Rozdział 55.

635 72 9
                                    

Julie

Pomieszczenie zaczęło pustoszeć. Kilka osób wyszło, kilka migdaliło się po kątach.

- Gdzie są wszyscy?- zapytałam Willa, który przechodził obok mnie.

- Nie mam pojęcia- uśmiechnął się znacząco.

- Coś mi tu kręcisz...

- Absolutnie...

Odszedł bez słowa. Krzyknęłam za nim, ale nie uraczył mnie żadnym słowem, a jedynie ledwo dostrzegalnym uśmiechem.

----------------------------------

Było przed dwunastą. Dziewczyny zostawiły mnie samą i teraz siedziałam na kanapie w prawie pustym pomieszczeniu z alkoholem w ręku. Użalałam się nad sobą. Dopóki nie odnalazła mnie roztrzęsiona Kat.

- Julie, musisz nam pomóc...Chodzi o Aidena...

- Co z nim?

- Chodź, to nie może czekać...

Wybiegłam za nią na dwór. Poprowadziła mnie przez taras na małą plażę za domem.

- Powiedz mi co z nim...?- zapytałam wystraszona.

Zamurowało mnie, bo moja przyjaciółka, przed chwileczką jeszcze wystraszona i ze łzami w oczach zaczęła się głośno śmiać.

Co jest, kuźwa?!

- O co chodzi?! Co cię tak śmieszy?!

- Kochanie, nic się nie stało, ale pewnie mnie zabijesz za to.

Doszłyśmy do pomostu na którym, stało większość imprezowiczów.

Co to ma znaczyć?! Po co oni tu stoją?

Nagle nad moją głową rozbłysnęło światło. Podniosłam głowę, a tam piękne kolorowe fajerwerki strzelały jedna za drugą. Wyglądało to bajecznie na tle morza. Nic nie rozumiałam. Nikt nie wspominał o takiej atrakcji.

- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!!!!!- usłyszałam zbiorowy krzyk.

Cholera! Nie!

Podbiegła do nas Camille.

- Obiecałyście, że to zostanie między nami- zarzuciłam z wyrzutem.

- Tak, tak, ale to by było kompletną głupotą, jakbyśmy olały twoje święto i nie podzieliły się taką okazją do świętowania z innymi.

Ktoś szturchnął mnie w ramię. Odwróciłam się.

- Kochanie, życzę ci wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia z moim głupiutkim braciszkiem- szepnęła mi do ucha.

- Słyszałem to- powiedział stojący za nią Aiden. Wyglądał jak bóg, w świetle fajerwerków.

Zachciało mi się płakać. Zrobili to wszystko dla mnie. Nawet cała złość, w związku z tym, że mnie oszukały minęła i jedynie byłam wzruszona i zdumiona.

- Kontynuując...dostania się na wymarzone studia, miłości, którą masz- odwróciła się do brata- a ty mój drogi nie spieprz tego jaki skarb w postaci tej ślicznotki otrzymałeś.- puściła mi oczko.

Następnie przyszedł czas na Camille.

- Julie, bardzo się cieszę, że mam taką wspaniałą przyjaciółkę jak ty. Nie zmieniaj się, chociaż mogłabyś się bardziej postarać na treningach. Oczekuję większego zaangażowania- szepnęła przy moim uchu, na co się zaśmiałam.

- Obiecuję poprawę, przyjaciółko- łzy szczypały mnie w oczy.

Kolejno podszedł do mnie Will.

Upadła.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz