rozdział 6

133 22 10
                                    

- Cass, idę do pracy! Nie rób nic głupiego. -powiedział Malfoy, próbując użyć na mnie Legimencji, ale na marne, gdyż odbudowałam się na tyle, że jestem lepsza w magi, niż kiedykolwiek.

- Oczywiście. -powiedziałam pod nosem, myśląc o co będę robić pod jego nieobecność. ~ Tylko pójdę do ogródu poćwiczyć zaklęcia i nie tylko, ale spokojnie postaram się niczego nie rozwalić. - dodałam w myślach, zamykając za nim drzwi.

Pierwszy raz odkąd tu jestem, spuścił ze mnie wzrok, a co dopiero zostawił samą. No, oczywiście kiedy chodzę do toalety, mnie nie kontroluje. Jedynak poza tym miejscem cały czas obserwował moje ruchy, jakby myślał, że za chwilę po połenie samobójstwo.

Gdy chcę wrócić do własnego domu on mówi, że od tygodnia mieszkam tutaj. Cały czas opowiada tą wymówkę, na każdy możliwy sposób. Aż czasem mam lekkie obawy, że z moim budynkiem coś się stało. Tam były lub są moje wszystkie wynalazki, zwierzęta i pamiątki rodzinne. W dodatku rzuciłam na ten dom zaklęcie, które uniemożliwia naprawienie go. To było zabezpieczenie, jakbym chciała zniszczyć wszytsko co tam jest przed Śmierciożercami.

Swoją drogą coraz bardziej moją głowę zaśmiecają artykuły Proroka Codziennego. Mówią o licznych ucieczkach z Azkabanu, jak i więzienia Gellerta Grindelwalda.

Wiadomo, że Riddle chce ponownego przywrócenia ojca do życia, albo przejęcia władzy nad tym państwem. Coś czuję, że więcej litości od ojca nie będzie miała, szczególnie z taką matką.

Zresztą ja też nie zwlekam nie to co Grzmotter. Robię takie same posunięcia co za czasów Hogwartu, ale tym razem mam mniej na głowie. I w dodatku sama muszę ćwiczyć, przy Draco nic nie zrobię, więc zawsze czekam jak wyjdzie do pracy.
Mam zamiar powiedzieć mu, że szlifuję się w momencie kiedy będę już miała według mnie Wybitny, za ćwiczenia, które wykonuje. A ja jestem bardzo wymagająca co do siebie.

Odsłoniłam skrawek okna, żeby zobaczyć czy, aby napewno blond włosy Aprotował się do Ministerstwa Magii. Jak już miałam pewność z impetem rozsunęłam zasłony i szybko otworzyłam szklane drzwi od wyjścia na ogród. 

Skierowałam się do miejsca zdala od wejścia do domu. Nie chciałam, żeby przez przypadek zauważył co robię, gdy będzie wracać z pracy.

- Expeliarmus! - krzyknęłam, celując w drzewo, z którego odłamała się wielka gałąź, która zmierzała w moją stronę.

Z trudem uniknęłam bliższego kontaktu z nią. Potem rozdziawiłam buzi w szoku i wychyliłam się zza potężnej fontanny. To zaklęcie potraktowało ten element jako różdżkę. To nie było normalne, nie powinno tak być. W ogóle nie powinno mieć miejsca.

Gdy wybrałam w tą roślinę do ćwiczeń, była spróchniała, a teraz ma piękne różowe kwiaty i zdrowy kolor, dzięki zaklęciu, którym próbowałam je odbudować. Mrugnęłam kilka razy, myśląc, że to się dzieje w mojej głowie.

Zaczęłam ćwiczyć dalej, niezważając na silniejsze działania zaklęć. Miałam też pewność, że mała Riddle mnie nie obserwuje, bo razem z Draco zadbaliśmy o przeróżne formuły, które miały nas chronić przed moim ustrojstwem.

Miały godziny, aż w końcu zmęczona ruszyłam do środka domu. Spojrzałam na zegar, który miał swoje miejsce na piecu.

Dracon powinien już dawno wrócić. Zacząłam niecierpliwie czekać, aż drzwi w holu otworzą się, a on wjedzie do domu.

Jednak to się nie wydarzyło, aż do dwudziestej pierwszej, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi.

Cała roztrzęsiona i przejęta, że może mu się coś stało pobiegłam do holu i szybko zaczęłam otwierać zamki. Nie myśląc rzuciłam się na osobę, która stała przed nimi.

Okazała się być minimalnie niższa od Malfoya i pachniała inaczej niż on, więc powoli z szeroko otwartymi oczami odsunęłam się od niej. Kiedy rozpoczynałam ją moje mięśnie rozluźniły się, a ręce opadły wzdłuż mojego tułowia.

- Cassiopeia?! - krzyknął znajomy i tym razem on zamknął mnie w szczelnym uścisku. - Wiedziałem! WIEDZIAŁEM, ŻE ŻYJESZ!

Cassiopeia Live - Because Life Never DiesWhere stories live. Discover now