rozdział 11

262 29 2
                                    

Sprawy znacznie się po komplikowały. Umbrige mianowała się na Inkwizytora Hogwartu. Właśnie jesteśmy na lekcji u Snape gdzie niestety zawitała ona.
- A więc profesorze najpierw się pan starał o posadę nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią? - zapytała piskliwym głosem.
- Tak.
- Co roku?
- Tak
- Jak widać bezskutecznie, dlaczego więc Dumbledor odrzuca pana propozycje?
- Najlepiej będzie jak spyta pani go osobiście. 
- Oczywiście. - wypiszczała i usiadła na krześle w cieniu.
- Potter! - krzyknął na Harre'go i walnął w tył głowy.
Lekcja się skończyła.
- Merlinie, co za baba... - zaczęłam narzekać wychodząc z klasy. - Żeby wizytować Snape? A McGonagall już w ogóle. Widzę już jak się denerwuje. A tak w ogóle jak o nerwach gadamy to kiedy gracie Draco? Wiecie, że Weasley to nowy obrońca? Podobno nie jest najlepszy ale na boisku jest Potter. Masz mi to wygrać, Fretko, a dam ci nagrodę! W ogóle to nie ma Hagrida co nie? Ciekawe co się z nim dzieje. Wiecie już co chcecie robić po szkole? Ja myślę o paru karierach. No wiecie na przykład aurorka, łamaczka klątw i może robota w ministerstwie?
- Ktoś ci podał jakiś eliksir? A odpowiadając na twoje pytania, Trajkotko. To tak, mecz gramy w ten weekend, wiem o Wieprzleju i jestem w trakcie wymyślania pewnej piosenki. Mecz wygramy na pewno, nie mogę przegapić nagrody i to od ciebie. Mamy jeszcze pewien problem w drużynie. Brakuje nam ścigającego. A jeśli chodzi o robotę to... ojciec pewnie będzie chciał mnie wysłać do ministerstwa.-westchnął Malfoy.
- A co ty byś chciał? Dlaczego zawsze musisz słuchać się swojego ojca? - spytałam.
On tylko wywrócił oczami, a ja odebrałam tą aluzje jako; nie ma o czym gadać. Nagle ktoś przez przypadek rzucił jabłko w stronę Dafne, a ja patrząc w podłogę instynktownie i automatycznie wyciągnęłam rękę przed jej twarz i bez większego halo złapałam je. Potem zaczęłam jeść.
- No to co odpowiesz mi? - zadałam pytanie przenosząc znudzone spojrzenie z jabłka na mojego chłopaka.
- Wiesz tak sobie myślę, że znalazłem idealnego zawodnika. Chodź musimy iść do kapitana. - oświadczył mi blond włosy.
- Kto?! Co?! Niby ja?! O nie...
- Właśnie, że ty. Pierwsza dziewczyna w historii Quidditcha w Slytherinie. - mówił uradowany.
- Ale tylko na czas gdy nie pojawi się ktoś chętny na tą pozycję! - zgodziłam się w końcu.
- Jesteś najlepsza. - podniósł mnie i zakręcił się ze mną w górze.
- Ludzie się gapią. - szepnęłam już na ziemi. -No to chodź już chce mieć to z głowy. - dodałam.
Kapitan drużyny się zgodził na mój udział. Od razu Draco zaczął objaśniać mi ich plan.  Był troche brutalny ale nie zwracałam na to uwagi. Byłam bardzo zestersowana,  no to co że brałam udział w Mistrzostwach Świata! Nienawidzę siebie i tej swojej logiki.
- Hej słuchasz mnie? W środę jest trening. - po machał mi ręką przed oczami.
Wtedy stał się cud. Podszedł do nas przewodnik naszej drużyny i oświadczył, że znaleźli kogoś innego. Miałam ochotę skakać ze szczęścia. Odwróciłam głowę w stronę Draco. Rozczarował się.
- Hej, ale nie zapominaj o tym, że jak wygrasz to cię wynagrodze.
Dałam mu buziaka w policzek. Spojrzał na mnie oczkami szczeniaczka.
- Oj, no weź! Zamiast grać będę wyśpiewywała twoją piosenkę.
- Wiesz, to już jakieś pociesznie.       
Weekend
- Weasley wciąż puszcza gole,
Oczy ma pełne łez,
Kapelusz zjadły mu mole,
On naszym królem jest!
Weasleya ród ze śmietnika,
I tam jest jego kres,
Przed kaflem zawsze umyka,
On naszym królem jest!
Lee próbował nas przekrzyczeć ale mu się niestety nie udało.
- GOL DLA GRYFFINDORU!!!
Nasz obrońca Ślizgonów podał do Warringtona. Ten przyspieszył raptownie, ominą Alicję i Kate i ruszył w stronę Rona.
A my zaczęliśmy głośniej śpiewać.
- Weasley jest naszym królem,
I da nam wygrać mecz!
Więc zaśpiewajmy chórem:
On naszym królem jest!
Potter przestał obserwować teren w poszukiwaniu znicza i spojrzał na swojego przyjaciela. Potem komentator zaczął nadawać.
- Warrington ma kafla i leci po zdobycie gola. Tłuczek nie może go dosięgnąć. Jest sam na sam z obrońcą.
I wtedy zaczęliśmy się śpiewać jeszcze trochę głośniej.
- Weasley wciąż puszcza gole,
Oczy ma pełne łez...
- Trzymaj się Ron! - wrzasnął Jonard.
Rudy chłopak nie obronił pętli, a nas ogarnęła euforia. Tym razem zaczęliśmy się drzeć.
- WEASLEYA RÓD ZE ŚMIETNIKA,
I TAM JEST JEGO KRES,
PRZED KAFLEM ZAWSZE UMYKA...
- Katie Bell rusza do ataku! - darł się na marne Lee.
- WEASLEY JEST NASZYM KRÓLEM...
ON DA NAM WYGRAĆ MECZ!
Widziałam jak na Harre'go darła się Angelina. Ten się przeraził i zaczął szukać złotej kulki.
- Głośniej! - krzyknęłam, a potem było tylko słychać nas Ślizgonów. - WEASLEY JEST NASZYM KRÓLEM...
ON NASZYM KRÓLEM JEST!
Widziałam jak Draco zatacza koło wokół boiska i również wyśpiewuje.
- WEASLEYA RÓD ZE ŚMIETNIKA!
Kafla ponowmie przejął  Warrington, który podał do Puceya, który minął Spinnet. Nagle Gregore Weasley uderzył naszego ścigającego tłuczkiem, lecz w odpowiedniej chwili złapał piłkę Montague. Bletchley też śpiewał razem z nami jak i innymi zawodnikami ze swojego domu. Strzelił gola. Każdy z domu węża zaczął się cieszyć i ile sił w pucach zaczęliśmy wyśpiewywać.
- ON DA NAM WYGRAĆ MECZ!
ON NASZYM KRÓLEM JEST!
Na boisku błysnęło coś złotego ale niestety to był tylko pasek od zegarka. Ronald puścił jeszcze dwa gole, wystarczy tylko, że Malfoy wypatrzy jako pierwszy znicza. Potem był jeden gol dla Gryfonów. Pucey znów będzie strzelać. To trzeba trochę podnieść ton.
- WEASLEYA RÓD ZE ŚMIETNIKA, 
I TAM JEST JEGO KRES,
PRZED KAFLEM ZAWSZE UMYKA,
ON DA NAM WYGRAĆ MECZ!
Potem  widziałam jak Malfoy cisnął jak pocisk w kierunku znicza. Oboje wyciągnęli już dłonie do tej piekielnej latającej kulki.
Potter złapał znicza, ale potem od Crabba dostał tłuczkiem w kręgosłup. Blond włosy Ślizgon był blady ze złości z szyderczym uśmiechem zaczął ich prowokować, gdy ja schodziłam do niego z trybun.
- Uratowałeś tyłek, kumplowi? Jeszcze nigdy nie widziałem tak beznadziejnego obrońcy... no ale on pochodzi ze śmietnika. Podobała ci się piosenka, Potter? To ja napisałem słowa. - Harry nie zwracał na niego uwagi. - Chcieliśmy dopisać jeszcze parę zwrotek. - już słyszałam go trochę wyraźniej. - Tylko wiesz... Trudno znaleźć rymy do "tłusta" czy "brzydka", a chcieliśmy jeszcze zaszczycić jego matkę i ją tam jakoś wcisnąć. Mieliśmy też problem z "niedorajdą" to o jego ojcu.
Dziewczyny z Gryffindoru zaczęły trzymać Freda i Gregore'a, którzy nagle zesztywnieli.
- Ale ty ich lubisz, co Potter? - szydził nadal Malfoy. - Przecież spędzasz u nich wakacje.  Nie pojmuje jak wytrzymujesz ten smród,  ale w końcu wychowałeś się wśród mugoli. Napewno ta rudera przypomina ci jak cuchnął dom twojej matki, hm?
Nagle Harry i Gregore rzucili się na mojego chłopaka. Musiałam coś zrobić. Było słychać wycie Malfoya i przekleństwa jednego z bliźniaków. Drugiego nadal trzymały dziewczyny z ich drużyny.
- Impedimento! - krzyknęłam i odepchnęłam ich od ślizgona.
Wszyscy się na mnie spojrzeli. Moja "Fretka" zwijała się z bólu na ziemi, jęcząc, z nosa ciekła mu krew. Widać było,  że mu go złamali.
- Spokojnie teraz tylko trochę zaboli. Episkey! - naprawiłam mu nos. Wzięłam swój szalik i przyłożyłam mu do miejsca skąd płynął krwotok. Przybiegł Snape i wyczarował nosze, żeby zaprowadzić go do skrzydła szpitalnego. Poszłam z nimi, jak byliśmy już trochę dalej usłyszałam panią Hooch, która darła się na Gryfonów.
Jak doszliśmy do białego pomieszczenia, a blondyn leżał już na łóżku i zajmowała się nim pani Pomfrey spytałam.
- Będę mogła zostać tutaj, dopóki nie wyjdzie?
- Dobrze, ale spokojnie. Dzisiaj jeszcze opuści to miejsce.
Podała mu eliksir Słodkiego Snu, bo smacznie zasnął już nie zwijając się z bólu.
Złapałam go za rękę.
- A kto go tak załatwił? Bo na pierwszy rzut oka nie wygląda na to, by zrobił to tłuczek. - zapytała pielęgniarka.
- Potter i jeden z bliźniaków Weasley się na niego rzucili. - odpowiedziałam.
- To Slytherin wygrał mecz?
- Nie, proszę pani.
Ona już się nie odezwała. Oparłam się o oparcie krzesła, które było ustawione "plecami" do ściany. Zaczęłam bawić się jego włosami. Było tak przez godzinę, aż usłyszałam jego zaspany głos.
- Casspiopeia. - wymamrotał niewyraźne.
- Jestem tu. Jak się czujesz? - zadałam pytanie.
- Trochę jeszcze nos mnie boli. - dotknął go. - A w ogóle to ja nie miałem go złamanego?
- Naprawiłam go już na boisku. - udzieliłam mu odpowiedzi.
- Dzięki, że odepchnęłaś ich ode mnie. Wiesz to jest nawet przyjemne, będziesz musiała mi tak robić częściej. - wymamrotał.
Zaśmiałam się cicho, wiedząc co ma na myśli i powiedziałam.
- Musisz już spróbować wstać. Jest prawie siedemnasta.
Podniósł się i nic na szczęście go nie bolało. Oświadczyłam pani Poppy, że już wychodzimy.
W lochach od razu nas obarczyli.
- Potter i bliźniaki zostali wywaleni z drużyny! - krzyknęła do nas Dafne, a ja z Draco się uśmiechnęliśmy.
Potem wszedła do Pokoju Wspólnego Dolores. Miała jak zwykle swój przesłodzony głosik i śmierdzące na odległość perfumy. Podeszła do mnie i Dracona.
- Gratuluję szybkiej reakcji, Casspiopeio. Widzę, że pan Malfoy już do siebie doszedł. Za ten gwałtowny atak Potter i dwoje Weasleyów zostali wyrzuceni z drużyny. Miłego wieczoru.
Każdy patrzył na nią ze zdziwieniem, gdy ta wychodziła. Gdy w pomieszczeniu znów każdy zajął się sobą, Draco próbował zacząć rozmowę.
- Szkoda, że nie wyg. - przerwałam mu rzucając się na szyję i mocno całując,do okoła kazdy zaczął gwiazdać, po dłuższej chwili wyszeptałam mu do ucha.
- O to towja nagroda. Przecież prawie złapałeś tego znicza. Widziałam.
- Najlepsze wynagrodzenie jakie mogłaś wymyśleć.
Zaśmiałam się i poszłam do dormirtorium.

Cassiopeia Live - Because Life Never DiesWhere stories live. Discover now