rozdział 7

157 24 1
                                    

Taka mała informacja... Będę skakać w czasie, żeby przejść do najważniejszych zdarzeń.
        
                                      ▫▪▫
P.O.V Albusa

- Nie chce chodzić do Hogsmeade. - powiedziałem.

- Nigdy tam nie byłeś, to miejsce jest super. Wymykałem się, żeby być w tamtej wiosce. - mruknął mój Ojciec i wetknął mi kartkę ze zgodą do ręki.

Zgniotłem ją i podrzuciłem do góry. Wyciągnąłem różdżkę i wycelowałem w nią mówiąc.

- Incendio! - kawałek pergaminu spalił się. - To jedno z zaklęć, które mi wychodzi, a jest ich mało.

- Co się z tobą dzieje? Czy to Cassiopeia tak na ciebie wpłynęła, bo od czasu gdy zacząłeś chodzić do Hogwartu, zachowujesz się okropnie.

- Nie. Poza tym ona nie pracuje u nas w szkole, od dwóch lat. -  zawiedziony kopnąłem kamień i odszedłem szukać Scorpiusa.

Siedział pod ścianą, na walizce ze spuszczoną głową w dół. Mój entuzjazm na jego widok z blakł, rozumiejąc o co chodzi, zapytałem.

- Jak się czuje twoja mama?

- Nie może się już gorzej czuć. - samotna łza potoczyła się przez jego policzek. 

Usiadłem obok niego, zastanawiając się co powiedzieć.

- Pisałeś do...

- Tak. Mam się z nią spotkać w Hogsmead i muszę jej podziękować. Tata nie wie, o czymś. Mama mi powiedziała, że Cassiopeia jej pomogła i to dużo. On miał o tym nie wiedzieć. - mówił pod nosem. - Podobno to dlatego, że Harry Potter poprosił moją matkę o dyskrecję. Niestety tu już nie wiem, o co dokładnie chodziło. Może ona mi to wyjaśni?

- Myślę, że na pewno. Mówisz, że mój tata, kazał jej nie mówić, o Grace? Trochę dziwne. - mówiłem wchodząc razem z przyjacielem do pociągu. - Kiedy dokładnie macie to spotkanie?

- W pierwszy wypad do wioski, w klubie Pod Trzema Miotłami. Będzie tam cały dzień, bo ma coś do załatwienia. 

P.O.V Cassiopeia

Szłam szarą uliczką, Francji. Deszcz rozbijał się o czarny kaptur mojej peleryny.
Na plecach czułam palący wzrok, jakieś osoby, która śledzi mnie od roku. Jednak gdy odwracałam się, by zobaczyć kto to. Niestety moim oczom, za każdym razem pojawiała się monotonność Paryża.

Spotykało mnie to również w paru innych państwach, gdzie utrzymywałam stałe stanowiska pracy. Między innymi w Bułgarii, Ameryce, Chinach, Irlandii i oczywiście w miejscu gdzie obecnie się znajduję. I w paru krajach, w których jeszcze studiuje.

Moje myśli kłębiły się wokół śmierci matki Scorp'iego. Dlaczego zaprzestała brać ten eliksir?! Gdyby go brała, żyła, by jeszcze z parenaście lat! Jak zwykle pomagam i pomoc zostaje odrzucona. Według Dafne dlatego, że się po kłóciły parę miesięcy temu. I jak Zabini dała jej fiolkę z codzienną dawką, ta ją roztukła, a lecznicza, czerwona ciecz rozlała się na ciemną podłogę. Mam co do tego tak wielkie wyrzuty. Jak Draco i Scorpik muszą się czuć. Tak, zdrabniam jego imię. Lubię tego dzieciaka, w sumie Al'a też.

W dodatku te całe zdarzenia, które dzieją się w Anglii. Hermiona, jako Minister powinna reagować. Te Trolle, Olbrzymy i Akromantule, przechadzające się po mojej ojczyźnie w podziemiach, pasmach gór... W dodatku te dziwne skrzydła na ich plecach oraz ta myśl, że to kiedyś byli zwolennicy Voldemorta.

Ostatnio spotkałam Pottera. Miałam wrażenie, że przez chwilę chciał do mnie podejść, ale szybko zniknęłam z jego pola widzenia.

Miał trochę wystraszony wzork i co moment zerkał na swoją żonę, ale poza tym szczegółem nie zauważyłam nic szczególnego. Wyglądał jak zwykle tylko się postarzał.

Z rozmyślań wyrwało mnie zderzenie z czyjąś klatką piersiową i ból kości ogonowej od upadku.

- Mogłabyś patrzeć jak chodzisz. - mruknął ktoś spod kapturu, jego głos się łamał i był mi znajomy.

Pomimo nie miłych słów podał mi rękę i pomógł wstać. Z głowy spadł mi kaptur.

- Mów za siebie. - warknęłam, nie zważając na jego słaby ton.

Nadal ściskał moją dłoń, popatrzyłam na masze ręce, a potem wyrwałam swoją.
Złapałam ją drugą, lekko pocierając i spojrzałam w górę, próbując odnaleźć jego oczy.

Pomimo tego, że były schowane w ciemności, idealnie było je widać. Tak samo metaliczne jak zwykle. Otworzyłam usta ze zdziwienia i już z zamiarem odejścia, ze łzami w oczach, powstrzymała mnie jego dłoń na moim ramieniu.



Cassiopeia Live - Because Life Never DiesWhere stories live. Discover now