rozdział 8

506 30 4
                                    

Właśnie ja Daf, Blaise i Malfoy - tak już nie idiota - szliśmy ze swoją "elitą" słonecznym popołudniem. . Już wyjaśniam czemu. Moi "kochani" przyjaciele (czyt. Greengrass i Zabini) coraz częściej muszą razem coś załatwiać, a ja i Draco zostajemy na siebie skazani z nudów. Podczas czasu spędzonego z nim okazało się że, mamy bardzo dużo wspólnych tematów. Na początku jednak zaczęłam się zastanawiać dlaczego ja nie jestem z Gryfonami, lecz z nim? Niestety okazało się, że odpowiedź jest bardzo prosta. Nie chcą ze mną mieć do czynienia. W końcu "ślizgonka". Zapytałam go o mniejszą i gorszą wersję Dafne oraz Parkinson, Crabba, Gregorego. Tłumaczył mi, a raczej wyjaśniał, zwierzał, dlaczego się z nimi nie zadaje. Te dwie dziewczyny są jak rzepy których trudno się ich pozbyć (podobno do mnie czują dystans ), a chłopcy są tępi. Czyli wychodziłoby na to, że wybrał nas i nasze " fancluby " Slytherinu. Rozmyślałam tak w drodze pod drzewo które znajduje się na dziedzińcu. Byliśmy już po lekcjach, więc mogliśmy robić co chcemy. Ja i mój kumpel blondyn siedzieliśmy wśród konarów natomiast inni siedzieli na dole. Rozmawialiśmy żwawo, aż usłyszeliśmy Pottera który na kogoś się wydzierał. Oczywiście Smok nie mógł obyć się bez swojego słynnego, wścibskiego komentarza.
- No no Potter, co tak ostro? - zapytał z wyczuwalną drwiną i zeskoczył z drzewa.
- Zamknij się Malfoy. Jesteś taki sam jak ojciec! Perfidny i arogancki! - krzyknął Harry.
Chyba ktoś tu mocno się wkurzył co kruczo włosy? No dobra platynowo włosy teraz też! Nie powinien tego mówić. Myślałam siedząc na dorodnym drzewie. Malfoy już wyciągnął różdżkę j miał wypowiedzieć zaklęcie gdy zmienił się w... fretkę?! Spojrzałam na tego, który zaatakował.
- Moody. - szepnęłam.
Coś do niego powiedział i zaczął nim podrzucać. Oj wiem, że był moim wrogiem no ale nawet nieprzyjaciół nie pozwolę upokarzać!- szczególnie z Slytherinu. Zeskoczyłam z drzewa i prawie oberwałam z białej fretki w twarz. Schyliłam się, namierzyłam różdżką z transmutowanego chłopca i rzuciłam zaklęcia odmieniające. Teraz gdy mnie zauważyli wszystkie rozbawione śmiechy umilkły. Dracon uciekł. Szkoda mi go, mieć takie upokorzenie.
  - Moody co ty wyprawiasz! Dumbledore na sto procent tobie mówił, że nie można wykorzystywać żadnych zaklęć do kar na uczniach! - wydarłam się na mojego jakże "ulubionego" profesorka. - Lubisz transmutacje, tak?! - zapytałam wściekłe. On już był blady jak ściana, a ja w tym czasie rzuciłam na niego zaklęcie. I uniosłam w górę za pomocą : Wingardium Leviosa i skierowałam w stronę gabinetu dyrektora. Po drodze powiedziałam Dafne i Blaise'owi, żeby odnaleźli Malfoya. Oni zgodnie z poleceniem ruszyli go szukać. Weszłam z hukiem do jego gabinetu nie zwracając uwagi na Ministra ani żadnego z nauczycieli.
- Proszę pana, muszę pana poinformować iż zacny Alastor Moody użył zaklęcia na uczniu - Malfoy'owi jako "nauczki". O tuż zamienił go we fretkę i zaczął nim podrzucać. - wyjaśniłam Albusowi cel mojego w targnięcia na jak sądzę jakieś zebranie.
- Gdzie teraz znajduję się twój nauczyciel Grace? - zapytał Dumbledore. Uśmiechnęłam się zawadiacko i oznajmiłam.
- Tutaj.
Odczarowałam byłego aurora po czym kazał mi wyjść. Po drodze zauważyłam dziwnie bladego Bartiego i łapiącą się za serce McGonagall oraz dumnego Severusa. Moich przyjaciół znalazłam w pokoju wspólnym przy Draco, który na mnie spojrzał zaraz po tym jak weszłam do pomieszczenia. Podziękował mi co było zaskakujące tak samo jak to, że zaraz potem wszyscy czyli Dafne, Zabini i Draco przytulili mnie. Dziwne uczucie poczułam w sercu i żołądku. A po chwili, gdy już skończyliśmy się ściskać jak malutkie dzieci zapytałam.
- Kto chce iść ze mną do Pottera? - Nikt się nie zgodził - Czyli wrócę potem. Pa - rzuciłam wychodząc przez przejście na korytarz.
Chodziłam w kółko, aż nagle mnie oświeciło. Biblioteka - tam przesiadywali najczęściej gdy się z nimi przyjaźniła. Skierowałam się tam i uniosłam ton.
- Znalazłam swoją zgubę! - powiedziałam złośliwie. Harry spojrzał na mnie zdezorientowany. - Oj nie udawaj przecież widziałeś co się stało dziś po południu na dziedzińcu po lekcjach. - wysyczałam.
- Tak, widziałem. Widzę, że znalazłaś sobie "godne" towarzystwo. Miałem zamiar cię poinformować co będzie na turnieju, ale tego nie zrobię. - rzekł uszczypliwie Gryfon. - Och... Harry, ale ja nie potrzebuję twojej łaski. - powiedziałam przesłodzonym tonem prosto w jego twarz i dodałam takim samym głosem co przed momentem. - To ty zawsze jej potrzebowałeś ode mnie. Nie wchodź w drogę komu nie potrzeba bo to może źle się dla ciebie skończyć. Do widzenia.
Ruszyłam raptownie do "siedziby wężów".

P.O.V Dafne
Poszliśmy za nią. Przecież nie wiadomo co może zrobić. Jest, że tak to ujmę nieprzewidywalna. Myśleliśmy, że najzwyczajniej w świecie poszła z nim pogadać, lecz to co zrobiła było o wiele lepsze. Razem z chłopakami staliśmy w bibliotece za regałem gdzie odbywała się wielka kłótnia Potter vs Live. Z opadniętymi szczękami i cali w skowronkach podsłuchiwaliśmy ich zaciętą wymianę zdań.
-Ona już dawno powinna być w Slytherinie. - szepnął Malfoy.
Gdy usłyszeliśmy, że idzie do dormirtorium zerwaliśmy się pędem, by ją wyprzedzić. Triumfalny usmiech gościł na naszych twarzach. Wreszcie mu wygarnęła co o nim myśli.
                                          ...
Taka malutka informacja. Mieszam film z książką.(Co chyba już zauważyliście) ;-)
A tak z innej beczki.
Jak wam się podobał rozdział? 
I ten obrót spraw?

Cassiopeia Live - Because Life Never DiesWhere stories live. Discover now