rozdział 2

131 22 5
                                    

P.O.V Dafne

- Co ty tutaj robisz? - zapytałam razem z niespodziewanym gościem.

Nie mogłam go wpuścić do środka. Cass, by mnie zabiła gdybym.

- Hej! - krzyknęłam oskarżycielsko, kiedy odtrącił mnie na ścianę, żeby mieć dostęp do wejścia.

Zaczął krzątać się po kuchni, jak z hukiem zamknęłam drzwi.

- Możesz powiedzieć co ty na Merlina wyprawiasz, Potter? - warknęłam, a w odpowiedzi usłyszałam.

- Gdzie ona jest? - rzucił ostro.

- Napewno nie w szafkach na przyprawy. - powiedziałam z kpiną i oparłam się o ścianę. - Jeśli chodzi o Cassiopeie to tak jakby ją zabiłeś. Zawodzi cię pamięć?

- Nie kłam, bo ucier...

W połowie jego groźby do pomieszczenia wpadł Malfoy i Ginny z Szlamą. Stare nawyki. To znaczy Hermioną

- Harry, uspokój się! - krzyknęła ruda kobieta.

- Co tu robisz, Dafne? - spytał Draco, następnie usłyszałam za sobą głos Pansy.

Skąd ona się tu wzięła?

- To raczej nie twoja sprawa, Malfoy. - warknęła.

- Parkinson, jesteś dumna ze swojego męża? Pragniesz do niego dołączyć?

- Zamknij się, Grzmotter.- mruknęłam.

-Cassiopeia? Wracaj tu... James? Lucjusz? O i Lily, kupe lat! - mówił ojciec Cassiopei.

- Słucham? - spytał okularnik.

P.O.V Cassiopei

- Poczekajcie tu, zaraz wracam. - powiedziałam, podsłuchując rozmowę, to znaczy kłótnie. - Gdzie ten eliksir... - mówiłam pod nosem. - Tu jesteś i... o włos Pansy.

Zeskoczyłam na ziemię i wypiłam zawartość fiolki. Rozstrzaskała się na milion kawałeczków.

Już jako Parkinson zszedłam na dół. Moje szklane schody pokrywał czerwony dywan, wszystko było oświetlone przez lampy. Emitowały one ciepłym światłem, były umieszczone w podłodze, żeby ich blask ładnie rozprzestrzeniał się po ścianach.

Zeskoczyłam z trzech ostatnich stopni i stanęłam za blondynką oraz odpowiedziałam za nią.

- To raczej nie twoja sprawa, Malfoy.

Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami, aż Potter, wtrącił swoje trzy knuty.

- Parkinson, jesteś dumna ze swojego męża? Pragniesz do niego dołączyć?

- Zamknij się, Grzmotter. - mruknęła Dafne.

Sytuacja zgęstniała, aż nagle po schodach, rozległ się stukot obcasów mojej matki.

-Cassiopeia? Wracaj tu... James? Lucjusz? O i Lily, kupe lat! - mówił ojciec, który za nią podążał.

Mieli promienne uśmiechy na twarzy, przez co lekko odwzajemniłam ich gesty. Jednak po paru sekundach moja mina zmieniła się w grymas.

- Słucham? - spytał zdezorientowany Harry.

- Mieliście siedzieć na górze. - syknęłam przez zaciśniętą szczękę do ucha brązowowłosej kobiety.

- No, tak, ale tam jest, tak nudno. Tutaj widać, że jest dużo atrakcji. - chciałam załapać matkę za rękę, ale moja dłoń przez nią przeniknęła.

Cholibka. Ze mną wszystko porządku, ale oni... chyba zaczynają znikać. Czyli wniosek, jest taki, że tamto ustrojstwo działa w pełni na pierwszą osobę.

- Co tu się dzieje? Wy tu mieszkacie, ci znikają i biorą nas za naszych rodziców, przedtem wołając; Cassiopeia? Wracaj tu... - dopytywał Draco i przedrzeźniał mojego ojca.

Niestety nie wiedziałam jak na to opowiedzieć, więc... Hasło tego dnia to; Bądź Pansy.

- Jesteście irytujący, idźcie stąd i nie wracajcie. Cassiopeia w grobie się przewraca, że jej zabójca chodzi po jej domu. - mój wzrok zmroził Potterów i Weasley, więc zrobili to co kazałam.

Na moje nieszczęście jeszcze na środku holu stał platynowowłosy.  Zmarszczyłam brwi, jak to robi Parkinson i podeszłam do niego o krok bliżej. Wiedziałam, że ma coś do powiedzenia. Tym sposobem miałam zamiar pokazać mu, aby się streszczał.

- Jeśli wiecie gdzie ona jest... dajcie znać co i jak... Wiem kim byli tamci. - wskazał kierunek, w którym niedawno stali moi rodzice.- Bella i Louis. - wyjaśnił i spojrzał mi prosto w oczy, zobaczyłam pewien błysk, w jego spojrzeniu.

Dał mi on do zrozumienia, że jest w moim towarzystwie o sekundę za długo.

- Wyjdź stąd jak pozostali. - warknęłam odwracając wzrok, szturchnęłam go lekko, by jak najszybciej zniknął mi z oczu.

Wyszedł tyłem, cały czas na mnie patrząc.
Zamknęłam drzwi ruchem ręki, którą potem przeczesałam włosy. Odwróciłam się do Dafne i powiedziałam załamana.

- Rozpoznał mnie. - moje ręce opadły wzdłuż mojego tułowia i zmieniłam się w siebie.
                                     ▪▫▪

Dziękuję bardzo za dwanaście tysięcy wyświetleń i ponad dwa tysiące gwiazdek! ❤❤❤

Cassiopeia Live - Because Life Never DiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz