Uprzedzenie i duma ma dwa serca

Bắt đầu từ đầu
                                    

- Przepraszam... - bąknął oszołomiony pod nosem, nie mogąc pozbyć się sprzed oczu widoku dwóch wielkich szafirów patrzących na niego z mieszaniną przerażenia i troski.

- Lepiej będzie, jeśli uzupełnisz zwierzętom koryta. Nie poprawi się im, jeżeli nie będą mieć odpowiednich ilości wody.

- Tak, doktorze - mruknął, posłusznie udając się w stronę wyjścia z lecznicy.

............................................

   Chłopak uśmiechnął się lekko i delikatnie pogłaskał po łbie zebrę, która przyjaźnie otarła się o jego bok. Uwielbiał zwierzęta i gdyby mógł, to z pewnością spędzałby całe dnie w lecznicy tylko po to, aby móc wykorzystać wolny czas na zabawy ze "swoimi" milusińskimi. Oczywiście, wiedział, że pod żadnym pozorem nie powinien przywiązywać się do dzikich futrzaków, ale za każdym razem gdy do doktora Xhosy dostarczano nowego pacjenta, nadawał imię zwierzaczkowi i poświęcał mu mnóstwo uwagi, co zazwyczaj kończyło się bardzo smutnym i wzruszającym rozstaniem z ozdrowiałą istotką. 

- Szkoda, że nie możesz zostać tu na zawsze - szepnął czule do zebry, przykładając czoło do jej głowy - Wziąłbym cię ze sobą, ale pewnie cała wioska uznałaby cię za składnik do potrawki - oznajmił gorzko, patrząc się zwierzęciu w oczy - Zdrowiej szybko - powiedział z uśmiechem, tarmosząc konika w paski po grzywie.

   Po chwili odsunął się od zwierzęcia i zerknął na Słońce, aby ocenić godzinę. Po jego położeniu doszedł do wniosku, że zbliżał się wieczór i należało wracać już do domu, aby zająć się młodszym bratem, który pewnie zaczął się wdawać reszcie mieszkańców wioski w niesmaki. 

   Zbliżając się do baobabu, który rósł spokojnie w zagrodzie dla chorych roślinożerców, nastolatek miał wrażenie, że coś poruszyło się wśród gałęzi niedawno zasadzonego drzewa. Marszcząc brwi, przyspieszył i podszedł do rośliny, aby upewnić się, czy czasem nic mu się nie przewidziało. Gdyby na drzewie zaczaił się mięsożerca, to miałby bardzo duży kłopot.

   Chłopak nawet nie zdążył podejść dobrze do drzewa, gdy wtem coś pojawiło tuż przed jego głową. Zaskoczony poleciał do tyłu, czując silny ból w klatce piersiowej i nagłe zawroty głowy, które dosłownie powaliły go na ziemię. Próbując nabrać powietrza, przyjrzał się postaci zwisającej do góry nogami z gałęzi.

   Po bliższym przypatrywaniu się, nastolatek stwierdził, że osoba, która śmiała go napaść, była dość młodą dziewczyną o chyba dość ciemnej cerze, ale równie dobrze mogło mu się wydawać przez grę światła. Jedyne, czego był pewien to to, że miała długie włosy, które wciąż kołysząc się od niespodziewanego ruchu, dotykały końcówkami zżółkniętej trawy.

- Nic ci nie jest? - spytała dziewczyna, unosząc zdziwiona jedną brew.

- K-kim jesteś? - zdołał wykrztusić, trzymając się za serce i oddychając ciężko.

   Panna zeskoczyła z drzewa niczym kotka i wylądowała pewnie na ziemi. Jej strój jasno wskazywał na to, że dziewczyna albo przybyła z amerykańskiej puszczy, albo wybierała się na bal przebierańców, aby udawać Pocahontas. 

- Naija - uśmiechnęła się uroczo, kucając przy chłopaku - Na pewno wszystko dobrze? Wyglądasz, jakbyś trochę umierał - mruknęłam niepewnie.

- Nie, spokojnie... Zaraz mi przejdzie - odparł, próbując uspokoić oddech.

   Nie chciał zdradzać nieznajomej, że właściwie nic nie było w porządku i gdyby nie Znak Jaskółki, który miał na połowie klatki piersiowej, to prawdopodobnie byłby już pożywieniem dla zebr. Wyjawienie takiej sprawy zazwyczaj kończyło się tym, że ludzie spoglądali na niego z troską i okazywali litość, której wcale nie potrzebował. 

Orli zryw |Miraculous| (Chwilowo zawieszone)Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ