25 stycznia, 2:30 pm
Harry wrócił nadzwyczajnie szybko z pracy. Czuł lekką obawę. Louis nie odpisywał mu od paru godzin. Zawsze wymieniali wiadomości, nawet jak nie miał Louis humoru. Dzisiaj była cisza, co zmartwiło bruneta. Od razu poszedł do góry i skierował się do pokoju. Otworzył drzwi i nie zauważył go w pokoju.
Drzwi od łazienki były lekko uchylone, przez co zwróciły uwagę jego uwagę. Podszedł do nich i otworzył je na szeroko. Zmarł, widząc Louis'a na podłodze.
— Louis?
Uklęknął i lekko go potrząsnął.
— Louis, do cholery!
Szarpnął nim mocniej i z kieszeni bluzy wypadło puste, szklane opakowanie tabletek. Drążą ręką Harry je chwycił. Odgarnął włosy chłopaka z twarz i poklepał jego policzek.
— Louis, skarbie. Louis!
Nic nie pomagało. Chwycił szybko telefon.
— Zayn! Kurwa! Zayn! Chodź tutaj! Niall! Liam!
Wybrał numer na pogotowie i pomimo cisnących się łez pod powiekami, starał się nie płakać. Musiał zachować zimą krew.
— Co się... O cholera jasna!
Spojrzał na Niall'a, który klęknął przy nim. Sprawdził jego tętno i rozmawiał z panią, która odebrała telefon. Podał adres, powiedział co się stało, że miał tą buteleczkę z lekiem. Pogotowie miało być za dziesięć minut. Położył telefon na podłodze i złapał dłoń Louis'a.
— Ja... Niall... Idź na dół, oni niedługo powinni przyjechać.
CZYTASZ
Lose yourself → larry ✔
FanfictionLudzie to złe istoty. Ranią nas, nienawidzą nas. My nienawidzi samych siebie. To pcha nas w otchłań, z której nie ma wyjścia. Trzeba być silnym, inaczej wpadamy w ręce śmierci. zaczęte: 15.04.2020 opublikowane: 01.07.2020 zakończone: 31.08.2020