rozdział 4

176 26 1
                                    

- Cześć, na lekcji Obrony Przed Czarną Magią. Zanim zaczniemy mam parę punktów, których musicie przestrzegać. - mówiłam siedząc na biurku, machając nogami, a po sali przebiegł jęki. - Spoko, nie będę wam nudzić, wiem co to znaczy. - przekręciałam oczami. - Po pierwsze. W tej sali jestem Cassiopeia, tylko dla pozoru mówcie do mnie pani profesor przy innych nauczycielach. Po drugie. Pamiętajcie jednak, żeby tako jako mnie traktować, na przykład słuchać kiedy do was mówię, Polly. - zwróciłam uwagę jednej z uczennic. - Po trzecie. Nie przyzwyczajajcie się do monotonnych zajęć, na każdej, przynajmnej tak powinno być, lekcji, będzie co innego. I nie mówię tu o nowych tematach jak na Historii Magi u profesora Binnsa. - rozległy się chichoty. - A teraz rozsuncie ławki pod ścianę, najlepiej zaklęciem, może znacie jakieś?

Ręka Scorpiusa wystartowała w górę i odrazu skinęłam na niego głową.

- Wingardium Leviosa. Unosi przedmiot do góry.  - zadomenstrował, zajmując się swoim miejscem pracy.

- Dziesięć punktów dla Slytherinu. To co prawda powinniście mieć na Zaklęciach, ale zawsze warto dowiedzieć się czegoś nowego. - zaśmiałam się. - Dobra... - rzuciłam okiem na podręcznik. - Wiem, że w książkach najpierw jest temat Chochlików Kornwalijslich i jak je powstrzymywać, więc niech ktoś odpowie na to pytanie, a ja potem trochę o nich po opowiadam i przejdziemy do praktyki. - zeskoczyłam z biurka i prztoczyłam wzrokiem po klasie.

Pomimo podniesionych rąk Rose, Scorpiusa i paru innych, zatrzymałam się na młodym Potterze, kompletnie wyłączonym z lekcji.

- Albus, wiesz jak zatrzymać stworzenia, które wcześniej wymieniłam?

- Nie wiem nic na ich temat. - spuścił wzrok.
- Ha! Charłak Potter, znowu nic nie wie! - ktoś krzyknął w tłumie.

- A ty Karl coś wiesz na ten temat?

- N-nie.

- Więc zostaw go w spokoju. - zmroziłam go spojrzeniem. - Zrobił ci coś, że tak o nim mówisz? - chłopak pokiwał przecząco głową. - Przyszliście się tutaj uczyć, doskonalić się i nie którzy są lepsi w tym, a inni w innej rzeczy. Jak usłyszę jeszcze raz coś takiego w kierunku jakiegokolwiek ucznia, skończy się to szlabanem. Uwaga, jeśli nawet nie zrobicie tego na godzinie ze mną i tak się dowiem. - każdy miał opuszczoną głowę, oprócz Scorpiusa, który nadal się uśmiechał jak do sera z podniesioną ręką. - Rose. Uratuj honor domowi.

- Immobulus. - odpowiedziała dumnie.

- Plus dziesięć dla Gryffindoru. - dodałam jej punkty i przeszłam do prowadzenia lekcji -  Chochliki Kornwalijskie to małe wkurzające stworzenia, osięgające około ośmiu calów.  Uwielbiają psocić. Wydają piskliwe odgłosy i z wyglądy przypominają bahanki lub mugolskie wróżki. Nie są pokryte, żadnego rodzaju śierścią, mają duże, czarne oczy. Nie można ich też lekceważyć. Są w stanie podnieść człowieka, czego można się nie domyślać po ich wyglądzie. Łatwo je pokonać zaklęciem Immobulus, o czym wspomniała Rose. Oczywiście pod warunkiem, że potraficie, rzucić tą formułę
poprawnie. Każdy przed siebie otrzyma zmkniętą klatkę z właśnie tym stworzeniem. Będzie miał za zadanie pokonać go, oczywiście po przetrenowaniu odpowiedniej fraszki. - przed uczniami pojawiły się dane przedmioty z zawartością. - To co zaczynamy?  Należy wycelować w dany obiekt i powiedzieć wyraźnie; Immobulus. - unieruchomiłam parę istot. - Jak pewnie zauważyliście z różdżki powinien wystrzelić fioletowy błysk światła. Spróbujcie sami.

Po paru minutach zauważyłam jak Albus nerwowo wymachiwuje różdżką, powoli się poddając. Podeszłam do niego i położyłam rękę na jego i kazałam mu na spokojnie wypowiedzieć formułę. Efekt był dobry, potem próbował sam i coraz lepiej mu to wychodziło.

- Ktoś ma kłopoty? - krzyknęłam na całą salę, odchodząc przodem do Pottera, jednocześnie mrugając do niego. - Brawo, Scorpius. Myślałam, że lepszy będziesz w Eliksirach, zaskoczyłeś mnie. - powiedziałam podchodząc do blondyna.

Nie ukrywam, że ciężko było mi się do niego uśmiechać. Twarz kropka w kropkę do Dracona, a jak pomyślę o nim i A... no tej. W gardle staje mi gula, a żołądek jakby ściskała nie widzialna pięść. Nawet nie wiem dlaczego, ani razu się do mnie nie odezwał. Z rozmyślań wyrwał mnie głos młodego Malfoya.

- W Eliksirach? Niby dlaczego? - zaśmiał się.

- T... Twój tata był w nich całkiem dobry, a twoje podobieństwo do niego jest ogromne. Sam rozumiesz...

- Znałaś mojego tatę? - zmarszczył brwi. - Nikt mi nie wspominał... nikt.

I znowu to cholerne uczucie, uśmiechnęłam się, starając, by nie wyszedł mi grymas, który miałam za pierwszym razem kiedy go spotkałam.

- Zwykły znajomy z klasy. Może dlatego, a z twoją mamą nie za bardzo się lubiłyśmy.

Pokiwał głową i zajął się ćwiczeniem zaklęcia.

Cassiopeia Live - Because Life Never DiesWhere stories live. Discover now