rozdział 9

191 25 3
                                    

Ubrana w czarną sukienkę szłam z Draconem na przyjęcie do Slughorna. Po drodze spotkaliśmy Harre'go z Luną. Miło się do nich usmiechnęłam zanim pomyślałam, że muszę mieć cały czas tą głupią maskę.
- Nie jestem zachwycona, że tu idę. - wykrzywiłam usta w grymasie.
- Oj daj spokój jak zaprosił to chodźmy.
- Myślałam, że go nie lubisz? - zmarszczyłam brwi.
- No bo tak jest, ale to ty zawsze powtarzałaś.
- Tak wiem co ci mówiłam. - uśmiechnęłam się. - Nie wiedziałam, że jeszcze to pamiętasz...
- No widzisz. Nigdy we mnie nie wątp. - uśmiechnął się pod nosem.
Ja również, ale mój uśmiech był... udawany. Na szczęście uszło to jego uwadze.
Jak weszliśmy do pomieszczenia było już kilka znajomych twarzy. Podszedł do nas na nie kto inny jak mój "ulubiony" profesor Horacy. 
- Cassiopeia. - powitał mnie, a z ust śmierdziało mu trunkiem. - O przyszłaś z Maltroy...
- Malfoyem. - poprawiłam go.
-Oj tak, tak przepraszam. Coś nowego w twoim składziku? No wiesz nowy wynalazek, mikstura?
- Pracuje nad jednym.
- Już wiesz co by robił? Może byśmy kiedyś popracowali nad jakimś razem? Hm? Twój i mój talent... To było by coś!  Co ty na to? - zapytał.
- Oj sama nie wiem... Chyba nie jestem... wystarczająco dobra... - próbowałam się wymigać.
- Oj tam pleciesz bzdury. O, Harry!
~ Dzięki ci Harry Potterze. ~ pomyślałam.
Czarnowłosy też nie był zachwycony, że nauczyciel eliksirów go zaczepił. Poszłam jak najdalej od tej dwójki, szukać Draco, który podejrzanie zniknął. Pytałam każdego gdzie mogła się znajdować teraz moja zguba. Każdy twierdził, że go nie widział.
- Widziałaś Malfoya/Cormaca? - zapytałam razem z Hermioną.
- Nie żartuj przyszłaś tutaj z nim?  Co ci odbiło? - zapytałam.
- Sama nie wiem. Chciałam zrobić na złość Ronowi, a co do Malfoya. To nie, nie widziałam. - odpowiedziała.
- Na Merlina.
- Live, a kiedy no wiesz... Odsuniesz go od siebie? 
- Nie mam pojęcia. Może dzisiaj? Nie mogę zwlekać. - udzieliłam odpowiedzi.
- No i wraca stara ty. - mruknęła.
- Masz jakiś problem?  - zapytałam rozbawiona.
- No i czar prysł. - zaśmiała się. - Na gacie Merlina idzie Cormac. Do zobaczenia.
- Pa.
Moje dalsze poszukiwania przerwał Filch, który trzymał wyrywającego się blondyna.
To są jakieś żarty? Co on przeskrobał? 
- Chłopak kręcił się przy gabinecie, panie Slughorn. - wychrypiał miłośnik kotów.
- Zostaw mnie, przeklęty charłaku! - syknął platynowo włosy.
- Zostaw go Argusie to mój gość. - powiedział łagodnie profesor. 
- Wybacz Horacy, ale zabiorę pana Malfoya na stronę. - powiedział Snape i pociągnął za sobą ślizgona.
- Muszę iść, przepraszam.
Nauczyciel eliksirów był nieco zdezorientowany całym zajściem, a ja szybszym krokiem ruszyłam za Nietoperzem i Fretką.
Oboje zamknęli się w swoim gabinecie. Postanowiłam schować się trochę dalej za ścianą. Nie musiałam podsłuchiwać, żeby wiedzieć o co chodzi w tej rozmowie. Usiadłam pod ścianą z głową schowaną w kolana. Nie wierzyłam, nie sądziłam, że będę musiała zrobić to... teraz? Mówiłam, że dzisiaj tylko dla pozoru. Błagam, żeby to wszytko było jednym okropnym koszmarem.
~ Dobra Cassiopeia, oni wychodzą. Musisz dotrzeć przed Malfoyem do pokoju wspólnego Slytherinu. Kamienna maska na twarzy jest, więc ruszaj.
Poszłam szybkim krokiem do" jaskini wężów".  Dafne mnie wesprze będzie okej. Przecież już umie Okulumencje i to dobrze, jeszcze trochę, a będzie super. No i potrafi oszukać Veritaserum. Będzie okej... Mam nadzieje.
Po kilkunastu minutach mojego siedzenia na kanapie, wszedł on.
- No proszę, kogo my tu mamy... Draco Malfoy we własnej osobie. - powiedziałam z grymasem na ustach.
P.O.V Draco
- Coś nie tak, Grace? - zapytałem, po tym jak usłyszałem jej drwiący głos sprzed lat.
- Ależ nie, coś ty! Ja się czuje wyśmienicie, ale może powinnam spytać ciebie o to jak się czujesz. Przedramienie daje ci we znaki?- zrobiłem zszkokowaną mine. - Przecież cię ostrzegali, daj spokój!  Przecież ja wiem wszystko, tak powiedział Voldemort na waszym ostatnim spotkaniu,  prawda? Twoja ciotka zrobiła swoje.  Jesteś naprawdę niezły w tej Okulumecji, lecz niestety... Muszę cię zmartwić. Nie masz jej opanowanej tak dobrze jak ja Legimencji. Potrafię wnikać w umysł samego Lorda Voldemorta. Ty mówisz na niego "Czarny Pan", nie sądzę? - próbowałem coś powiedzieć, zaprzeczyć, ale nie mogłem się wysłowić, ona mnie rozgryzła. - Szczęka opadła, co? Posłuchaj mnie teraz uważnie. Nie powiem nikomu, że masz za zadanie zabić Dumbledora, tylko dlatego, że jest winny życie setce osób. Na serio, myślałeś, że masz u mnie szanse? Myliłeś się. Naprawę sądziłeś, że jestem na tyle głupia, aby nie wiedzieć czemu znikałeś do pokoju życzeń? Co wtedy robiłeś?  Jak tam Szafka Zniknięć? Biedna bielutka Fretka... Ha! Czy ty wiesz ile razy za twoimi plecami spotykałam się z Potterem i z ciebie kipiliśmy? Zresztą nie tylko... - zaśmiała się z drwiną. - Nie wiem czy mam powiedzieć tobie coś w stylu; Z nami koniec! Czy raczej nie... Bo w końcu to wszytko była tylko moja gra. Trzeba było słuchać Harre'go.
- Kłamiesz!  Ty... Nie! - krzyknąłem, już jej nie widziałem, ponieważ moje oczy zaszły łzami.
- Co nie dowierzasz? Twoja sprawa. - słyszałem ona też mówiła przez łzy jestem tego pewien. - Prawda bywa bolesna, Malfoy. No to... żegnam, zapyziały Śmierciożerco! - wyszła z hukiem drzwi.
- To nie... może być... prawda. - wychlipałem.
                                         °°°
 

Cassiopeia Live - Because Life Never DiesWhere stories live. Discover now