Rozdział 13.

985 99 1
                                    

Nie czułam ani bólu. Nie słyszałam nawet dźwięku koziołkujących kości. Nie czułam nic. Czułam jedynie twardą, męską pierś. Słyszałam przyśpieszone bicie serca.

Ostrożnie otwarłam oczy. Przy mnie kucali Camille i Nick.

- Boże. Czy coś wam się stało?

Wam?

Nagle coś się pode mną poruszyło. Ktoś cicho jęknął. Spojrzałam na twarz postaci trzymajacej mnie w ramionach. Mężczyzna.

Czym prędzej zeszłam z niego. O mój Boże. Musiał być nieźle poturbowany. Sądząc po pozycji w jakiej się znajdowaliśmy, musiał przejąć na siebie upadek. Czyżby Aiden...on... uratował mnie...?

-Słyszycie? Coś was boli? Proszę powiedzcie, że nic wam nie jest!

Byłam oszołomiona. Leżałam na chodniku kawałek dalej od miejsca, w którym miała dojść do mojej śmierci. Tak jednak się nie stało. Niestety...

To nie myśli samobójcze ...To ból po stracie, a jeszcze większy ból po usłyszeniu prawdy. Byłam w rozterce. Miałam zapłakane i opuchnięte powieki. Makijaż najprawdopodobniej spłyną mi wraz z gorzkimi łzami.

Nic mnie nie bolało, ale z chłopakiem mogło być gorzej.

-Den! Coś cię boli?- zapytał Nick. Podszedł bliżej i przyglądał się nam po kolei niczym lekarz.

"Mój wybawca" podniósł się ostrożnie. Nie odezwał się. Tylko wpatrywał się w moją twarz. Wyraźnie się odprężył i przymknął powieki.

Po chwili jednak poruszył się. Powoli wstał i podał mi rękę, abym zrobiła to samo. Przecież on...Jak to możliwe,że nic mu nie jest?

-Może powinieneś jechać do szpitala?

Kiwnął głową na znak protestu.

-To jest właśnie część mojej natury. Rany goją się szybciej niż u normalnego śmiertelnika.

- Kim wy właściwie jesteście?

Aiden odezwał się zanim zrobiła to moja przyjaciółka, wyraźnie przygotowująca się do udzielenia odpowiedzi..

-Jestem wojownikiem z domu Zeusa.

Następnie wskazał na przyjaciół.

-Camille pochodzi z domu Demeter tak samo jak Nick i Will. Kate jest z domu Afrodyty. Ja i Kate mimo, że jesteśmy rodzeństwem z jednej linii , nie możemy należeć do jednego domu. To wbrew prawu. Cam, Nick i Will, jak mogłaś zauważyć są w jednym domu, ale nie są oni prawdziwą rodziną. Nie mają wspólnych więzi krwi.

-Ok. Czyli o to chodziło babci, że jesteśmy tacy sami...

-Nie. Nie jesteśmy tacy sami. My jesteśmy z tym od dziecka, dokładniej odkąd skończyliśmy 3 lata. Ty natomiast dowiedziałaś się o tym niespełna piętnaście lat za późno, a stoisz w tym wszystkim w najbardziej niebezpiecznym miejscu. Babcia pewnie opowiedziała, ci o mitach. Hades nie spocznie dopóki nie zapewni sobie spokoju na kolejne 100 lat, dlatego też będzie za wszelką cenę próbował się ciebie pozbyć .

- Nie dopuścimy do tego Juls, zrobimy...- powiedziała Camille.

- ...wszystko, żebyś była bezpieczna, dlatego zapewnimy ci ochronę.-dokończył Nick.

- Nie mogę! To dla was zbyt niebezpieczne ! Przeze mnie zginęli już ludzie których kocham. Nie pozwolę wam tęż zginąć! Rozumiecie? Nie pozwolę za żadne skarby! Obiecajcie mi to!

Cam, Nick i Aiden wymienili znaczne spojrzenia. Kryło się w nich niedowierzanie.

-Nie możemy Julie..przykro nam.

Nie dopuszczę, żeby kolejny raz, ludzie na których mi zależy zostali pozbawieni życia. Choć wiedziałam,że nie odpuszczą. Ja jednak zamierzałam wplątywać ich w moje sprawy. Od teraz działam sama i to ode mnie będzie zależeć, w jaki sposób pokonam tego drania podziemi.

---------------------------------------------------------

Wróciliśmy do domu. Przed wejściem pociągnęłam mojego wybawiciela za rękę.

- Możemy porozmawiać?

- Jasne.- odparł tylko.

Brunet zaprowadził mnie na tyły domu, gdzie stała drewniana ławeczka. Usiedliśmy obok siebie w ciszy.

Chciałam ją przełamać. Odezwałam się wciąż wstrząśnięta.

-Chciałam..Chciałam ci podziękować. Nie wiem co się stało, ale uratowałeś mi życie. Nie spodziewałam się tego, zważywszy na ostatni...

-Julie, nie chodzi o ciebie. Zachowywałem się jak dupek- uśmiechnął się- ale przyznaj że ci się to podobało.

Ugh...

- Głupek..

-Przepraszam, nie powinienem był ..nie teraz....Czy ty chciałaś rzucić się pod samochód?

-Żartujesz prawda? Ten samochód jechał prosto na mnie, nie mogłam nic zrobić..Myślałam, że to koniec..

- Myśleliśmy, że chcesz się rzucić pod samochód, Julie, tak to wyglądało. Przysięgam.

-Ja nie...To te głosy...

-Jakie głosy?

Nie odpowiedziałam, gdyż byłam zajęta przetwarzaniem informacji i składanie wszsytkiego w jedną spójną całość.

-Ej mówię do ciebie! Jakie głosy? Słyszałaś coś?

-Tak, może to co powiem będzie dziwne, ale..kiedy stałam przed tym jak oślepiły mnie światła auta nie mogłam się poruszyć. Jakby...jakby...jakiś głos chciał żebym ... jakby ktoś chciał za wszelką cenę mojego wypadku.



















Upadła.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz