rozdział 2

334 27 2
                                    

- Pora wstawać! - zaśpiewała pani Molly w moim pokoju.
- Pani Weasley dopiero jest piąta rano... - wyjęczałam patrząc na zegarek.
- Musisz być wcześniej na miejscu. Nie możesz wejść na styk kochaniutka. W końcu posada w Wizengamocie to nie przelewki. - oświadczyła, a potem dodała twardo. - Ja już wyjdę, a za piętnaście minut widzę cie na dole.
- Dobrze. - podniosłam się na rękach, aby po wyjściu Molly ponownie opaść na łoże.
Trochę trudna sprawa. Wrazi coś będę musiała wyrzucić Harre'go ze szkoły. Nie mogę się wychylać, bo mnie jeszcze o coś o skarżą. Okey... chyba będę jednak musiała opuścić to łóżko.
Niechętnie wstałam i przebrałam się machnięciem różdżki. Włosy związałam w niechlujną kitę. Następnie zgramoliłam się na dół. 
- Jak się spało, Grace?
- Syriuszu, a jakby mogło mi się spać? Jeśli ktoś obudził mnie o piątej rano. - odpowiedziałam przecierając oczy.
- Jak mi uziemisz Harre'go to za siebie nie ręczę. - ostrzegł mnie Black.
- Ale mnie pocieszyłeś! - krzyknęłam sarkastycznie.
Zjadłam śniadanie i ruszyłam w stronę wyjścia po drodze mijając Pottera. Teleportowałam się do ministerstwa magii. Przeszłam obok pięknej Fontanny Magicznego Braterstwa do której wrzuciłam   dziesięć galeonów. Zapatrzyłam się na nią tak długo, że na kogoś wpadłam. Podniosłam wzrok na tą osobę, bo już chciałam jej odpyskować.
- O... pan Malfoy, dzień dobry. - zmieszałam się.
- Dzień dobry. Ostatnio się widzieliśmy na mistrzostwach świata w Quidditchu. Niestety nie mieliśmy okazji porozmawiać. - odpowiedział z jak sądzę uśmiechem na twarzy.
- Ach tak... Ale przepraszam bardzo mi się spieszy...
- Na sprawę związaną z Potterem? Ja też się tam wybieram, a tak szczególnie do ministra. Wiesz, że przeniesiono rozprawę do starej sali obrad w Departamencie Tajemnic? - kontynuował idąc ze mną do windy.
- Nic o tym nie wiedziałam. Dziękuję za informację. - odpowiedziałam krótko i życzliwie.
- Masz kontakt z Potterem? - zapytał. Wiedziałam, że coś jest nie tak. Po mimo tego, że to przyjaciel rodziny coś mi śmierdziało.
- Przez te wakacje straciłam zupełny kontakt z nim. - z kłamałam.
- Ach tak, bo on przebywa teraz u... mugoli jeśli się nie mylę? - po raz kolejny zadał pytanie.
- Nie wiem, czy tam jest. Ostatniego razu tam przebywał. - udzieliłam odpowiedzi.
- Oczywiście. A jak tam u ciebie? Ostatnio chyba przybył napływ obowiązków na ciebie. Prawda?
- U mnie dobrze, a na napływ obowiązków nie narzekam. A u pana? - czyżbym przerwała wywiad dla Voldemorta?
- Bardzo dobrze. Słyszałem od Dracona, że ostatnim czasem przebywasz z nim więcej czasu.
- Tak, w końcu jesteśmy na siebie skazani od pierwszego roku życia. Przecież akurat tydzień po moich urodzinach mieliśmy się poznać. - powiedziałam arogancko.
- Ach, tak widzę, że pamięć cię nie zawodzi.
- Moja pamięć ma się w porządku. - lekko burknęłam patrząc w jego zimne, pozbawione uczuć oczy.
- W to nie wątpię. A gdzie się podziewałaś w ostatnim zadaniu Turnieju Trój Magicznego,  nikt podobno nie widział jak wychodziłaś z labiryntu.
- Nie dziwie się. Na trybunach przecież było nie małe zamieszanie z powodu Pottera. Przecież twierdzi że Voldemort się odrodził, a to chyba kompletna ściema, nieprawdaż?- zapytałam próbując go przejrzeć.
- Oczywiście, że chłopak kłamie, bo chyba wtedy i ty byś o tym wiedziała. - mówił przyglądając się mojemu przedramieniu.
Dobrze, że założyłam długi rękaw, ponieważ moja ręką musiała być obwinięta białym bandażem, który prawie codziennie robił się czerwony od krwi. Na szczęście drzwi windy się otworzyły. Wyszłam z tam tąd szybkim krokiem i podążyłam na salę rozpraw. Usiadłam na swoim miejscu czyli po prawej stronie miejsca dla ministra. Po jakimś czasie wszyscy już znajdowali się na swoich stanowiskach. Zrobił się niemały szum. Po paru minutach spóźnienia na sale obrad pojawił się Harry Potter. Przerażony usiadł na krześle, a minister zaczął monolog.
- Percy notuj.
-Tak panie ministrze. - przytaknął Weasley, który siedział na samym końcu ławy.
- Dwunasty sierpnia, przesłuchanie dyscyplinarne. - zabrzmiał Knot. - w sprawie złamania przepisów Dekretu o Uzasadnionych Restrykcjach Wobec Niepełnoletnich Czarodziejów i Zasad Tajności Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów przez Harre'go Jamesa Pottera, mieszkającego w Little Whinging w Surrey, przy Privet Drive numer cztery.  Oskarżyciele: - chrząknął. - Korneliusz Oswald Knot, minister magii, Cassiopeia Carina Mensa Lily Live - Grace, widzę minister i podsekretarz, Amelia Suzann Bones, kierownik Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów,  Dolores Jane Umbrige,  starszy podsekretarz w biurze ministra. Protokolant: Percy Ignacjus Weasley...
- Świadek obrony: Albus Persiwal Wulfryk Braian Dumbledore. - przerwał mu mój Dyrektor, a ja odetchnęłam nie zauważalnie ulgą.
Ubrany w granatową szatę staruszek, był spokojny jak zawsze i stanął obok Harre'go.
Na ławie sędziów Wizengamotu rozległy się pomruki. Jedni byli oburzeni, a drudzy przerażeni. Ja z innymi dwoma kobietami uśmiechnęłam się życzliwie w stronę Dumbledora, co on odwzajemnił. Po Potterze widziałam pewna ulgę. Natomiast Knot, mój przełożony miał wzburzoną minę.
- Ach... Dumbledore, więc dostałeś informacje o zmianie miejsca przesłuchania? - zapytał nieco podenerwowany Korneliusz.
- Nie dotarła do mnie, ale na szczęście przybyłem do ministerstwa trzy godziny wcześniej. - odpowiedział pytany.
- Chyba brakuje drugiego krzesła, Weasley może byś...
- Proszę się nie trudzić. - powiedział uprzejmie Albus i wyczarował sobie siedzenie.
- A więc jeśli już po wszystkim, to przejdźmy do zarzutów. - oświadczył minister i zaczął czytać z wielkiego skrawka pergaminu. - Zarzuty wobec oskarżonego brzmią następująco: Drugiego sierpnia bieżącego roku,  o godzinie dziewiątej dwadzieścia trzy wieczorem, oskarżony celowo i z rozmysłem oraz pełną świadomością łamania prawa,  otrzymawszy wcześniej z Ministerstwa Magii pisemne ostrzeżenie przypominające mu o nielegalności takich poczynań, użył Zaklęcia Patronusa na obszarze zamieszkanym przez mugoli i obecności jednego z nich. To stanowi pogwałcenie paragrafu C dekretu z 1875 roku o Uzasadnionych Restrykcjach wobec Niepełnoletnich Czarodziejów, a także rozdziału trzynastego  Międzynarodowego Kodeksu Tajności Czarów. Ty jesteś Harry James Potter, zamieszkały w Little Whinging w Surrey, przy Privet Drive numer cztery? - zapytał łypiąc groźnie z nad pergaminu.
- Tak.
- Czy trzy lata temu otrzymałeś już oficjalne ostrzeżenie z ministerstwa na skutek nielegalnego użycia przez ciebie czarów?
- Tak, ale...
- Czy użyłeś Zaklęcia Patronusa na oczach mugola?
- TAK, ALE ZROBIŁEM TO BO ZJAWILI SIĘ DEMENTORZY!
- Mugole nie widzą Dementorów, chłopcze - odezwał się minister.
- Nie widzą, ale są podatni na ich skutki. Masz może na ocznego świadka? - zabrałam głos.
- Tak, panienko Live. Masz jakiegoś świadka? - powtórzył po mnie minister.
- Nie... - próbował odpowiedzieć Harry.
- Tak się składa, że ma. - przerwał mu Dumbledor i wprowadził na salę jakąś panią.
- Imię i nazwisko? - zapytał ostro Kont.
- Arabella Doreen Figg. - przedstawiła się.
- Kim pani jest i gdzie zamieszkuje?
- Jestem mieszkanką Little Whinging, mieszkam blisko Harre'go Pottera.
- Poza Harrym Potterem nie mamy w rejestrze żadnej czarownicy i żadnego czarodzieja, mieszkającego w pobliżu...
- Jestem charłakiem. - ucięła przemowę Kornelisza.
- Sprawdzimy to. Zostawi pani swoje dane u mojego asystenta Weasleya. A tak w ogóle czy charłaki mogą widzieć dementora?
Miałam już zabrać głos ale przerwała mi na zbulwersowana pani Figg.
- No pewnie, że mogą!
- A więc co pani ma do powiedzenia w tej sprawie? - zapytał chłodno mój przełożony.
- Wyszłam kupić pokarm dla moich kotów. W pewnym momencie usłyszałam hałas dochodzący z jednych z alejek. Kiedy tam już byłam zobaczyłam dementorów którzy sunęli na dwóch chłopców. Ci Dementorzy byli wielcy i w pelerynach. Zrobiło się zimno, a ze mnie uleciało szczęście.
- Co ci Dementorzy zrobili? - zapytała chłodno pani Bones.
- Rzucili się na chłopców. Jeden z chłopców upadł na ziemię. Harry próbował wyczarować Patronusa dwa razy, aż mu się udało. Wyczarował srebrnego jelenia, którego nasłał na jednego, a potem drugiego z Dementorów. - opowiedziała Arabella.
- Dobrze, świadek może odejść. - powiedział Knot. - Niezbyt przekonujący świadek, Dumbledor.
- Dla mnie bardzo prawdziwie opowiedziała o ataku dementora... i chyba ci, którzy mieli z nimi do czynienia potwierdzili, by jej wersje. - mówiłam na przemian z panią Bones.
- Przepraszam was ale Dementorzy w mugolskej alejce. I jakimś dziwnym trafem wpadły na czarodzieja! Prawdopodobieństwo jest równe zeru. - prychnął Knot.
- Oj, nie sądzę, by ktoś z nas uwierzył, że Dementorzy znaleźli się tam przypadkowo.-rzucił niedbale mój dyrektor.
- Czyżbyś o sądził o to ministerstwo?!
- Nie skądże. Uważam, że nastały takie czasy, że ktoś inny im rozkazuje, Korneliuszu. - odpowiedział Albus.
- Przepraszam, że się wtrącę. Ale to trochę zabrzmiało jakbym to ja... - zaczęłam zniecierpliwiona.
- Oj droga, Cassiopeio ja ciebie o nic nie posądzam. Każdy wie, że mam na myśli czarnoksiężnika. - odpowiedział mi mój dyrektor.
- Przestań! To kłamstwo nikt nie powrócił zza grobu! To wręcz niemożliwe! Za głosujmy i kończmy tą sprawę! - krzyczał już cały czerwony na twarzy minister. - Kto jest za tym, by oskarżonemu odpuszczono?-
Prawie cała sala podniosła rękę, w tym ja. - Teraz ci za wynikiem wskazującym jego winę!  - ręce podniosła znaczna mniejszość rady. - A więc uniewinniony! - wydyszał.

Cassiopeia Live - Because Life Never DiesWhere stories live. Discover now