1 luty, 5:00 am
Nie spali.
Harry myślał, próbował się uspokoić, nie płakać.
Louis myślał. Stał się tą obojętną maską. Siedział nieruchomo i wpatrywał się w jeden punkt przed siebie.
Harry miał tego dość. Chciał krzyczeć, rozwalić coś, aby tylko wyrzucić z siebie tą złość. On wierzył, że Louis czuł to samo do niego. Jak mógł być taki głupi? Liczył na to, że on go pokocha i będą szczęśliwi.
Usłyszał szloch młodszego. Przytulił go automatycznie. Na całe szczęście i ku jego uldze - Louis się nie odsunął, a bardziej przytulił.
— Wracamy do punkty wyjścia, skarbie. Nie chcę tego. Boję się, że z tego nie wyjdziemy. Jaki ja byłem głupi, że ci to powiedziałem. Mogłem trzymać to dla siebie. Wszystko zjebałem.
Zaśmiał się i potarł jego ramiona. Jego słowa raniły Louis'a.
Ranili siebie nawzajem choć tego nie wiedzieli.
— Ja... Ja...
— Nie musisz nic mówić, skarbie. Przejdzie mi. To nic takiego.
— Nie... Ja...
— Proszę, Louis. Nie teraz.
Szatyn zamilkł. Podjął próbę powiedzenia mu, ale nie chciał go słuchać. Nie umiał się przebić przez obojętność Harry'ego. Był... Zimny. Zimny jak lód. Wiedział, że wszystko zniszczył. On sam. Nie Harry. On. Próbował się odsunąć od niego, ale Styles trzymał go tak mocno, że nie było szans. Zostało mu tylko czekać aż Harry zdejmie maskę obojętności.
YOU ARE READING
Lose yourself → larry ✔
FanfictionLudzie to złe istoty. Ranią nas, nienawidzą nas. My nienawidzi samych siebie. To pcha nas w otchłań, z której nie ma wyjścia. Trzeba być silnym, inaczej wpadamy w ręce śmierci. zaczęte: 15.04.2020 opublikowane: 01.07.2020 zakończone: 31.08.2020