rozdział 5

301 28 4
                                    

Uchyliłam lekko oczy i już miałam się odezwać ale Draco położył mi rękę na ustach w celu uciszenia. Dopiero później zrozumiałam dlaczego. W drzwiach jego pokoju stała Narcyza z Lucjuszem. Oboje zaczęliśmy się przysłuchiwać ich rozmowie. - Oj, cicho bądź! Zobacz tylko jak smacznie śpią. - mówiła rozczulonym głosem.
- Powinniśmy ich obudzić. Przecież zaraz musimy wyjechać. To ważne spotkanie w ministerstwie, od którego zyskamy większe uznanie u ministra. - wykłócał się Lucjusz.
- My już nie śpimy odkąd tu stoicie. - powiedział Draco zachrypniętym głosem odwracając się w stronę swoich rodziców.
Ja podparłam głowę na ręce i wyglądałam zza jego blond czupryny na trochę zaskoczone małżeństwo.
- Na dole jest śniadanie, a my wyjeżdżamy na trzy dni. - oświadczyła Narcyza.
- A czasami za tyle nie zaczyna się rok szkolny? - zapytałam.
- Yhm, więc my teraz się z wami żegnamy. Cassiopeia pilnuj Draco. - powiedział Malfoy Senior i oboje się deportowali.
- Chyba uważają cię za małą, malusią, maluteńką Fretkę, Fretko. - za żartowałam.
- Jak ci się spało? - zapytał podchodząc już do szafy.
- Dobrze, a tobie?
- Tak samo i wiesz co. Za karę, że nazywasz mnie Fretką będziemy tak spali do końca wakacji. - powiedział.
- No hej! Tak się nie bawię! - ubrana w czarną sukienkę tupnęłam jak mała dziewczynka w podłogę. - A poza tym chce żebyś dzisiaj mnie o prowadził po twoim domu! - naśladowałam głos małej dziewczynki.
- Taka Fretka jak ja ma zaszczyt oprowadzać Różyczkę? Sam nie wiem czy podołam temu zadaniu. - uśmiechnął się półgębkiem.
- No to w takim razie, najlepszy na całym świecie paniczu draki i niepowodzeń ze chciej oprowadzić po swej posiadłości tak zbłąkaną duszyczkę jak ja... - powiedziałam teatralnie i wiedziałam, że przegięłam więc zaczęłam uciekać.
- Ratunku smok mnie dopadł! - krzyczałam na całą jego posiadłość gdy mnie złapał i zaczął łaskotać.
- Będziesz grzeczna? - zapytał.
- Nie.... Nie będę! - krzyknęłam mu do ucha, co spowodowało, że mnie puścił.
Wybiegłam do ogrodu gdzie zobaczyłam wielkie jezioro. I powiedziałam.
- Stój tam albo tam wskoczę. - "zagroziłam" mu ale tak naprawdę chętnie to właśnie bym zrobiła w końcu jest lato.
On korzystając z mojej nie uwagi wziął mnie przerzucił przez ramię jak worek kartofli i skierował się do jadalni. Pod czas drogi kopałam go ale on nie zwracał na to uwagi. Szedł nie wzruszony. W końcu wziął mnie na ręce, następnie usiadł i posadził mnie na swoich kolanach. Wziął jednego tosta i zaczął do mnie gadać prowokująco.
- Leci miotła do buzi Cassiopeiki!
Zacisnęłam usta. Potem poczekałam trochę i wyrwałam mu posiłek z ręki jedząc sama. Następnie zeszłam z niego i powiedziałam, że na chwilę idę na Pokątną. To była wymówka do tego, by wyjść po swoje rzeczy do Kwatery Głównej. Od razu teleportowałam się do swojego pokoju. Nie chciałam nikogo spotkać szczególnie po wczorajszej akcji. Machnięciem różdżki się spakowałam do kufra z moimi inicjałami. Chciałam już ponownie przenieść się do Malfoy Manor ale moje lewe przedramię przeszył ból. I po momencie moje ramię zrobiło się całe czerwone od przecięcia jakby nożem od dłoni do okolic łokcia.
- Volnera Samantum. - szepnęłam, a rana się zagoiła, co pozwoliło mi wrócić do kolegi z domu.
- E! Fretko, już jestem idziemy na miasto?  Nudzi mi się! - krzyknęłam na miejscu.
Nikt się nie odezwał, więc ruszyłam do ogrodu. Tam zastałam go pływającego. Położyłam swój kufer na świeżej trawie i za pomocą różdżki zmieniłam strój na kostium kąpielowy. Weszłam do wody od razu nurkując pod wodę. Postanowiłam go trochę po straszyć. Wzięłam jeden z wodorostów i przywiązałam mu do nogi. Chciał odpłynąć na brzeg ale nie mógł, więc też cały zanurzył się w wodzie. Wtedy pomachałam mu na przywitanie i szybko odwiązałam roślinę od jego kostki. Rezygnując z głupiego żartu. Zostaliśmy jeszcze pod wodą patrząc w lekko zamrożone oczy, a wtedy moje myśli zaczęły krzyczeć.
~On już ci ufa! (...) Powinnaś się się do niego nie przywiązywać! (...) Ty masz z niego wyciągnąć informacje! (...) Nie żartuj, że wymiękasz! Miłość to słabość! Sama tak mówiłaś, a teraz?! Zrób to! O kłam!  Zrób to fałszywie ale zrób! - krzyczała ta ciemna podświadomość, a ta druga mówiła całkiem inaczej i chyba zwyciężyła. - Ty go lubisz, nie daj się zmylić. Przypomnij sobie, że to on ostatnio był ci bliski. Nie pamiętasz co ci powtarzali rodzice? "Podążaj sercem i intuicją, nie zamydlisz sercu oczu ale umyśle tak."  Zrób to co czujesz! Jeśli wątpisz to zaryzykuj i zajrzyj mu do umysłu.
I tak też zrobiłam i już nabrałam trochę pewności. Z drżącymi rękoma cały czas kłócąc się ze samą sobą zrobiłam to. Przyciągnęłam do siebie osobę, którą niegdyś nienawidziłam, a teraz pod pretekstem "udaje" do niej miłość, a tak naprawdę wcale jej nie okłamuje. Tylko potrzebowałam spojrzenia w swoje wnętrze, by wiedzieć, zrozumieć co czuje w tej chwili. To uczucie towarzyszyło mi tylko za czasów rodziców, a teraz niedawno powróciło. Właśnie zdałam sobie sprawę, że kocham, kocham Dracona Lucjusza Malfoya. Tego samego człowieka z którym niegdyś się z sprzeczałam, a teraz całuje.
P.O.V Harre'go
Staliśmy razem z Syriuszem w pokoju z gobelinem przedstawiającym drzewo geologiczne. Właśnie zwróciłem uwagę na jego pokrewieństwo z Malfoyami, a on zaczął mi tłumaczyć jak znaleźli się w jego rodzinie.
- Teraz pewnie domyślasz się dlaczego tak zareagowałem wczoraj. Nie chciałem wchodzić do jej pokoju. Nie naruszam czyjejś prywatności ale ściągnęła mnie tam muzyka. Wszedłem tam i zobaczyłem skrzynkę na szafce nocnej. Z niej dobiegła pieśń i to piękna, ale potem melodia przerodziła się w czyjeś śmiechy. Wtedy zobaczyłem mgłę nad tą szkatułką i zobaczyłem Live z młodym Malfoyem. Jego rodzina nie jest zbytnio miła. Zauważyłeś jak Stworek ją traktuje? Jakby była jego panią. Oczywiście wiem o jej talencie porozumiewania się nawet z ciężkimi przypadkami jak ten. Jednak to mnie zaczęło nękać. Zwróć uwagę na to, że jest Ślizgonką i mój skrzat o tym wie. Tylko tu nie o to chodzi. Myślę, że Stworek zwraca uwagę na jej towarzystwo. Musiał skądś wiedzieć, że ma kontakt z resztą mojej rodziny. Zastanawiam się czy czasami nie zobaczył widma z tej skrzynki albo nie czytał jej listów, aż w końcu znalazłem odpowiedź. Jak Grace miała tydzień ten parszywy skrzat był u niej w posiadłości, oczywiście wtedy jeszcze wszyscy żyli. Jej i twoi rodzice. U niej w jednym z pomieszczeń też jest taki gobelin. Właściwie to są trzy. Jeden przedstawiający jej rodzinę, drugi z moją ale głównie chodziło, by uchwycić na nim Malfoyów i jest jeszcze trzeci. Z twoją rodziną, Harry. Jej rodzice razem z twoimi i tymi gnidami  byli najlepszymi przyjaciółmi. Mieli wszyscy stworzyć Live razem ale w końcu Narcyza z Lucjuszem zaszli w ciążę i jako pierwsi się się odłączyli. Potem odeszli od tej grupki Lily i James, bo twoja mama była w ciąży z tobą. Wtedy zostało tylko pięćdziesiąt osób w moim wieku. Dwadzieścia pięć kobiet i tyle samo mężczyzn. Sami potężni czarodzieje i potężne czarownice. Sami najprzystojniejsi i najpiękniejsze osoby. Kiedy pojawiła się Live w całym Zakonie i w gronie ich rodzinnych przyjaciół było wielkie szczęście. Niestety musieli utrzymywać jej istnienie w tajemnicy. W wigilię w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym roku powiedzieli jej, że najprawdopodobniej mogą wszyscy zginąć. Dlaczego powiedzieli to pół rocznemu dziecku? Odpowiedź jest prosta. Voldemort dowiedział się od ich fałszywej przyjaciółki o istnieniu stworzonego dziecka, które niesamowicie szybko się rozwija i jest bardzo potężne. A jak podała jej wiek. On się przeraził i sam wiesz co się stało w jej urodziny. - skończył wywód.
- W jej urodziny?! Zabił jej rodzinę w jej urodziny?! - byłem w szoku
                                      °°°
Kolejny rozdział w tym Weekendzie. Następne pokażą się dopiero w następny ale może być ich trochę więcej albo będę trochę dłuższe niż zwykle bo jestem chora.
Jak oceniacie ten rozdział?

Cassiopeia Live - Because Life Never DiesWhere stories live. Discover now