21 grudzień, 3:09 pm
Po rozmowie z Anne, Louis zaszył się w pokoju, nie schodząc na śniadanie ani na obiad. Głód mu nie przeszkadzał, bo w końcu nie jadł praktycznie od trzech dni. Irytujące dźwięki z jego brzucha przestały wydobywać się z jego brzucha już po kilku godzinach takiej głodówki. Chciałby iść gdziekolwiek, gdzie był spokój. Tym miejscem okazał się taras. Usiadł na zimnych płytach, w ciepłej bluzie. Obserwował jak płatki śniegu wirują i nawet nie przeszkadzał mu mróz, który powoli odmrażał jego nos czy uszy. Nie usłyszał pukania do drzwi i głośnego krzyku Zayn'a, który natychmiast kazał mu wracać do pokoju i zamknąć taras.
— Louis, do cholery! Nie możesz siedzieć tam na tym mrozie!
Krzyki Zayn'a roznosiły się po całym domu i on nawet tym się nie przejmował. Pociągnął Louis'a do środka, dziwiąc się, że był taki lekki. Zmarszczył brwi.
— Nic nie jadłeś! Lewis!
On nie krzyczał. On wrzasnął bardzo głośno.
— Zayn, zostaw go. Ja sobie poradzę.
Malik spojrzał zaskoczony na Harry'ego, który stanął w drzwiach.
— Matka mnie prosiła. Przynieść mu porządną porcję tego co zrobiła Mery, proszę.
Zayn kiwnął głową, a Harry podszedł do mniejszego od siebie chłopaka. Położył swoje dłonie na jego ramionach i delikatnie potarł. Czuł jakie zimno miło od mniejszego.
— Louis tak?
Przytaknął niepewnie. Czuł coś dziwnego i to nie był pulsujący ból od nosa, ust czy uszu. Coś było w tym... Mężczyźnie przed nim.
— Porozmawiamy? Moja mama chciała, abyś chodził do psychologa, ale osobiście uważam, że najpierw powinieneś porozmawiać z kimś, kto mieszka tutaj. Pewnie masz duże obawy, ale na spokojnie wszystko ci wyjaśnię. Możesz pytać o co chcesz, dobrze?
Spojrzał na niego.
— Okay.
ΔΙΑΒΑΖΕΙΣ
Lose yourself → larry ✔
FanfictionLudzie to złe istoty. Ranią nas, nienawidzą nas. My nienawidzi samych siebie. To pcha nas w otchłań, z której nie ma wyjścia. Trzeba być silnym, inaczej wpadamy w ręce śmierci. zaczęte: 15.04.2020 opublikowane: 01.07.2020 zakończone: 31.08.2020