pain 57

275 19 0
                                    

21 stycznia, 9:37 pm 

Louis siedział z gitarą na łóżku. Od wczorajszego popołudnia chciał zostać sam. Wszystko się na niego rzuciło. Robin, ciotka, teraz ojciec z rodzeństwem, które powinno nie żyć, ale jednak byli żywi i mieli się dobrze. To zdecydowanie było dla niego za dużo. Był na to zbyt słaby. 

— Louis? 

Spojrzał na Harry'ego, który w ręku miał tackę z jedzeniem. 

— Wszystko się ułoży. 

Tomlinson prychnął i odrzucił od siebie gitarę. 

— Nie. Nic już się nie u-ułoży! Przeżyłem śmierć ojca, ro-rodzeństwa, nowego faceta matki, potem jej śmierć, odrzucenie od rodziny, a o-on się teraz pojawia! 

Harry odstawił tackę i podszedł do niego. Mocno przytulił, bo wiedział że Louis w tej chwili tego potrzebował. 

— Pamiętasz, co ci mówiłem o burzy i tęczy? 

— To nigdy się nie spełni! Zo-zostaw mnie, Harry. Chcę być sam. 

Styles westchnął i wstał. Widział jego łzy i czuł złość. Na siebie. Nie mógł mu pomóc choć bardzo by tego chciał. Uklęknął przy łóżku i otarł jego policzka. 

— Spójrz na mnie, Louis. Proszę. 

Szatyn podniósł głowę i wykonał to, o co go poprosił. 

— Nie możesz tak mówić. Podstawą jest wiara w siebie. To ona cię napędza. Sam nie dasz rady, a ja chcę ci pomóc. Dlaczego mnie odrzucasz? 

— B-bo nie rozumiesz...

— To dlaczego mi nie wytłumaczysz? 


Lose yourself → larry ✔Where stories live. Discover now