rozdział 12

199 22 0
                                    

Cały tydzień nie mogłam nic powiedzieć. To już było męczące. Nareszcie jednak mogę się  odzywać, więc ruszyłam do Dyrektora.
Stanęłam przed wejściem do jego gabinetu, wypowiedziałam hasło i wspięłam się po schodach.
- (...) on musi zginąć! - mówił gwałtownie Dumbledor.
- Czyli utrzymywałeś go przy życiu, by zginął w odpowiednim momencie?! - pierwszy raz usłyszałam głos Severusa Snape z uczuciami.
- Obawiam się, że tak.
Zapukałam w uchylone drzwi i wszedłam do pomieszczenia. Czarne tęczówki obecnego nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią oraz Szarawe Albusa zwróciły się w moją stronę.
- Przepraszam, że przeszkadzam. - powiedziałam z grymasem jakby coś w pomieszczeniu mocno śmierdziało.
- Cassiopeia. - kazał mi usiąść ruchem ręki, ale nie wykonałam tego polecenia. - Severus właśnie wychodził. - tłusto włosy zniknął za mosiężnymi drzwiami. - A więc chcesz wiedzieć dlaczego nie wy...
- Tak. - przerwałam mu, widząc, że za chwilę zacznie swój wywód.
- Otóż, widzisz myślę, że w Świętym Mungu mogli by ci zaszkodzić jego ludzie. Mam pewne pytanie. Kiedy.
- Po twojej śmierci. - powiedziałam wprost.
- Ah. Tak... - opadły mu ręce. - Nie myślisz, że to będzie podejrzane? Że będą myśleć o tobie jak o tchórzu? Albo że maczałaś palce w tym spisku? Niektórzy zauważyli twoją nie chęć do mnie.
- Jak o tchórzu? Oto właśnie mi chodzi, żeby tak myśleli. Maczałam place? Nie obchodzi mnie opinia innych, Dumbledor. - sprostowałam.
- Dlaczego akurat..? - ostatnie słowo nie chciało mu przejść przez gardło.
- Będzie walka, pomiędzy Feniksami, a tymi Śmierciojadami. Chcę na niej zostać. Wrazi coś powstrzymam Pottera od popełnienia głupstwa. Wyjadę zaraz po. Pierw dopilunje, żeby oni uciekli.
- Chcesz pomóc Śmierciożercom? - zdziwił się, a następnie dodał. - Nie... Ty chcesz nieść pomoc młodemu Malfoy'owi, zgadłem? Dlatego stanęłaś wtedy pomiędzy nimi? Chciałaś ich chronić, tak?
- Może... - odezwałam się z odrazą. - Niena...
- Jednego kochasz, a drugiego uważasz za brata. Przyznaj się przed samą sobą. Ja... Przyznaję się. Myliłem się co do ciebie. Potrafisz czuć. Powtarzam, że ja tego nie chciałem. Kierował mną strach! Byłaś...
- Czymś nie znanym? Tak, tak byłam. Wiesz dlaczego chce tam wrócić? Bo tam nie tylko będę bezpieczna, a Voldemort mnie nie znajdzie. Dlatego, że jakby było trzeba. Ukryje tam tych którzy będą skazani na śmierć. Może masz rację? Chce pozwolić Malfoyowi uciec, a nawet mu to ułatwić? Wtedy bym miała pewność, że jest tu ktoś kto mnie naprawdę polubił.
- Lubi i wierzy w ciebie więcej osób niż ci się zdaje. Podziwiam to w tobie, że nigdy za wszelką cenę nie chcesz sławy, tak jak ja to robiłem gdy byłem chłopcem. Zawsze stoisz w cieniu, chociaż inni myślą, że jesteś w świetle. Nosisz maski, a ludzie je przyjmują jakby to była twoja prawdziwa twarz. Nie rozumiem po co to wszytko, ale wiem o tym, że musi być jakiś powód. Mam teorie, że boisz się swojej delikatności. - zaczął ględzić.
- Posłuchaj. Nie. Jestem. Delikatna. Jestem twarda zawsze taka byłam! Nic na to nie poradzisz, że niektórzy ludzie nie mają uczuć. - krzyczałam.
Rozejrzał się ze zdziwieniem.
- Umiesz panować..?
- Nie jestem słaba. A oto jeden z dowodów.
Uważaj na Harre'go podczas szukania Horkruksów.
- Skąd ty?
- Wiem więcej niż ci się zdaje, a tą rzecz wiedziałam od czasu gdy się odrodził. Dlaczego nie powiedziałam? Bo nie ufałam ci tak samo jak dziś. Chociaż dzisiaj ta nieufność się pogłębiła, a teraz pozwolisz, że wyjdę. Do widzenia.  - wyszłam ze zadratą głową, tryskając piorunami z oczu i trzaskając drzwiami.
                                      °°°
Jeszcze (Chyba) wstawie dwa rozdziały o tym jak Harry będzie szukać z Albusem Horkruksów i jeden jak Live wyjeżdża, a potem myślę, że zacznę siódmyrok - chociaż ani Live i Golden Trio nie będzie w Hogwarcie. - No ale to nie będzie o Hogwarcie, a zresztą zobaczycie (no bo trochę będzie, kurcze zgubiłam się we własnych słowach).

Cassiopeia Live - Because Life Never DiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz