Prolog

200 27 10
                                    

Aportowałam się do swojego domku na drzewie. Zgarnęłam wszystkie rzeczy do czarnej torby. Przy drzwiach usłyszałam czyjeś głosy oraz zaklęcie - Alohomora. Otworzyłam okno, a następnie z niego wyskoczyłam.
Wylądowałam na zielonej, mokrej trawie. Odrazu wspięłam się na grube drzewo.
Z góry obserwowałam jak Voldemort ze swoimi zwolennikami szpera po pustych szafkach. Zaczęłam przysłuchiwać się ich rozmowom.
- Nic nie ma w całym domu, panie. - powiedziała ze skruchą Bella.
- Ach tak, a to co?
Podszedł do tablicy korkowej, a ja w duchu przeklęłam moją nieuwagę.
  Widniało na nim zdjęcie Zakonu Feniksa. To z dawnych czasów, jak i dzisiejszych. Na szczęście nie znał sposobu, by fotografia wyjawniła moją postać.  Wziął je do ręki i przekręcił kilka razy, reakcja tego była następującą. Papier poddany zaklęciu zaciął go. Syknął i patrzył jak przedmiot zaczął się palić. Opadł już na podłogę, ale ponownie moja nieuwaga wszystko zrujnowała. Na posadzce była moja zaschnięta krew. Zdjęcie zaczęło wracać do swojej poprzedniej postaci tylko tym razem byłam na nim ja. Nadonsana, znudzona, blondwłosa nastolatka, a na drugim mała i roześmiana. 
Przyjrzał się jemu uważnie, następnie jego krwiste oczy zwróciły uwagę na mój notes. Jak ja mogłam go zostawić?!
Dzisiaj ewidentnie mam pecha. Mam nadzieje, że nie zna łaciny. Złapał go w dwie dłonie, a później uklęknął, biorąc na palec moje czerwone krwinki i wcierając je w dziennik.
Odrazu się otworzył ze zapisanymi kartkami. Jego oczy rozszerzyły się. No świetnie, zna łaciński.

Cassiopeia Live - Because Life Never DiesTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon