pain 74

263 17 4
                                    

28 stycznia, 6:34 pm 

Jakby ktoś miał zdefiniować wyraz "szczęście" był nim Harry. Odkąd Louis wrócił z badań na salę, siedział cały czas przy nim. Uśmiechał się, ale nie rozmawiali. Ta cisza była przyjemna dla obu. Czuli się dobrze mając siebie i właśnie tą ciszę. 

— Powiedz mi, dlaczego to zrobiłeś? 

Szatyn kiwnął głową i wskazał na swój telefon. Harry go chwycił i zmarszczył brwi. Nie wiedział o co mu chodziło. 

— Zadzwonił do mnie ojciec. Powiedział mi, ż-że jestem nic nie wartym śmieciem i powinienem już dawno ze sobą skończyć. W k-końcu byłem tak beznadziejny, że próbowałem cztery razy i mi się nie udało. 

Harry chwycił jego dłoń. 

— Chciałem wziąć tylko jedną tabletkę na uspokojenie, a-ale potem z-zobaczyłem to. Lek, który przepisał mi pierwszy p-psychiatra, do którego zapisała mi ciotka. O-oni myśleli, że zamiast depresji miałem schizofrenię. W-wziąłem je, ja... Ja naprawdę chciałem to zrobić. 

Zaniósł się płaczem, a brunet mocno go przytulił. Zmarszczył brwi na słowo "chciałem", ale czuł się szczęśliwy. 

— Teraz już nie chcesz? 

— Kiedy... Kiedy wziąłem je, ja pomyślałem o tobie. O tym, jak się b-będziesz czuć. C-chciałem iść po pomoc, ale... Ale potem nie pamiętam. Byłem w łazience. 

— Przyszedłem wtedy wcześniej do domu. Nie odpisywałeś mi na moje wiadomości. Nigdzie nie mogłem cię znaleźć. Znalazłem cię w łazience. Nie rób tego więcej, dobrze? 

— Nie zrobię, nigdy. Obiecuję. 

Harry czuł, że te słowa były tak bardzo szczere jak jego miłość do niego. 

Lose yourself → larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz