Rozdział 52.

553 74 0
                                    

Julie

Byłam wściekła. Traktują mnie jak bezbronną dziewuchę! Pilnują, kontrolują! Co oni sobie myślą. Rozumiem, że się martwią, ale do cholery mam tego dosyć!

Docieram do domu. I staję w szoku. Na schodach siedzi moja partnerka od projektu. Czeka na mnie?

- Cześć- zaczęłam niepewnie.- Co tu robisz?

- Cześć- podniosła głowę, gdy mnie usłyszała.- Przyszłam sprawdzić co u ciebie, bo wiesz...muszę, żeby nie było, że jestem bezuczuciową szmatą.

Zaśmiałam się na to określenie. Ona lekko też się uśmiechnęła. Ledwo, bo przecież musi zgrywać obraz niedostępnej i oschłej, ale zdążyłam ją nieco poznać i wiem, że pod tą maską kryje się całkiem normalna dziewczyna.

- Wejdziesz, czy będziesz tak siedziała, aż tyłek ci się odmrozi?

- Może wejdę, ale na chwilkę. Dam ci tą szansę spędzenia ze mną jeszcze trochę czasu.

- Dobra. Zamknij się i wchodź, narcyzie.

Usiadłyśmy w salonie. Zrobiłam herbatę, bo trochę zmarzłyśmy.

- To jak tam twoja główka? -przedrzeźniała mnie Allyson.- Pewnie byłaś zaskoczona, że to ja cie znalazłam, a nie twój rycerz na białym rumaku.

Prychnęłam.

- Nie powiem, byłam zaskoczona, że mnie znalazłaś i...pomogłaś. Dzięki, tak w ogóle.

- Spoko, każdy na moim miejscu zrobiłby to samo.

Pogadałyśmy sobie jeszcze troszkę, co bardziej wyglądało jak wymiana zdań. Dziewczyna wypiła gorący napój i zaczęła się zbierać do wyjścia.

Przyszedł mi na myśl dość bezmyślny pomysł. Palnęłam to co mi przyszło na język.

- Ej Allyson. W piątek robimy imprezę u mnie. Może wpadniesz?

W jej oczach widziałam szok i niedowierzanie.

- Może, jak będę miała czas to wpadnę na chwilę- rzuciła lekko- Nara, Black.

- "Nara" Monroe- rzuciłam za nią.

Pewnie jutro będę za to martwa, ale nie mogłam się złapać za język.
Kto wie, może nawet ta dziewczyna uratowała mi życie.






Upadła.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz