Wysiadła nieśpiesznie z auta.

Ale...

To nie była Kate. To nie była nawet kobieca sylwetka.

Postać zbliżyła się kilka kroków. Był to młody chłopak. Ciemne blond włosy miał zaczesane do tyłu niczym model. Duże szare oczy wpatrywały się we mnie. Rozbolała mnie momentalnie głowa.

-Potrzebujesz pomocy?

-T..tak. Moja..babcia miała wypadek. Jest ranna. Zadzwoniłam po pomoc, ale nie wiem co robić.

-Pomogę Ci nie przejmuj się.

Chłopak był dziwnie spokojny. Tak jakby wypadek na drodze był czymś normalnym.

Stanął za mną i przyglądał się babci.

- Odsuń się tylko, a twoja babcia przestanie cierpieć. Obiecuję.

Czy mi się wydawało, a przez jego twarz przetoczył się cień uśmieszku. Co go tak śmieszy? Ludzkie cierpienie?!

Odsunęłam się i zrobiłam mu miejsce. Musiałam ratować babcię.

Nagle chłopak z wnętrza kurtki wyjął coś błyszczącego. Wyglądało jak mały sztylet.

-Co..Co..ty robisz?

- Chciałaś, żebym pomógł to to robię. Poza tym mi to też będzie na rękę.

Podniósł sztylet na wysokości serca babki. Zamachnął się.

Co on do cholery wyprawia?

Bez namysłu rzuciłam się na niego.

-Czy ty kompletnie zwariowałeś?- spojrzałam na wciąż lezącą na ziemi babcię- mogłeś zrobić jej krzywdę cholerny popaprańcu..

Był silniejszy ode mnie, chociaż ja nie narzekam na swoją siłę. Nie był mocno zbudowany, to mnie bardziej dziwiło. Skąd ta siła?

-O widzę temperamencik...Złotko nie przyszedłem się z tobą bawić...

Spojrzałam jak na wariata.

- Czekałem tu. Wiedziałem, że będziesz wracała z babcią. Pomyślałem że zrobię dwie pieczenie na jednym ogniu ...Ale jak widzisz zawiodłem się, bo ciebie niestety nie było w tym aucie. Ta kobieta- wskazał na moją jedyną rodzinę- była mi nie potrzebna, ale przez nią mogłem dostać się do ciebie i postanowiłem trochę namieszać. Ale przez ciebie ucierpiała i ona... Mój pan mówił mi, że mogą być z tobą pewne problemy. Niestety ze znalezieniem ciebie ich nie było. Te oczy zdradzają wszystko. Od kilku dni cię śledzę i szukam tylko okazji do skończenia z tobą, złotko.

Przeze mnie...Moja wina...

Tak! Kotku..Znowu nabroiłaś. Przestań już niszczyć życia innym. Zakończ to.

- Kim jesteś?

- A tak gdzie moje maniery. Nazywam się Dean. Ale jak przypuszczam przyjaciele mogli ci mnie przedstawić jako Żniwiarza. Osobiście nie używam tego określenia. Jest takie...nietaktowne. Ale nie mówmy o mnie....Mam teraz idealną okazję to dlaczego by nie skorzystać ...

-Nie rozumiem...

- To twoja wina. To, że zginęli twoi rodzice, wypadek babci, wszystko jest twoją winą. Ale jako twój nowy przyjaciel pomogę ci. Pomogę ci zapomnieć o bólu po stracie Grace, Jacka, Daniela i teraz babci.

Spojrzałam ponownie na babcię. Była blada. Ledwie oddychała. Chciałam do niej podbiec. Przytulić ją. Musiałam...

Niestety chłopak złapał mnie za włosy i rzucił na ziemię. Następnie przyklęknął na mnie i zamachnął się do wbicia ostrza w moją klatkę piersiową. Kopałam, gryzłam, wierzgałam. Na nic.Był bardzo silny. Niewyobrażalnie silny.

Wstrzymałam oddech. Czekałam na ból.

-Nie! Nie mogę !- chłopak się raptownie zatrzymał.

O mój boże. Jednak...

-Nie mogę tego tak zrobić. To będzie powolna i bolesna śmierć. Miałem to już zrobić wtedy w parku, ale...

To był on! To on mnie zaatakował! Wzdrygnęłam się mimowolnie.

Ostrze delikatnie dotykało mojej przepony. Krew sączyła się z malutkiej rany. Szczypało niemiłosiernie. Łzy leciały mi po policzkach.

Nagle ból zelżał. Chłopak został odepchany ode mnie. Poleciał parę metrów dalej. Przede mną stała Kate i Camille.

-Julie! Gdzie babcia. Wskazałam kawałek dalej na coraz gorzej wyglądającą babcię.

-Chłopaki zajmijcie się nim. My weźmiemy Lucine. Chodź, Julie.

Pomogły mi wstać i poprowadziły do babci.

Rozejrzałam się. Will, Nick i Aiden zatrzymali Deana. Rozpętało się piekło. Zaczęli walczyć. Żniwiarz cały czas miał przy sobie miecz. Nick trzymał przed sobą metalową maczugę? a Will, coś co przypominało szablę. Aiden walczył bez narzędzi.

- Cam pomóż jej. Ona umiera! Pośpiesz się!- powiedziała Kate.

-Proszę zróbcie coś ona musi przeżyć. Błagam...-szlochałam.

- Uspokój się Julie! Zrobię wszystko co w mojej mocy..- oznajmiła spięta Camille.

Położyła ręce na głowie babci. Błądziła rękoma po jej ciele.

-Co ty...?

Po chwili babcia odzyskała przytomność. Nabrała kolorów. Wyglądała dużo lepiej pomimo niewielkich ran.

-Julie! O..mój...Boże. Nic. -kaszlnęła- ci..nie..jest kochanie.- Przytuliłam ją mocną, aż syknęła

-Nie babciu wszystko dobrze. Jak się czujesz?

-Kochanie...jak to staruszka w moim wieku. Nie przejmuj się- uśmiechnęła się delikatnie.

-Lucine. Jak się czujesz?

Usłyszałam Aidena.

Stał z chłopakami za nami. Trzymali nieprzytomnego Żniwiarza pod pachy. Był jak bezwładna, szmaciana lalka.

-Lepiej.  Dziękuję Camille. Wam wszystkim dziękuję. Nie mogłam stracić wnuczki. Nie mogłam-powiedziała szeptem niemal do siebie.

- Kocham cię babciu.- mówienie nagle wydawało mi się ciężkie i bolesne.

Poczułam ból w klatce piersiowej. Moja koszulka nasiąkła krwią. 

- Julie! masz krew na koszulce!

- To nic takiego...To pewnie  tego kretyna- wskazałam na blondyna.

Odezwał się Aiden.

-Może jednak powinna cię obejrzeć Camille?

-Nie! Naprawdę nic mi nie...

Odpłynęłam. Czyjeś mocne ramiona uchroniły mnie przed upadkiem.
Ból rozsadził mi czaszkę. Zapadła ciemność.





















Upadła.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz