Rozdział 24.

806 87 1
                                    

- Julie? To ty? Co ty tu robisz?

- Mogłabym zapytać was o to samo, ale widzę, że jesteście zajęci.

Byłam już nieźle wcięta. Bałam się potoku słów jaki ujawnia się u mnie po kilku drinkach. Doczekałam się.

- Widzę, że nie próżnujesz Domenico. Zmieniasz laski jak skarpetki. A ty droga przyjaciółeczko, tak bardzo przejęłaś się moim wyjazdem, że nawet nie ruszyłaś dupy, żeby do mnie zadzwonić, napisać, cokolwiek! Jesteście siebie warci ! Pieprzycie tylko...Jesteście beznadziejni!

- Julie..

- Nie, Domi- powstrzymała go Clare.

Domi? Serio, Domi? Żałosne...

- Prawda jest taka Julie, że to trwa od dawna. Byłaś taka nudna, że twój chłopak już po tygodniu przyszedł do mnie. Nie byłaś wystarczająco dobra. A taki chłopak jak Domenico potrzebował prawdziwej dziewczyny- wskazała na siebie.- W każdym bądź razie jest mi przykro, ale nie mam za co cię przepraszać ani nawet się tłumaczyć!

- Ale, ale jeste..byłyśmy przyjaciółkami.

- Byłyśmy, Julie. Przestałyśmy nimi być odkąd Domi wybrał ciebie, a nie mnie. Od dawna mi się podobał a ty mi go ukradłaś. Ale teraz -wskazała na chłopaka- zrozumiał czego chce, a ty ? Ty masz za swoje .

- Ty podła suko! Jak mogłaś! - spojrzałam na byłego chłopaka- a ty ? Przecież widziałam cię z tamtą laską. Długo się nie pocieszyłeś dupku...

- Stare dzieje, jak widzisz...

Odezwała się Clare.

- Żyłaś w świadomości, że Domenico zdradza cię z innymi, a nawet nie zorientowałaś się, że zabawiamy się w pokoju obok. Jak mogłaś być tak głupia. Nie spodziewałam się, że mądra i rozsądna Julie, okaże się taka... ciemna.

- Robiliście ze mnie... Cały ten czas... Wy podłe szmaty...

- My nie próżnujemy laleczko, ale widzę, że jeszcze nie znalazłaś sobie jakiegoś przystojniaka. Może dostrzegli, że choć piękna to w środku trup...

- Zamknij się !

Wiedziałam co zaraz powie. Uderzyłam ją pod wpływem impulsu. Uderzyłam przyjaciółkę. Byłą przyjaciółkę.

Złapała się za twarz. Domenico podszedł do niej. Patrzyli w oszołomieniu na mnie.

- Wiecie co? Pieprzcie się! Oboje!

Zanim zdążyłam odejść usłyszałam jeszcze przesłodzony głosik Clare: " Z przyjemnością" i pomruk Domenica. Po chwili jakby nic się nie wydarzyło złączyli się jak dwie muchy. I dokańczali to co im przerwałam. Jak mogłam żyć w takim gównie? Jak?

Wybiegłam z domu chwiejnym krokiem. Potrzebowałam powietrza. Czułam lekkie zawroty głowy. Szumienie zelżało. Kłótnia troszkę mnie otrzeźwiła.

Jak mogli...

Podłe świnie... Robili ze mnie idiotkę!

Potok łez popłynął po moich policzkach.

Skierowałam się na tyły domu. Na dworze siedziało kilka osób. Gospodarz zadbał o wszystko, nawet ogród za domem wyposażony był w stoliki z jedzeniem, lampiony, basen ze sztuczną pianą. Zobaczyłam zejście na plaże. Moje wybawienie. Musiałam ochłonąć. Zdecydowanie.

Szłam po chłodnym piasku. Buty uwierały mi na nogach, więc je ściągnęłam. Czułam ulgę. Nie wiem jak ktoś może wytrzymywać tyle czasu na wysokich obcasach.

Upadła.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz