rozdział 8

232 25 1
                                    

- Po prostu wyjeżdżam, za kilka miesięcy. - powiedziałam.
- No ale co z Draco i mną? Zostawisz nas tak po prostu. - pytała przejęta Dafne.
- Oczywiście, że nie. Najpierw nauczę was okulumencji. Chociaż wydaje mi się, że Dracon ma to doprowadzone do perfekcji. - powiadomiłam ją.
- Oku... co? Wiesz nie ważne. Mam pytanie. Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, że puki ty jesteś tutaj razem z Dumbledorem jesteśmy tu bezpieczni? A jak wyjedzie cie to..m to nie będzie dobrze?!
- Po pierwsze; Sztuka blokowania umysłu przed jego patentrowaniem. Po drugie; Tak, jestem tego świadoma. - odpowiedziałam.
- A po co mi to? I powiedz dlaczego wyjeżdżasz. - zażądała moja przyjaciółka.
- A chcesz mieć szybszą śmierć? Chcesz być gdzieś przetrzymywana? Chcesz tego, by Lord Voldemort siedział ci w głowie i czytał twoje wspomnienia, rany z przeszłości, a może nawet kontrolował nad tobą? Jestem tutaj tylko twoją zgubą. Zostane to ucierpią wszyscy, których znałam i darzyłam sympatią. Dla tego wyjeżdżam, będę działać przeciwko nie mu, a następnie wrócę na nie uniknioną wojnę. To jest mój plan, jak już mnie nakryłaś na pakowaniu się to ciebie w niego w drąże. - wytłumaczyłam.
- No ale... Okej nauczę się tej Okulumencji i...
- i nikomu nie powiesz, że mnie znałaś i lubiłaś. Tak wiem. Dużo osób ma pojęcie o naszej przyjaźni, ale ty już jako w pełni okulument, skłamiesz. Powiesz tak; Ja tylko udawałam, bo myślałam, że ma jakieś szanse w tych czasach, ale okazała się być tchórzem, bo uciekła. Teraz jestem jeszcze bardziej przekonana w potęgę Czarnego Pana.
Tak musi to brzmieć. Jak podadzą ci Veritaserum, wcale nie będzie po tobie. Potrafię kłamać nawet pod jego wpływem. Tego też cie nauczę. Oto, że będą cię torturować też się nie martw. Jesteś bezpieczna, a w każdym razie będziesz jeśli posłuchasz moich wskazówek.
Na chwilę była cisza. Podczas, której się jeszcze trochę spakowałam.
- A co z...?
- Draco? - weszłam w jej słowo. - On też nie będzie czuł bólu i nie pytaj dlaczego, bo nie powiem. Za dużo ci powiedziałam. Ponieważ on... jest bliżej Voldemorta ze względu na jego rodziców czy ciotkę to... Będę musiała go zranić psychicznie tak, aby już o mnie nigdy nie pomyślał, albo myślał ze wstrętem. To mi, a raczej mu pomoże. Nie chce, ale muszę. Po wojnie wszystko mu wyjaśnię jak przedtem nie zrobi tego Drops.
- Wojna jest nie unikniona? - zapytała przerażona Greengrass.
- Obawiam się, że owszem... Tak. Ponieważ w końcu ktoś musi przejąć różdżkę, całkowitą kontrolę. Jak będą działały dwa fronty, a Potter żył to będzie istne piekło dla co poniektórych.
- Naprzykład szlam? - zapytała głucho.
Spojrzałam na nią i pokiwałam twierdząco głową.
- Ale ta Granger to twoja koleżanka. Ją też?
- Nie. Ona będzie bezpieczna nawet bez takich środków bezpieczeństwa.
- Za ile wyjeżdżasz?
- Nie mam pojęcia czy w moje urodziny czy parę dni przed końcem roku.
Miała ponownie się odezwać, ale do pokoju wparowała Pansy.
- Nie uwierzycie! Katie Bell została poddana złemu urokowi. Ktoś jej podrzucił przeklęty naszyjnik i z tego powodu, Cass, woła cię McGonagall. - mówiła zdyszna.
- Już idę. - spojrzałam znacząco ma Dafne, żeby nic jej nie mówiła.
Z rękami włożonymi w duże kieszenie, rozpiętej  czarnej szaty z herbem Slytherinu na klatce piersiowej szedłam wolnym krokiem. Nikt nie zginął czyli nie ma się co spieszyć, ale na pewno to sprawka Draco - w pewnym stopniu, bądź bardziej. Myślałam, że jest nie szkodliwy, a tu takie zaskoczenie. W końcu jest zdesperowany,  bo inaczej zginie z rąk "Czarnego pana". Na Merlina. Człowiek, jeśli można go tak nazwać, jest biały jak kreda, a może powinnam użyć określenia blady jak śmierć? Nie wiem, ważne jest to, że kazał się nazwać "czarnym" panem. Jakbym była rasistką, a nie jestem, bo inaczej bym się nie kumplowała z Blaisem, chociaż teraz ze sobą nie rozmawiamy to bym wybuchła śmiechem, ale chwila ja to robię? Za śmiałam się.
Weszłam do pomieszczenia w idealnym dla mnie momencie.
- To był Malfoy. - oskarżył Harry.
Przy biurku, nad którym wisiał jakiś medalion stała McGonagall ze Snapem. Trochę dalej było Golden Trio.
- Och, Cassiopeia nareszcie jesteś. - siwo włosa podeszła do mnie i pociągnęła za ramię w stronę jej stanowiska pracy. - Severus mówi, że to coś z zakresu czarnej magii. Może udało, by ci się wskazać kto to był. Katie Bell otrzymała to w damskiej toalecie, miała rozkaz dostarczyć to Dumbledorowi pod wpływem Imperiusa.
- Pani profesor, jeśli to była damska toaleta to chyba jasne, że to była kobieta bądź dziewczyna. - odpowiedziałam z lekceważącym, kpiącym uśmiechem oraz z próbą zatajenia faktu, że.
- To był Malfoy. - powtórzył Potter.
- A co Draco miałby robić w damskiej toalecie? 
- Nie mam pojęcia ale. - próbował odezwać się Gryfon.
- Harry nie masz na to dowodu, natomiast ja mogę powiedzieć, że miał karę u profesor McGonagall, prawda? - przerwałam mu.
- Tak, nie wiem skąd o tym wiesz, ale tak było. - potwierdziła moje słowa.
- Powiedział mi. - mruknęłam pod nosem.
- A może spróbujesz znaleźć winowajcę. - rzucił nagle tłusto włosy.
Spojrzałam na niego, a na mojej twarzy z niewiadomych przyczyn pojawił się uśmiech.
- Ależ oczywiście. - zabrałam się do roboty.
Rzuciłam parę zaklęć i mi się udało. Na początku nie mogłam uwierzyć, więc nic im nie powiedziałam. Po prostu wyszłam. 
Jak on mógł?! Przecież. Nie to nie jego wina. To ze strachu. Pomóc mu czy nie? Nie, nie mogę. Po co ja dałam to słowo Dumbledorowi temu... ugh.
Dzień po przyjęciu dla Slughorna zrobię to co będę musiała. Mam tylko parę dni na nauczenie Dafne Okulumencji. Czas start.
                                     °°°
No i tym razem rozdział na poważnie. ;-)
Jak myślicie co zrobił takiego Dumbledor, że Live go nienawidzi? 
(Mam nadzieje, że wcześniej nie zdradziłam tego XD)

Cassiopeia Live - Because Life Never DiesWhere stories live. Discover now