21 stycznia, 9:37 pm
Louis siedział z gitarą na łóżku. Od wczorajszego popołudnia chciał zostać sam. Wszystko się na niego rzuciło. Robin, ciotka, teraz ojciec z rodzeństwem, które powinno nie żyć, ale jednak byli żywi i mieli się dobrze. To zdecydowanie było dla niego za dużo. Był na to zbyt słaby.
— Louis?
Spojrzał na Harry'ego, który w ręku miał tackę z jedzeniem.
— Wszystko się ułoży.
Tomlinson prychnął i odrzucił od siebie gitarę.
— Nie. Nic już się nie u-ułoży! Przeżyłem śmierć ojca, ro-rodzeństwa, nowego faceta matki, potem jej śmierć, odrzucenie od rodziny, a o-on się teraz pojawia!
Harry odstawił tackę i podszedł do niego. Mocno przytulił, bo wiedział że Louis w tej chwili tego potrzebował.
— Pamiętasz, co ci mówiłem o burzy i tęczy?
— To nigdy się nie spełni! Zo-zostaw mnie, Harry. Chcę być sam.
Styles westchnął i wstał. Widział jego łzy i czuł złość. Na siebie. Nie mógł mu pomóc choć bardzo by tego chciał. Uklęknął przy łóżku i otarł jego policzka.
— Spójrz na mnie, Louis. Proszę.
Szatyn podniósł głowę i wykonał to, o co go poprosił.
— Nie możesz tak mówić. Podstawą jest wiara w siebie. To ona cię napędza. Sam nie dasz rady, a ja chcę ci pomóc. Dlaczego mnie odrzucasz?
— B-bo nie rozumiesz...
— To dlaczego mi nie wytłumaczysz?
YOU ARE READING
Lose yourself → larry ✔
FanfictionLudzie to złe istoty. Ranią nas, nienawidzą nas. My nienawidzi samych siebie. To pcha nas w otchłań, z której nie ma wyjścia. Trzeba być silnym, inaczej wpadamy w ręce śmierci. zaczęte: 15.04.2020 opublikowane: 01.07.2020 zakończone: 31.08.2020