122.

3.6K 186 15
                                    

– Nie, nie, nie. - Rozbawiona kręciłam głową, gdy wysiedliśmy z samochodu.

Matthew wywiózł mnie za miasto, pokazać dom, który znalazł niedawno. Kurde, nie ustaliliśmy nawet jeszcze, ile pieniędzy potrzebowaliśmy na jego remont bądź budowę. Nawet nie wiedziałam, gdzie miałby się znajdować. Na pewno w miejscu, skąd mielibyśmy blisko do pracy, a Matt też do chłopców. To powinna być nasza wspólna decyzja.

– Tak. - Wziął mnie w ramiona. – Podoba ci się?

Wydawało mi się, że był zbyt wielki dla nas, nawet z pokojem dla synów Fortmana.

– Nie wiem nawet, czy nas na niego stać. - Objęłam go za szyję.

– Stać i spodoba ci się. W prawdzie wydaje mi się, że już może być nasz.

Podejrzewałam, że znalazł tę ofertę dawno. Dowiedział się wszystkiego i teraz po prostu postanowił podzielić się ze mną swoim wyborem.

– Zwariowałeś.

– Już dawno – pocałował mnie – na twoim punkcie, Emily.

To na pewno. Inaczej nie wiedziałam, jak wytłumaczyć, że tyle ze mną wytrzymywał i jeszcze nie miał mnie dość.

Czekaliśmy chwilę na agentkę nieruchomości, która miała nam dokładnie wszystko pokazać i wytłumaczyć.

– Przepraszam za spóźnienie. - Z uśmiechem uścisnęła nasze dłonie. – Sara Jackson, zaczniemy od ogrodu?

– Tak.

Dom nie wyglądał na zaniedbany. Niewielki ogród nie zrobił na mnie wrażenia. Do tej pory nie przeszkadzał mi jego brak, ale dla dzieci będzie super. Nie będą siedziały cały dzień w domu, aż rodzice zdecydują się z nimi wyjść na spacer. W środku ściany wymagały odświeżenia, ale poza tym pomieszczenia były czyste i posprzątane. Tak jakby komuś znudziło się już mieszkanie tutaj albo znalazł lepszy dom. Na piętrze były cztery sypialnie i dwie łazienki. Idealnie.

Agentka nieruchomości opowiadała i zachęcała do zakupu, a ja nadal zastanawiałam się, czy będziemy mieć wystarczająco pieniędzy, żeby go kupić. Ze sprzedaży mieszkania nie dostaniemy dużo. Będziemy mogli się pozbyć jednego samochodu, skoro do pracy i tak jeździliśmy razem. Tylko że to trochę utrudni moje wyjazdy, gdy Matt będzie akurat u synów. Zostanę uziemiona z dziećmi na weekendy.

– Powiesz coś? - Matthew patrzył na mnie.

– Nie wiem, czy dostaniemy wystarczająco wysoki kredyt.

Rodzice nam nie pomogą, bo niedawno spłaciliśmy pożyczkę, którą dla mnie wzięli. Matt nie musiał się dokładać, ale uznał, że skoro mieszkaliśmy razem, to powinniśmy dzielić się opłatami. Chyba bardziej niż ja chciał się pozbyć mojego ciasnego już dla naszej rodziny mieszkania.

– Dostaniemy. - Uśmiechnął się. – Mam trochę oszczędności. Ty chyba też, co?

Mimo że dzieliliśmy razem życie, żadne z nas nie wnikało w to, ile drugie posiadało. Nie musieliśmy się dzielić wydatkami. Naturalnie wychodziło nam robienie zakupów czy opłat. Raz robiłam to ja raz Matt. Nie było reguły i kłótni, że w danej chwili któreś nie dorzuciło się do wspólnego budżetu. Jeśli chcieliśmy gdzieś jechać albo kupić coś większego do mieszkania, wtedy jakoś się dogadywaliśmy w kwestii płacenia. Nigdy nie oczekiwałam, że Matthew będzie płacił za moje zachcianki albo coś, czego nie chciał. Nie musiał, bo miałam swoje pieniądze i nie tylko po to, żeby wydawać je na siebie.

W domu byłam nauczona, że nie tylko facet musiał na wszystko zarabiać. U nas w większości to mama pracowała, a tata spędzał czas ze mną i bratem. Później, gdy podrośliśmy, zaczął znowu pracować. Nie byliśmy bogaci, ale starczało na podstawowe rzeczy, jak i czasami na wycieczki za miasto. Nie były to prawdziwe wakacje, ale zawsze lepsze to niż nic. Mimo wielu kłótni z rodzicami przeważnie jako zbuntowana nastolatka dobrze wspominałam swoje dzieciństwo.

– Tak, ale znacznie mniej niż ty.

– Wystarczy. - Przyciągnął mnie do siebie. – Do niczego cię nie zmuszam. Jest okazja kupić go, nieco taniej, bo właściciele chcą się go szybko pozbyć. Akurat ich znam.

– Czemu?

– Broniłem ich w jakiejś sprawie kilka lat temu i reprezentowałem niedawno firmę faceta.

– Nie. - Zaśmiałam się. – Czemu chcą go sprzedać?

Nie chciałabym, żeby z moim nowym miejscem zamieszkania wiązała się zła historia. To miało być nasze idealne miejsce, gdzie będziemy szczęśliwi.

– Siostra tego faceta choruje i musieli się przeprowadzić do Houston. Już nie chcą wracać.

– Szkoda.

– Dla nas to akurat dobrze. - Pocałował mnie.

Rozejrzałam się w poszukiwaniu agentki, ale zniknęła nam z oczu. Pewnie wyszła na zewnątrz gdzieś zadzwonić. Nie byłam pewna, czy powinniśmy kupić akurat ten dom. Może poszukamy jeszcze czegoś i dopiero zdecydujemy? Chociaż Matthew wyglądał na zdecydowanego, żeby zamieszkać akurat tutaj.

– A ty chcesz go kupić? - Spojrzałam mu w oczy.

Skoro Fortman był zdecydowany, moglibyśmy podjechać do banku zapytać o kredyt. Wtedy bylibyśmy już zorientowani, czy nas stać.

– Tak. - Uśmiechnął się, odgarniając mi włosy z czoła. – Myślę, że dzieciaki będą zadowolone z przestrzeni. Poza tym chciałbym mieć ogród.

Maluchom na pewno spodoba się, że będą miały więcej miejsca do rozrabiania i zostawiania swoich zabawek. Może dzięki temu Lucas z Liamem częściej zechcą zostawać u ojca. W końcu będzie dla nich miejsce. Dom ich ojca był tak samo ich domem, jak ten, w którym mieszkali z matką. Chłopcy zawsze będą u nas mile widziani.

– Niby czemu? Zamierzasz sadzić kwiatki?

Nie wyobrażałam sobie Fortmana w roli ogrodnika. Chociaż wiedziałam, że wiele razy pomagał rodzicom w gospodarstwie. Czasami nadal do nich jeździł, mimo niezbyt dobrych kontaktów. Mimo wszystko to jego rodzice i nie mógł zostawić ich z wszystkim samych. Dziwiło mnie, że starał się znajdować czas na wszystko. W pracy brał tylko większe sprawy, z których były lepsze pieniądze, przez co nie musiał zostawać po godzinach i mógł spędzać czas z dzieciakami. Poza tym miał umowy z dwoma firmami, które reprezentował już od dłuższego czasu.

– Nie. - Roześmiał się. – Sama przyznasz, że balkon jest zbyt mały na rodzinny relaks.

Jakoś do tej pory mi nie przeszkadzał.

– Może troszeczkę.

– To, co robimy?

– Ty chyba już zdecydowałeś.

– Ostatecznie to ty masz ostatnie słowo. - Patrzył na mnie.

– Oby było nas stać na spłatę kredytu. - Pocałowałam go.

– Gdy tylko maluchy skończą dziesięć lat, wygonimy je do roboty.

– Tylko spróbuj. - Zagroziłam z uśmiechem.

Chciałam kochać...[ ZAKOŃCZONA]Where stories live. Discover now