Rozdział 58.

551 68 5
                                    

Julie

Byłam podłamana przez kolejne kilka dni.

Brat Allyson chciał mnie...zgwałcić!

Czułam wszędzie jego obleśne usta i dotyk.

Wszyscy patrzyli na mnie z troską. Wspierali mnie. Co dziwne nawet Allyson siadała od tamtej pory z nami. Chodziły pogłoski, że podobno pokłóciła się ze swoimi byłymi już przyjaciółkami, o to, że nie ma dla nich czasu i stała się totalnie walnięta.

Prawda była taka, że te pustaki nie dostrzegały w niej prawdziwie naturalnej dziewczyny z dobrym...no powiedzmy...sercem, a nawet dobrej kandydatkinna kumpele.

Siedzieliśmy właśnie w Starbucksie. Była pora wieczorna, więc nie było tłumów w porównaniu z południem czy rankiem. Odpłynęłam myślami do minionego czasu. Żniwiarze, Ashton, babcia tego było za wiele.

- Ej, Julie! Hola! Kontaktujesz jeszcze?- zapytała mnie Camille.

- Julie, jestem w ciąży- oznajmiła Kate.

Dopiero po tym oprzytomniałam.

- Co?!

- No nareszcie...żartowałam tylko. No co tak patrzycie na mnie, nie macie poczucia humoru jak ja?

- Co jest?- szepnął Aiden.

- Jestem zmęczona tylko. Potrzebuję porządnej dawki kofeiny- wstałam i poszłam do lady zamówić kawę.- Chcecie coś?- krzyknęłam jeszcze.

- Możesz mi wziąć muffinkę z malinami?- zapytała Allyson.

- Jasne, komuś jeszcze coś?

Kiedy nie było żadnych propozycji ruszyłam do lady. Złożyłam zamówienie i czekałam z babeczką na swój napój.

Wróciłam po kilku minutach do stolika.

- Co tam szepczecie?

- Rozmawialiśmy właśnie o ostatnich zdarzeniach...

Spięłam się.

-Przecież rozmawialiśmy już o tym...

-Tak, tak, ale..

- Żadnych "ale". Koniec kropka. Skończmy ten temat i zacznijmy nareszcie żyć jak normalni ludzie.

- Juls, zrozum, że my nie jesteśmy normal...- Kate na szczęście złapała się za język w odpowiednim momencie. Spojrzała na Allyson.

- Co? Czym nie jesteśmy? Dokończ.

- Niczym, chodziło mi że my nie jesteśmy tacy jak inni. No bo, przecież jesteśmy wyjątkowi prawda?- zaśmiała się nerwowo.

Dziewczyna obdarzyła ją dziwnym, chyba nawet niezbyt ufnym spojrzeniem.

- No co?

- Nic. Tylko ciekawi mnie skąd Aiden miał tyle siły, że złamał mojemu przyrodniemu, zaznaczam przyrodniemu, bratu nos, szczękę, uszkodził mu łuk brwiowy, żebra i złamał obojczyk. I ta szybkość. Imponujące.

- No co ty Ally, nie słyszałaś o naszym kapitanie? O jego szybkości i sile. Trenuje na siłce prawie codziennie, to pewnie dlatego. Normalka. Nic nadzwyczajnego, chociaż to prawda, że różni się od innych chłopaków.- włączyła się siostra Dena.

- Ej- uszczypnął ją Will.

- Oczywiście oprócz ciebie William- czarnowłosa dziewczyna pocałowała go, na co mruknął, co było niezwłocznym dowodem, że za pocałunek wybaczył jej wszystko co powiedziała- oczywiście Lucas też jest całkiem...że tak powiem w waszej lidze.

- Oczywiście. Nie ma ku temu żadnych wątpliwości, złotko.

Will  żartobliwie przydusił go, za to określenie jego dziewczyny.

W efekcie siedzieliśmy tam jeszcze trochę czasu i rozjechaliśmy się do domów. Miałam swoje auto, świeżutko odebrane z warsztatu, choć mój chłopak uparł się, żebyśmy jechali razem. Oczywiście postawiłam na swoim, ponieważ musiałabym fatygować go żeby zrobił podwójną drogę, a tak sama mogłam dojechać i wszyscy byliby szczęśliwi. Ale nie on rzecz jasna.

Pożegnaliśmy się przy autach i odjechaliśmy. Cam, Will i Kate pojechali jednym, Lucas i Aiden kolejnym, natomiast ja odwiozłam Allyson.

Już miałam odjechać, kiedy samochód Aidena zabarykadował mi drogę. Uchyliłam okno, chcą wiedzieć jaki był powód tej dziwacznej sytuacji. Wysiadł z auta.

- Co zapomniałeś?

- Ciebie.

- Mnie?

- Tak, ślicznotko. Zapomniałem o tobie. A teraz bądź tak miła, wysiądź z auta i oddaj mi kluczyki.

Allyson także patrzyła zdezorientowana.

- Ale..

- Żadnych" ale", pamiętasz?

Kurde, ten uśmiech. Posiekałabym za niego. Rozbrajał mnie na miejscu. Wywoływał to, co dziewczyna chciałaby czuć przy swoim chłopaku.

Uległam. Wysiadłam niepewnie z auta i podałam mu kluczyki.

- Lucas- zawołał go Aiden.- Podobno miałeś gdzieś zabrać Allyson, prawda?

- Mnie?- szepnęła zaczerwieniona ruda dziewczyna.

- Tak, ale...- Lucas wydawał się zdenerwowany.

- Masz ku temu okazje. Zabieram Julie, a ty- rzucił mu klucze od mojego auta i wzrokiem dał znak kumplowi- wykorzystaj ten czas jak najlepiej. Jutro odbiorę auto, bo późno wrócimy. Powodzenia, stary- poklepał go po ramieniu.

- Jasne. Miłej zabawy.

Lucas wsiadł do mojego Audi, uśmiechnął się do zdezorientowanej dziewczyny, coś jej powiedział i odjechał. Tym samym, zostawiając mnie bez mojego samochodu, ale za to z kimś, za kogo oddałabym wszystko.

- Ale o co chodzi? Aiden, co ty znowu kombinujesz, hm?

- Postanowiłem poprawić swojej księżniczce humor. Nie mogę patrzeć na ciebie, "taką". Jesteś przygnębiona, nieobecna. A ja jako twój jedyny i niepowtarzalny, ponadto niegrzeczny- błysnął białymi zębami- chłopak, zrobię wszystko, żeby to zmienić. Więc zamknij się i choć raz mnie posłuchaj.

Nieoczekiwanie z chytrym uśmieszkiem, przepięknym zresztą, podszedł do mnie i obejmując w pasie, przerzucił przez ramię. Wierzgałam nogami, żeby mnie puścił, ale jego ciepłe ramiona przyciągały mnie do siebie.

Oczarował mnie jego piękny, intensywny zapach. Jego własny idealny zapach zmieszany z męskimi perfumami. Miałam ochotę właśnie w tym momencie rzucić się na niego i zrobić...

Koniec! Co za głupie myśli?!

Wystarczyło mi już samo to, że wisiałam w jego ramionach wdychając tą idealną woń.

- To jest porwanie- szepnął mi do ucha. Poczułam dreszcze.

Co ten chłopak, znów wymyślił ?! Pomyślałam.








Upadła.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz