Rozdział 17.

961 95 1
                                    

Obudziłam się przed świtem. Byłam w znanym mi pomieszczeniu. Byłam w swoim pokoju.

Bolał mnie brzuch. Ciężko oddychałam. Czułam ucisk w klatce.

Spojrzałam w dół. Klatkę piersiową miałam owiniętą bandażem elastycznym z opatrunkiem.

Usłyszałam ciche pochrapywanie. Było ciemno w pokoju, więc nie mogłam nic dostrzec. Jedynie moją uwagę zwróciła sylwetka.

Poruszyła się jakby wyczuła, że się przebudziłam. Sylwetka ruszyła w stronę łóżka w którym leżałam.

Postać stanęła nade mną. I wreszcie w delikatnym świetle mogłam dostrzec twarz intruza. Ten facet coraz bardziej mnie zaskakuje.

Aiden.

-Co tu robisz?

- Ciebie też miło widzieć. Zemdlałaś i straciłaś trochę krwi. Trzeba było ci opatrzyć ranę. Zajęła się tym Camille. Ja tylko zostałem, by na ciebie spoglądać od czasu do czasu.

-Camille? Dlaczego ona?

-Nie pamiętasz? Przecież uratowała twoją babcię. Cam ma dar .. nie wspominaliśmy ci o tym wcześniej, ale niektórzy z nas posiadają także specjalny dar od bóstwa. Działa on jedynie na wojowników boskich takich jak my. Julie? Naprawdę nie pamiętasz co się wydarzyło?

Spojrzał z dziwnym grymasem. Troski? Zakłopotania? Przerażenia?

Ale ja naprawdę nic nie pamiętam. Mam pustkę w głowie.

-Nic nie pamiętam. Mam mętlik w głowie. Przepraszam...A tak poza tym, dlaczego mam owinięty brzuch?

-Julie...Przecież Żniwiarz, który zaatakował cię, Dean, pamiętasz? Zranił cię sztyletem. Zemdlałaś. I przyprowadziliśmy cię tutaj. Ten Żniwiarz...to on zaatakował cię wtedy w parku, szłaś ze szkoły...Jest wysłannikiem boga podziemi.

-Co? W jakim parku? O czym ty mówisz?

-Dziewczyno... przerażasz mnie. Park, napad, pomogliśmy ci z chłopakami bo cię zaatakował...Nie żartuj, ok? Nie najlepszy moment na humorek.

- Człowieku, nie mam pojęcia o co ci chodzi ! Do cholery! Jesteś jakiś inny, czy co?  Pieprzysz o jakimś napadzie? Nie pamiętam żadnego napadu!

Widziałam przerażenie w jego oczach. Momentalnie krew odpłynęła mu z twarzy.

- Co jest?

-Nic, odpocznij. Ja muszę załatwić kilka spraw.

Wyszedł z mojego pokoju.

--------------------------------------------------

Usłyszałam w kuchni rozmowy. Postanowiłam sprawdzić z kim babcia rozmawia podniesionym głosem.

Zajrzałam przez drzwi. Nikt mnie nie zauważył. W kuchni stała babcia, Aiden, Kate, Will, Nick i Camille. Rozmawiali na jakiś temat ożywieni.

- Lucine, ona nic nie pamięta. To nie wróży nic dobrego.

- Uspokójcie się, może po prostu uderzyła się  w głowę. Kilka razy zemdlała. Pójdę z nią do lekarza.

Odezwała się Camille.

- Nie. To nie jest konieczne. Sprawdzę to. Jeśli jest chora wyczuję to.

Kate ja poparła.

- Tak, to dobry pomysł.

Po długim milczeniu odezwał się Aiden.

- Dziwne... Nic nie pamiętała..a przecież to się działo zaledwie kilka..godzin i dni temu. Powiem szczerze, że mnie przeraziła. Może Hades podwoił starania. Wiemy przecież, że Erynie mogą wpływać na nas. Może to także ich sprawka.

- Den, wiesz przecież, że Hades siedzi i oczekuje, aż Żniwiarz wypełni swoje zadanie. Nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, że jego wojownik jest zamknięty u nas w piwnicy. Niech tak zostanie. Mamy przewagę nad nim. Zanim odkryje to minie kilka dni. Musimy coś wymyślić za ten czas-  powiedział Will.

- Nie mogę patrzeć jak ten idiota włącza ją w swoje gierki. Nie pozwolę by ją skrzywdził.

Słowa Aidena mnie zaskoczyły.

-Bracie, wiem, że ci na niej zależy ale musisz trzeźwo myśleć, rozumiesz? Bo inaczej nie pomożesz ani nam ani jej.

Zależy? Na mnie? Czy chodzi o mnie?

Postanowiłam się ujawnić.

Weszłam do pomieszczenia i przywitałam się ze wszystkimi. Mieli dziwnie przerażone miny. Zobaczyli ducha?

- Słyszałam o czym rozmawiacie..

-Przepraszam Julie, nie chciałam, żebyś to słyszała.

-W porządku babciu. Ja..po prostu.. jestem zmęczona i miałam prawo zapomnieć o wypadku w parku, prawda?- spojrzałam na chłopaków. Potaknęli głowami- Poza tym to dla mnie jeszcze nowość, więc nie oczekujcie, że będę skakać od razu z mieczem i zabijać.

-Julie, nie oczekujemy tego od ciebie-powiedziała Camille- po prostu martwimy się i chcemy, żebyś umiała się obronić w konieczności. Zawsze będziemy przy tobie, ale może się zdarzyć wypadek, że będziesz musiała poradzić sobie sama.

-Musisz zacząć lekcję- oznajmiła zdecydowanym tonem, nieznoszącym sprzeciwu, Kate.

Chciałam się odezwać, ale uprzedził mnie Nick. Zaskoczył mnie jego ton. Zwykle cichy i opanowany, teraz niemal rozzłoszczony.

-Dziewczyno, zrób wreszcie coś dla siebie i nas wszystkich i pozwól sobie pomóc. Wiemy, że nie chcesz nas w to wciągać, ale kuźwa jak zauważyłaś, my od dawna jesteśmy w tym po uszy, więc proszę, zrób to i nie każ nam dalej siedzieć w niepewności, chroniąc cię na każdym kroku. Daj nam tą- chociaż minimalną- satysfakcję, że gdy zostawimy cię samą, to dasz radę coś zrobić, a nie tylko za każdym razem się poddawać i czekać na koniec!

Stałam jak wryta. Zresztą nie tylko ja. Wszyscy z rozdziawionymi ustami przyglądali się chłopakowi. Wyglądał na nabuzowanego.

Po chwili wyszedł na zewnątrz trzaskając drzwiami. Camille i Will wybiegli za nim. Rzucili mi smutne spojrzenie.

Zdecydowałam, po słowach Nicka.

-Dobra, jeśli to was uszczęśliwi to zacznijmy te lekcje.

- To nie tylko nas uszczęśliwiasz, tylko samą siebie, kotku- oznajmiła babcia.



Upadła.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz