- Będzie dobrze. Ona walczy dla niego. Nie przetrwają bez siebie, mimo, że mówią i robią co innego.

- Will, martwię się...

- Kochanie, nie ma czego. Zobaczysz, że za parę dni wszystko wróci do normy. Zaufaj mi !

- Mówił ci ktoś, że jesteś dobrym kłamcą?

- Nie, ale- pocałował mnie w czoło-  ty mówiłaś, że świetnie całuję.

Kurde, ten chłopak zawsze wie, co powiedzieć.

Pocałowałam go. Byłam mu wdzięczna za wszystko co robi.

I za...jego miłość.

----------------------------------

Julie

Czułam jak się unoszę.

Lekka jak piórko..

Zwiewna..

Widziałam tylko małe białe światełko. Ciągnęło mnie ku sobie, choć moje ciało z całych sił się opierało.

Dążyłam do oślepiającego światła, intrygowało mnie. Chciałam go dotknąć. Sprawdzić. Poczuć.

Ale..

Jedna cześć mnie podpowiadała, że nie warto...że lepiej jest tu gdzie jestem.

Druga wygrywała...i przybliżałam się z oporem, do bieli.

Gdy byłam już bliżej niż dalej, jasność rozproszyła się. Z jednej małej kropki, zrobiło się ogromne pole pochłaniające mnie....

....

Znajdowałam się w miejscu, gdzie już byłam. W miejscu gdzie byłam w swojej wizji, śnie. Jak zwykle była to ciemna przepaść. Stałam na jej skraju. Czerń była taka hipnotyzująca... zupełnie inna, niż nieskazitelna biel....była taka mroczna, taka intensywna.

Wiał chłodny wiaterek. Czułam go na swojej skórze, ponieważ miałam na sobie jedynie zwiewną sukieneczkę, przypominającą halkę. Byłam boso. Moje włosy targane były przez jesienne powiewy.

Nie byłam w stanie się ruszyć. Moje ciało jakby przyrosło do ziemi, a przynajmniej takie miałam wrażenie, które było złudne...

bo...

...po chwili trącona przez nagły silniejszy powiew spadałam wprost w szarzyznę...i nie zdawałam sobie sprawy, jak przerażająco brzmi mój wrzask, odbijający się od skalistych ścianek.

....

Nie wiem kiedy, nie wiem nawet jak...ale obudziłam się z przerażającym krzykiem. Szarpałam się, miotałam, mój szloch zamienił się w płacz.

Zemdlałam.

------------------------

Ocknęłam się jakiś czas później. Straciłam poczucie.

Ktoś trzymał mnie w objęciach. Czyjaś mocna klatka przylgnęła do moich pleców i trzymała w żelaznym uścisku. Nie miałam wystarczająco siły, ale z wysiłkiem uniosłam głowę, aby spojrzeć kim był mój wybawiciel.

Był to chłopak, na pewno. Przystojny. Dobrze zbudowany.O hipnotyzujących, niebieskich oczach.

W rogu na kanapie leżała jakaś dziewczyna. Oddychała ciężko, jakby była zmęczona. Jej włosy rozsypane były na poduszce. Wyglądała tak niewinnie.

Chłopak chyba poczuł, że się obudziłam, bo uchylił oczy. Gdy dostrzegł, ze jestem przytomna, otwarł je szerzej. Widziałam w nich troskę i ulgę. Jakby...ogromny kamień spadł mu z serca.

- Julie, jak się czujesz...- gdy patrzyłam na niego oniemiała, niemal leżąc na jego torsie, dodał- Przepraszam, krzyczałaś przez sen , zresztą od paru dni było tak samo...musiałem coś zrobić i tylko to pomogło.

Podniósł się, przesuwając mnie tak, żebym była delikatnie oparta o poduszkę. Teraz siedział obok mnie na brzegu łózka i wpatrywał się we mnie.

Patrzyłam na niego dalej nie wiedząc co powiedzieć.

- Powiedz coś, boli cię coś, potrzebujesz czegoś ?

Gdy kolejny raz nie odpowiedziałam, spojrzał na mnie wyraźnie zdezorientowany. Jego zdumienie z każdym uderzeniem serca, przeradzało się w szok. Był zaniepokojony...

- Julie...powiedz coś.

Wstrzymałam oddech, no bo... skąd on znał moje imię?!

- Przepraszam, ale kim ty jesteś?

 Tym razem brunet spojrzał na mnie z mieszanką strachu i szoku. Pobladł.

- Julie, co ty....

I nie zdążył, bo rzucił się w moją stronę, gdy nieprzytomna spadałam z łózka. Ciemność całkowicie mną owładnęła.

Straciłam przytomność.





















Upadła.Where stories live. Discover now