Rozdział 30.

776 78 1
                                    

Następnego dnia Aiden przyjechał po mnie. Ciotka Nicka już na nas czekała. Wyszłam z domu ubrana jedynie w rurki i biały sweterek. Na koniec narzuciłam płaszczyk i pasujące do niego czarne botki.

Brunet stał już oparty o samochód. Czekał na mnie. Przyglądał się jakby zobaczył co najmniej ośmiornicę z głową psa.

- Co się tak patrzysz?

- Nie najgorzej wyglądasz, to dla tego- puścił mi oczko i się uśmiechnął.

- O dzięki. Komplement na miarę twoich możliwości.

Wsiadłam do auta. Chłopak zrobił to samo. Ruszyliśmy do Cam, gdzie mieliśmy się wszyscy spotkać.

Nieoczekiwanie Aiden zjechał na bok.

- Co ty robisz?- spojrzałam na zegarek- za jakieś dziesięć minut powinniśmy być u Camille !

- Mamy czas, a poza tym nie przywitałaś się.

- Jak to nie..

- A gdzie całus?

- Ah tak...- pocałowałam go w policzek.- proszę badboy'u.

- Nie, to było takie wymuszone. Jeszce raz.

Kiedy chciałam go ponownie pocałować w polik, odwrócił twarz w moją stronę, tak, że nasze usta spotkały się w gorącym pocałunku. Nie odepchnęłam go, wręcz przeciwnie. Mocniej wpiłam się w jego usta. Nie trwało to długo, bo czas nas naglił.

- Dokończymy to, Julie- mrugnął.

- Jasne..narcyzie.

Zaśmiał się a ja dłużej nie mogłam udawać i zawtórowałam mu tym samym.

------------------------------------------

Podjechaliśmy pod dom Nicka. Wybiegła nam na spotkanie jego ciotka Climera.

- Kochani, wejdźcie proszę do domu. Przygotowałam ciepłą herbatę. Zapraszam.

Była bardzo miła. Wprowadziła nas do dużego domku. Na stole leżały już przygotowane napoje i ciasteczka.

- Chodzi o Nicka, prawda?

- Tak- zaczął Aiden.- przykro mi to mówić, ale on..nie żyje.

Nie była zaskoczona, ale w jej oczach dostrzegłam łzy.

- Rozumiem.

Wyjaśniliśmy jej wszystko, ale ona była na wszystko przygotowana. Nie zareagowała histerycznie. Wręcz przeciwnie była spokojna i dzielnie wysłuchiwała wszystkiego. Okazało się, że jak większość rodzin z domów bogów, była przygotowana na taki bieg spraw.

Pożegnaliśmy się z nią i pojechaliśmy coś zjeść. Miałam dziś trening o czym dobitnie przypomniał mi mój" trener".

- Jule, o 17 bądź gotowa. Przyjadę po ciebie. Dzisiaj zrobimy to inaczej niż zwykle. Ubierz się na sportowo. Gwarantuje ci, że się zmęczysz...ze mną- dodał z błyskiem w oku.

-------------------------------------------

Naszykowałam się do szkoły. Jutro był poniedziałek. Najgorszy dzień w calusieńkim tygodniu. No dobra może nie licząc środy. Bo wtedy mam lekcje do czwartej.

Punkt siedemnasta Aiden NIE przyjechał!

Tak! Kretyn przyszedł prawie za dwadzieścia szósta. Zaczęło się już ściemniać.

Ubrany był w spodenki i granatową koszulkę. Na nogach miał nike. Uśmiechnął się. Zauważyłam, że jak nigdy nie przyjechał swoim autkiem.

- Widzę, że dostosowałaś się do zaleceń trenera.- zaśmiał się oparty o drzewo.

Ubrałam szare leginsy, różową bluzeczkę do biegania i pasujący top oraz biało- różowe obuwie nike.

- Zamknij się. To tylko trening. Zacznijmy już. Powiesz mi wreszcie, co będziemy dzisiaj robić ?

- Nie, ale spodoba ci się. Zobaczysz. A teraz chodź.

Zaczął biec, a ja ruszyłam za nim. Biegliśmy z 15 minut. Poznawałam tą drogę. Biegałam już tędy. Dotarliśmy na dróżkę, niedaleko plaży. W lasku.

Zatrzymał się, więc zrobiłam to samo.

-Dobra, teraz powiem ci, co będziemy robić. Chciałem trochę urozmaicić twój dotychczasowy trening, bo wiem, że nie szło najlepiej... W zasadzie było fatalnie, dlatego chciałem zrobić coś co będzie się tobie podobało. I pomyślałem o bieganiu.

- Przecież biegliśmy..tutaj.

- To był dopiero początek, kotku. Taka rozgrzewka w rozgrzewce. Teraz dopiero zaczniemy trening. Trzeba cię najpierw wzmocnić. Zaczniemy od kilku kilometrów. Będziemy biec drużką do skał i z powrotem, jasne? Nie zwalniaj. Biegnij tym samym tempem, a nawet przyśpieszaj. Musisz poczuć ból i palące uczucie.

Kiwnęłam głową. Dam radę, biegam od urodzenia. To dla mnie pikuś.

Nie wiedziałam jednak, że ten trening będzie znacznie różnił się od mojego biegania dotychczas.

- Dobra biegnij.

Ruszyła szybkim truchtem. Biegł za mną. Trochę mnie to rozpraszało.

- Przepraszam cię bardzo, ale czy mógłbyś biec przede mną, bądź obok, a nie za mną? Mam wrażenie, że patrzysz....

- Nie mogę, za piękne widoki tu mam- obróciłam się i zobaczyłam ten jego bezczelny uśmieszek. Zaczął biec obok.

- Teraz przyśpiesz. 

Zrobiłam jak kazał. Zaczęłam odczuwać wysiłek. A biegliśmy jakieś...20 minut.

 Niespodziewanie zahaczyłam koszulka o gałąz. Chłopak  postawił mnie w pionie. Cicho podziękowałam i biegliśmy dalej.

W lasku panował już mrok. O tej porze ściemniało, ale wysokie drzewa przysłaniały jakikolwiek dostęp światła. Słychać było tylko szelest liści oraz szum morskiego wiatru. Było chłodno, ale dzięki wysiłkowi nie odczuwałam zbytnio jesiennego chłodu, pomimo tego, że miałam na sobie koszulkę na krótki rękaw. Bardziej współczułam Aidenowi. Obserwowałam bezczelnie jego poruszające się ciało. Miał na sobie krótkie spodenki i koszulkę. Musiało mu być cholernie zimno...

Moje rozmyślania przerwał odgłos łamanych gałęzi i cichych rozmów. Ktoś się zbliżał i nie była to jedna osoba. Było ich bodajże kilka i rozmawiały o czymś ożywionym głosem.

- Ktoś idzie- powiedziałam najbardziej oczywistą rzecz, jaką mogłam powiedzieć w tym oto momencie.- Komuś o tej porze zachciało się biegać.

Chłopak w skupieniu nasłuchiwał. Jakby...wyczuwał coś. Nagle wziął mnie w objęcia i zmusił do ukrycia się za pobliskie drzewo. Oparł mnie plecami o pień i przechylił się moją stronę, przodem.

- To nie ludzie..- szepnął mi do ucha.

- Ewidentnie słychać głosy i ...

- Nie ludzie- powtórzył z naciskiem- Żniwiarze.

 Przybliżył się do mnie, gdy głosy znacznie się przybliżyły. Kroki oraz rozmowy było słychać już wyraźnie.

- Muszą gdzieś tu być. Byli pod obserwacją Gerana.

Usłyszałam potwierdzenie.

- Widziałem ją. Szła z Derisem w tą stronę. Daleko nie mogli uciec.  Juz drugi raz nam nie ucieknie. Poza tym  sama przyjdzie gdy zobaczy swoją babkę.

Babcię? Co oni zrobili babci? Jeśli ją skrzywdzili zabiję ich.

Urwał mi się szloch. Aiden szeptem uciszył mnie, ale z mojego gardła i tak wydostał się pisk. Miałam nadzieję, że nikt nas nie usłyszał. Spojrzałam na Aidena. W jego oczach dostrzegłam cień strachu, ale tylko na chwilkę, bo po chwili zastąpiła go determinacja.

- Słyszeliście to?

- Co to było?

- Tam!- ktoś wskazał na drzewo za którym staliśmy- Coś tam jest!

Wydałam nas. Cholera jasna!





















Upadła.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz