Po oczyszczającej rozmowie z Lil, postanowiłyśmy, ze musimy na powrót czymś się napełnić.
Padło na lody.
Droga do kawiarni w której zamierzałyśmy zakupić przysmak minęła w milczeniu. Natomiast kiedy weszłyśmy do środka mój wzrok padł na wysokiego chłopaka stojącego przy ladzie, stał plecami do nas, wiec nie byłam pewna czy to on.
Z moich obserwacji wyrwał mnie głos.
-Jane który dzisiaj?
Chłopak chyba usłyszał moją przyjaciółkę bo lekko się poruszył, jednak nie odwrócił się.
Moje oczy podążyły w miejsce w które wpatrywała się dziewczyna i ujrzałam tam kolorowy kalendarz.
-Nie widzisz? 18.
-Jeśli dobrze pamietam z twoich opowiadań-przerwała i popatrzyła na mnie znacząco. Prawda uderzyła we mnie jak młotem.
-To dziś jest piąty miesiąc w Lawrence-dokończyłyśmy razem.
O mój boże...
Prawie pół roku...
Mimo ze stałam tam, na środku kawiarni, oszołomiona, to mimo to podświadomie spoglądałem na chłopaka przy ladzie.
Na nic nie liczyłam, chciałam tylko sprawdzić czy on to on.
Przyjaciółka podchwyciła mój wzrok i spostrzegła czarne loki.
Przez ułamek sekundy nie maskowała w swoich oczach układającego się planu.
Przez ułamek sekundy nie maskowała się w ogóle.
Przez ułamek sekundy mogłam załapać co teraz chce zrobić.
Spojrzałam jeszcze raz na chłopaka po drugiej stronie lokalu i zrobiłam to.
Załapałam.
-Jezuu, z tych emocji zakręciło mi się w głowie-powiedziała dziewczyna i skierowała się w stronę ubikacji.
Chce grać w grę?
Proszę bardzo, chętnie zagram.
Złapałam ją w talii i szepnęłam na ucho.
-Dobrze wiem, ze nie musisz do toalety.
Zaś głośno powiedziałam.
-No więc kochana, najlepiej jeśli usiądziesz.
I podprowadziłam ją prosto na wysokie krzesło stojące blisko lady.
A jeszcze bliżej chłopka.
Zaskoczona, z teatralnym stęknięciem usiadła, a ja zaraz obok niej.
Wtedy zwróciły się ku nam błękitne jak bezkresna toń oceanu oczy...
A więc nie myliłam się.
To był Jack!
-Witaj Lillian, cześć Jane-powiedział i puścił oczko.
Czy tylko mi się zdawało, czy patrzył na mnie, kiedy to robił?
Jedynie siłą woli powstrzymałam rumieniec, lecz nie wygrałam z nim i rozlał się po znacznej części moich policzków.
Po chwili jednak zorientowałam się ze nie tylko ja mam takie problemy, bo siedząca koło mnie Lil miała barwę krwi podczas pierwszego dnia okresu.
Na całej twarzy.
Całej.
Zapamiętałam ten widok i postanowiłam dręczyć nim dziewczynę do końca mojego życia.
-Słyszałem Lillian ze miałaś jakieś zawroty głowy. Co powiedziałybyście na jakiegoś shake'a? Obie. Ja stawiam-powiedział i błysnął białymi zębami, rodem z reklamy pasty Colgate. Zalała mnie fala gorąca, ale dlaczego?
Ja mam przecież Mike'a, prawda?
Chociaż po ostatnich słowach, można by sadzić coś zupełnie innego...
Tym razem Lil szepnęła mi do ucha, bym na serio zaprowadziła ją do łazienki co chętnie uczyniłam.
Gdy tylko weszłyśmy do pomieszczenia, dziewczyna przypadła do umywalki i zaczęła chlapać swoją twarz zimną wodą.
Stałam z boku i patrzyłam jak blondyna opłukuje swoją twarz, a ja sama zastanawiałam się, czy gdybym jutro wyjechała do Hawkins nadal Mike by mnie chciał?
Po tym co się stało, po tym co powiedział?
A co z tą rudą lalą?
Odczepiła się? A może nie? Może są teraz szczęśliwą parą? Może on chciał czegoś takiego, a nie takiego wybryku natury jak El?
Podobne rozmyślania pochłonęły moją głowę, gdy zielonooka podniosła się znad strumienia wody i machnęła na mnie ręką.
-Idź, bo mi tu jeszcze trochę zejdzie-powiedziała i znów wykonała ten ruch dłonią.
Wyszłam więc z łazienki i podeszłam do samotnego chłopaka w towarzystwie jeszcze bardziej samotnych shake'ów.
-Lil...utknęła-na twarzy chłopaka zastygło oszołomienie, lecz przez oczy przemknął błysk rozbawienia.
Po chwili jednak zdałam sobie sprawę z tego co powiedziałam i desperacko próbowałam to odkręcić.
-Nie! Znaczy, ona...no utknęła-próbowałam wytłumaczyć to bez niezręczności, lecz nie dało się. Trudno, blondi będzie się później sama tłumaczyć.
Jack wpatrywał się we mnie intensywnie, z wyraźnym skupieniem, co wywołało u mnie niekontrolowany rumieniec.
Dlaczego tylko ja się rumienię? Dlaczego on nie może się choć raz tez zarumienić?
To nie fair.
El tylko powiedziałaby to i tupnęła nóżką.
Ale ja już nie jestem El.
Ale Jane może doprowadzić Jacka do rumieńca.
Ale Jane to zrobi choćby miała przy tym zmienić bieg jakiejś rzeki.
-A może...gdzieś pójdziemy?-spytałam niepewnie.
Chłopak zdziwiony rzucił oko na mojego już pustego shake'a i prędko dopił swojego.
Zeskoczył ze stołka i wszystko potoczyło się z prędkością światła.
Chłopak stanął przede mną tyłem i rozłożył ramiona. Zawahałam się nie wiedząc co zrobić, ale dodał.
-No dalej, wskakuj.
Obejrzałam się jeszcze raz w stronę łazienki w której nadal tkwiła jasnowłosa piękność i prawdopodobnie zwracała zawartość swojego i tak pustego żołądka.
Spojrzałam znów na kruczoczarne loki i szafirowe oczy.
Były takie zachęcające, takie proszące...
Ostrożnie podałam mu najpierw jedną, później drugą nogę, a on złapał je delikatnie, acz mocno i ruszył pędem przed siebie, ku otwartym drzwiom. Trochę nie wiedziałam co zrobić z rękami więc złapałam chłopaka ostrożnie za barki i trzymałam się go mocno, patrząc gdzie ten mnie zaniesie.
Jack wydawał się pędzić jak wiatr.
Byliśmy szybsi od gwiazd.
Ścigaliśmy się z czasem.
Biegliśmy i biegliśmy, rozrzuciłam ramiona a kucyk zaczął łopotać na wietrze. W pewnym momencie zaczęły mijać nas drzewa.
Nie, nie. To nie drzewa nas mijały.
To my mijaliśmy drzewa.
-Park-powiedziałam cicho.
-Otóż to-odpowiedział chłopak i zaczął zwalniać.
Ostatecznie zatrzymał się przed którymś z większych drzew i postawił mnie na ziemi.
-Co ty...-zaczęłam, kiedy Jack złapał mnie mocno w talii i podsadził wysoko do góry.
-Złap się którejś z gałęzi-poinstruował mnie.
Kiedy złapałam za gruby konar, chłopak podrzucił mnie lekko i złapał tym razem za uda.
-Teraz spróbuj się wciągnąć na drzewo. Nie bój się jeśli ci się nie uda, nie spadniesz. Cały czas tu będę-Jezu, gdyby coś takiego powiedział Mike, już dawno rzuciłabym się z tego drzewa specjalnie, tylko po to by mógł mnie złapać. Poczułam ukłucie w sercu na wspomnienie Mike'a.
Naraz otoczyło mnie ciepłe ramię, a sąsiednia gałąź skrzypnęła.
-O czym myślisz Jane? Co cię tak nurtuje?-spytał ciepłym głosem Jack.
Chciałam mu o wszystkim opowiedzieć, wyżalić mu się, lecz bałam się...
Balam się tego, co się stanie, kiedy się otworzę...
Bałam się tego kim on się stanie, kiedy się otworzę...
Oraz tego, kim ja się stanę, gdy się otworzę...
Ale podjęłam ryzyko. Dla samej siebie. Chciałam również powiedzieć ze dla Mike'a, lecz tego tez nie byłam pewna, a w jego sprawie bałam się ryzykować bardziej, niż w jakiejkolwiek innej.
-Chodzi o Mike'a...
-Jaki on jest? Opowiedz mi o nim.
Spojrzałam mu głęboko w oczy, jakby doszukując się prawdziwości wypowiedzianych przez niego słów, lecz nie znalazłam nic, prócz czystej szczerości.
-Mike jest...-mój głos się załamał-Mike jest...troskliwy. Mike jest wrażliwy. Jest spokojny, opiekuńczy i szczery. Szczery ponad wszystko...nigdy mnie nie okłamał. Nauczył mnie zasady „przyjaciele nie kłamią". Mike widział we mnie kogoś więcej niż zbiega z laboratorium. Wraz z tą wiedzą ubrał mnie, umalował, dał mi dom, a nawet nazwał śliczną.
-Ale Jane. Ty jesteś śliczna. Jesteś prześliczna.
Po jego ustach przemknął lekki uśmiech, ale oczy błyszczały radością, jakby za wypowiedzenie tych słów miał dostać Nobla.
I...czyżby po jego polikach przebiegł cień rumieńca?
-On nie tylko nazwał mnie śliczną, właściwie bardzo śliczną, jakkolwiek by to nie miało sensu. Często mi to powtarzał-powiedziałam, zupełnie jakbym próbowała udowodnić wyższość Mike'a nad Jackiem.
Czy ja to podświadomie robiłam?
-A wiec co jeszcze zrobił?-głos chłopaka był spokojny i łagodny ale w oczach na ułamek sekundy błysnęła surowość. Zupełnie jakby podświadomie dał się nabrać na moją podświadomą sztuczkę.
-Mike mnie pocałował...-szepnęłam.
Nie patrzyłam w jego przypominające barwą niebo oczy, ale gdy już się odważyłam dostrzegłam w nich jedno i tylko jedno.
Pytanie.
Myślałam ze mnie pocałuje.
Ze nachyli się jeszcze bardziej i przełamie dzielącą nas odległość.
Ze pokaże, ze on tez może to zrobić, może mnie pocałować.
Ale nie może.
Nie pozwoliłabym mu na to.
On jednak przybliżył się do mnie, lecz w jego oczach dostrzegłam jedynie determinację i głęboką, głęboką nadzieję.
-Kochasz go? Kochasz Mike'a?