszamy teraz ostatnią uczęstniczkę Turnieju "Trój Magicznego" - Cassiopeie Carine Mense - urwał zdając sobie sprawę że mam jeszcze parę drugich imion - Live Grace. Wyszłam niepewnie lecz dumnie próbując ukryć zakłopotanie. Miałam najbardziej niebezpiecznego smoka z którym akurat nigdy nie miałam łączności - Rogogon Węgierski.
P.O.V Dracona
Grace stanęła w miejscu gdzie ma odbyć walkę ze stworem. Wyglądała jakby to co będzie musiała zrobić byłoby czynnością codzienną, jednak wiedziałem, że tego się niespodziewała i jest spięta. Ognisty potwór właśnie ją zauważył. Ona jakby na to czekała bez zastanowienia wyciągnęła różdżkę i szepnęła zaklęcie. Z końca magicznego patyka wyłonił się ogień, który przybrał coś na kształt podobnizny magicznego zwierzęcia - rywala Grace. Prezentowało się to bardzo dobrze. Smok zaczął zajmować się swoim ognistym "bliźniakiem". Płomienie wystrzeliwywały na prawo i lewo, kątem oka można było zobaczyć biegnącą bardzo szybko Cassiopeie, która pokonywała wszystkie przeszkody na jej drodze. Chwyciła złote jajo i uniosła do góry symbol, na znak, że zakończyła swoje zadanie. Ogień znikł, a wraz z nim bestia. To zdecydowanie było najlepsze rozwiązanie do zrealizowania tego wyzwania.

P.O.V Cassiopei
Gdy smok zaatakował wyczarowałam drugiego, innnego smoka, który miał odciągnąć uwagę tego prawdziwego. Po dokaniu tego rzuciłam się do biegu. Czasami wykorzystywałam salta i "gwiazdy", by przedostać się do trofeum i nie zostać poparzoną. Nie powiem ciężko było, no i trochę strachu też gdy przed twarzą przeleciał mi strumień ognia. Jak złapałam za swój cel ponownie prawie oberwałam, ale na szczęście schyliłam się. Okazało się, że miałam najwyższą notę. Wtedy cały Hogwart tak się wydarł, że nie słyszałam jakie miejsca zajęli moi przyjaciele. Zobaczyłam jak znajomi ze Sytherinu pędzą, by mi pogratulować, lecz nagle ktoś jakby na mnie wpadł tak, że prawie upadłam. Gdy spojrzałam na osobę która to zrobiła ujrzałam czerwoną szatę i kruczoczarne włosy. Wiedziałam już co to za osóbka - Harry. Poznałam go po jego czuprynie, a zobaczyłam ją tylko dlatego, że jestem o czoło od niego wyższa.
- Gratuluje i przepraszam, że nigdy nie podziękowałem. Teraz... teraz dziękuję za wszystko. - mówił Potter.
- W sumie to mnie trochę poniosło. - zaśmiałam się życzliwe, a on zawtórował. Potem go obsiedli Gryfoni, lecz do mnie pkrzylelili się Dafne i Blaise.

P.O.V Dafne
Jak Cassiopeia zdobyła pierwsze miejsce, nasz hogwardzki dom "ruszył" szykować imprezę naczele Dracona. Ja i Zabini zostaliśmy, by jej pogratulować i zatrzymać ją przed przedwczesnym pójściem do pokoju wspólnego. Jak tylko odnaleźliśmy naszą przyjaciółkę zmknęliśmy ją w (jak na nas) ciepłym uścisku. Zagadaliśmy ją na dobrą godzinę dopóki nie powiedziała nam.
- Wiecie ja już pójdę do dormirtorium.
- Już wstawała ale na szczęście zatrzymał ją Blaise, który w ręce trzymał pogniecioną kartkę.
- Wiesz, chwila ci nie zaszkodzi. No nie? A po za tym musimy pogadać. - wypowiadał się mulat podając mi dyskretnie skrawek pergaminu.
Widząc iż Grace ma coś dopowiedzenia szybko ją dodałam.
- Ja za moment wracam.
Poszłam na bok. Odwinęłam zapisany materiał i zaczęłam czytać.
Blaise niedługo możecie być, Crabb właśnie poszedł po jedzenie pomału wracajcie.
Draco,
gdy wyszłam zza drzewa za którym się spotkałam zobaczyłam, że oni są już w drodze do zamku. Rzuciłam się w bieg za nimi. Jak zbliżałam się do nich usłyszałam skrawek rozmowy.
- Live, powiedz dlaczego nie lubisz Dracona? - zapytał Zab.
Znajoma mi blondynka spojrzała na niego wzrokiem chłodnym i srogim. Takim samym tonem jak spojrzeniem odpowiedziała.
- Niech cię to nie obchodzi.
Ugh... Mówiłam mu żeby ją o to nie pytał! Musiał postawić na swoim. Zapchlony...
- O Daf! Przyszłaś! - powiedział przed chwilą zgaszony i prawie wyzwany przeze mnie Blaise.
- Ta... Przyszłam. - powiedziałam ze wzrokiem mówiącym: Mamy do pogadania.
P.O.V Dracona
Wszystko było już dopięte na ostatni guzik. Pozostało tylko czekać. Każdy był elegancko ubrany. Ja na sobie miałem czarną koszulę i tego samego koloru spodnie. Mam nadzeję, że Dafne pamiętała, by namówić ją do zmiany stroju. Mijały minuty, a ich nie było. Co z nimi?! Nagle przejście się otworzyło i wyszły z niej trzy postacie. Greengrass ubrana w zieloną sukienkę, Zab w tym samym stroju co ja i Cassiopeia ubrana w czarną sukienkę, baleriny, a na ramiona opadły piękne blond loki. Wyglądała cudownie, i to bardzo cudownie. Oparłem się o filar, czekając jak tłum ludzi, który ją obsiadł się rozproszy. Po piętnastu minutach zobaczyłem przedzierającą się Grace, która o dziwo kierowała się w moją stronę.

P.O.V Cassiopei
Od mojej przyjaciółki dowiedziałam się, że głównym pomysłodawcą tego wszystkiego był Malfoy. Jak o tym usłyszałam myślałam, że zapadnę się pod ziemię. Kiedy przekroczyłam próg pokoju wspólnego, dopiero zdałam sobie sprawę iż mam na sobie czarną sukienkę. Następnie spojrzałam w górę i szukałam znajomej mi platynowej czupryny. Znalazłam go. Był zapatrzony we mnie, tak mi się zdawało. Widok - za te słowa się zabiję - nawet... dobrze ubranego... Draco zasłonili mi ludzie, którzy mi gratulowali. Po jakimś czasie miałam dość. Wyślizgnęłam się i skierowałam w stronę ślizgona, by mu podziękować.
On oderwał się od futryny i spojrzał mi w oczy, marszcząc brwi jakby czegoś nie rozumiał.
-Hej - zaczęłam dziwnie miło. - Podobno ty to zaplanowałeś. Chciałam ci... - urwałam patrząc w podłogę.
Nie wiedziałam jak mam to powiedzieć. Nawet nie zauważyłam, że teraz uśmiechał się łobuzersko.
- Podziękować? - ułatwił mi to.
- Tak.
Spojrzałam mu prosto w stalowe tęczówki, z pełną powagą i grymasem na twarzy.
- Nie musisz. - dodał.- Chodź.- kontynuował, ciągnąc mnie na środek sali. - To dla ciebie. Chcesz zatańczyć?
- Dawno tego nie robiłam, ale chętnie. - odpowiedziałam z delikatnym uśmiechem. Po dłuższym czasie zapytał.
- Jak dawno nie byłaś na parkiecie?
- Ostatni raz gdy rodzice jeszcze żyli. - odetchnęłam ciężko.
Dalej trwała przyjemna cisza. Obracał mną, tak, że moja kloszowa sukienka kręciła się razem ze mną. Śmialiśmy się oboje, a ja czułam się po raz pierwszy od tego tragicznego wypadku - szczęśliwa. Gdy muzyka zwolniła niechcący uderzyłam o jego tors. Chciałam się odsunąć, lecz on mi nie pozwolił tylko zatopił głowę w moje blond włosy. Lekko przymknęłam oczy i przygryzłam wargę. Dziwnie się poczułam. Mogłam się z nim tak kołysać w rytm muzyki póki nie usłyszeliśmy słów.... Dafne i Blaise ganiących się po całym pomieszczeniu. Biegali po kanapie i stołach nie zwracając uwagi na nic. Ja i Draco zaczęliśmy im wtórować w śmiechu i oboje się do nich dołączyliśmy. O trzeciej w nocy rozeszliśmy się do swoich dormirtormi. Nie wiem co mnie i moją współlokatorkę napadło i daliśmy sobie po buziaku w policzek. W pokoju wspólnym zasnęła większość Slytherinu. Jak Greengrass usunęła ja wzięłam zakurzony, stary album ze zdjęciami mojej rodziny. Natknęłam się na fotofrafie na, której jedna z moich mam śpiewała mi kołysankę. Pamiętałam ją do dzisiaj i zaczęłam ją delikatnie nucić roniąc słone łzy, które rozbijały się o książkę. Po mimo tego, że woda z moich oczu leciała moja twarz została nie wzruszona. Szybko zamknęłam tą księgę, która sprawiała, iż złe wspomnienia powróciły. Po opanowaniu osunęłam się delikatnie w pidżamie na łóżko. Zasnęłam z leciuteńkim zarysem uśmiechu, odtwarzając dzisiejszą impreze. On na mnie dziwnie działa.
...
Mam nadzieję, że się podoba. ;-)

Cassiopeia Live - Because Life Never DiesWhere stories live. Discover now