Rozdział 4.

1.2K 127 4
                                    

- Cześć. Jestem Camille Sorenso. Ty pewnie jesteś Juliane.- dziewczyna o długich do ramion i dużych sarnich oczach pomogła mi wstać. Ta dziewczyna była mi dziwnie znajoma...Przypomniałam sobie, ze to ta sama dziewczyna która mi pomogła odnaleźć salę gimnastyczną.

- Um tak..cześć... "Julie" wystarczy. Przepraszam za to wszytko. Nie najlepiej zaczęty pierwszy dzień w szkole- zaczerwieniłam się. Czułam się zażenowana . Zrobiłam z siebie pośmiewisko.

Zaprowadziła mnie do pokoju medycznego. Na miejscu zastałyśmy miłą młodą kobietę. Camille wyjaśniła jej zajście, po czym kobieta przygotowywała mi lekarstwa. Nurtowała mnie inna rzecz. Kim była osoba która mnie znalazła? I co się w ogóle stało?

Moje myśli przerwał głos Camille:

-Julie. Wszystko ok? Wyglądasz jakoś blado.

-Co się w ogóle stało? -zapytałam.

- Nikt nie wie. Staliśmy na rozgrzewce kiedy nagle pojawiłaś się spóźniona. Słyszeliśmy jak Pan Mayers cie beszta, po czym wyszłaś się przebrać. Po 10 minutach wysłał kogoś po ciebie, bo długo nie wracałaś. Liam wrócił roztrzęsiony i powiedział, że leżysz na korytarzu nieprzytomna i krzyczysz.

Pielęgniarka podała mi jakiś syrop.  Przygotowała kubek z wodą, abym popiła tabletki.

-Kim jest Liam ?

Zarumieniła się. Oho!

-Liam to przewodniczący samorządu.

-Czy to ten chłopak z którym rozmawiałaś na rozgrzewce gdy przyszłam?

Potaknęła.

-Cholera, ale wstyd.- zażenowana odparłam.

- Przestań. Zdarza się.A poza tym każdy by chciał być na twoim miejscy, gdyby na ratunek pobiegł mu sam Aiden Deris.

Co? Znowu Aiden...

-Kim do cholery jest ten Aiden?

-Aiden jest naszym najlepszym szkolnym sportowcem. Niezłe ciacho. Gdy usłyszał że zemdlałaś pobiegł pierwszy za profesorem. Przyjaźnimy się od dawna.

Przystojny to on był nieziemsko, nie ma co. Nie była to typowa uroda przystojnego modela. Trudno sobie wyobrazić kogoś równie niesamowitego.

Pielęgniarka wyrwała mnie z zamyśleń:

- Kochanie, poczekaj zadzwonię do twoich rodziców, aby cię odebrali.

Chciałam jej powiedzieć, że nie ma do kogo dzwonić, że nie mam rodziców...ale, Nie! Nie potrzebowałam kolejnej osoby litującej się nade mną, nie potrzebowałam kolejnego współczucia!

Moim pełnoprawnym opiekunem teraz była babcia, nie będę przysparzać jej zmartwień.. Pewnie i tak już namieszałam w jej życiu...

-Nie ma takiej potrzeby. To pierwszy dzień. Nie będę niepotrzebnie ich niepokoić. Proszę nie dzwonić.

Camille spojrzała na mnie zaniepokojona.

- Julie..Na pewno..Może powinnaś...-nie dokończyła, bo wtrąciłam się.

- Na pewno, chodź. Co masz teraz bo ja...-Wyjęłam kartkę z planem po czym zerknęłam jaka lekcja mnie czeka.

- Biologię!- odpowiedziałyśmy równocześnie.

Ucieszyłam się , na wieść o lekcji ze znaną mi twarzą.

Pożegnałyśmy się z pielęgniarką i poszłyśmy na biologię.



Upadła.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz