46.

5.1K 248 39
                                    

MATT


Emily napisała wczoraj maila, że nie było jej w mieście i na razie nie miała ochoty się ze mną spotkać. Miło, że się odezwała. Gorzej, że nie miała mi nic do powiedzenia. Wiedziałem, że nie było jej w Evanston. Szukałem. Myślałem, żeby pojechać do Chicago i tam jej poszukać. Próbowałem nawet wypytać Ashley, czy coś wiedziała. Zbyła mnie, a następnie zapytała, po co mi to wiedzieć? Wyszedłem z jej gabinetu oburzony. Nie musiałem się nikomu tłumaczyć. Nikt nie musiał też wiedzieć o naszym romansie, a już na pewno nie Stone.

Odpuściłem. Emily nie chciała, żebym jej szukał. Uszanowałem jej decyzję, mimo że się z nią nie zgadzałem. Miałem nadzieję, że w końcu znajdzie w sobie tyle odwagi, żeby ze mną porozmawiać. Będę czekać cierpliwie. Zasłużyłem na jakiekolwiek wyjaśnienie. Myślałem, że mimo wszystko nadal byliśmy przyjaciółmi.

W pracy starałem się nie wyżywać na nikim. Starałem się, ale szło mi kiepsko. Lepiej, gdy wszystkich unikałem. Przeważnie przesiadywałem w archiwum. Miałem tam spokój. Wszystko było dobrze, aż nowi praktykanci nie zaczęli tam przyłazić. Po ich wizytach ciężko było cokolwiek znaleźć. Wiedziałem, że John miał problem z odłożeniem czegoś na miejsce, ale już się przyzwyczaiłem. Jednak praktykanci nie mieli nic innego do roboty, więc mogliby się przyłożyć z łaski swojej. Albo nic nie ruszać, efekt ich pracy byłby taki sam.

– Czy ty nie umiesz ułożyć tych pieprzonych papierów?! – krzyknąłem na praktykantkę.

Miałem ich dość. Przyszli niedawno i nie rozumieli, co się do nich mówiło. Ashley chyba powiedziała im na jakiej zasadzie działało archiwum w naszej kancelarii. Miałem wrażenie, że głupszych ludzi już znaleźć nie mogła. Lora miała dwadzieścia lat. Wyglądała na inteligentną dziewczynę, ale tylko wyglądała. Nie była nawet ładna, żeby nadrobić swoją głupotę.

Chwilę po wyjściu praktykantki weszła Amanda. Jeszcze jej mi tutaj brakowało. Chociaż musiałem przyznać, że była lepsza, niż wszyscy myśleliśmy. Uważaliśmy ją za pustą blond paniusię, a ona pokazała nam, że pośpieszyliśmy się z osądem. Do tego nie pozwalała sobą pomiatać. Pyskowała za każdym razem. Nieważne, że czasami powinna się nie odzywać dla swojego dobra. Nawet Louisa to wiedziała. Chociaż ona mimo swoich chamskich odzywek była lubiana przez wszystkich. Może dlatego, że przykładała się do swojej pracy.

– Możesz się na nas nie wyżywać? -Spojrzała na mnie.

Chyba sobie żartowała. Ona przyszła bronić praktykantów? Sama ich nie lubiła, więc skąd ten pomysł. Coś chciała udowodnić?

– Rób swoje i wyjdź.

– Każdy ma problemy. - Przeglądała dokumenty. – I jakoś sobie z nimi radzimy, nie wrzeszcząc na innych.

Nie wrzeszczałbym, gdyby robili swoją robotę porządnie, a nie jak banda licealistów.

– Nie mam ochoty z tobą rozmawiać – powiedziałem lekceważąco.

Chociaż raz mogłaby uszanować cudze zdanie.

– To zadzwoń do Emily.

Tym wkurzyła mnie jeszcze bardziej. Gdybym tylko mógł, tak właśnie bym zrobił. Powinna się cieszyć, że nadal pracowała w kancelarii, bo to dzięki Emily. Słyszałem, że została na zastępstwo. Nie wiedziałem, czy Johnson miała zamiar wrócić ani kiedy. Ashley nic o tym nie wiedziała. Podejrzewałem, że nie wróci. Musiałaby mieć naprawdę dobry powód, by tak po prostu sobie odejść z pracy na jakiś czas. Rehabilitacja nie wchodziła w grę. Stone nie mogłaby trzymać dla niej miejsca w nieskończoność, a gdyby chciała wrócić, nie zrywałby z nami kontaktów. Podobno z Louisą też nie rozmawiała. Sama to powiedziała. Wątpiłem, żeby kłamała.

– A zostań, ile chcesz. - Zabrałem swoje rzeczy i po prostu wyszedłem.

Miałem umówione spotkanie na mieście z klientem, więc nie musiałem się tłumaczyć Ashley ze swojego wyjścia z pracy. Musiałem chyba trochę odpocząć. Zamierzałem wziąć urlop i wyjechać na kilka dni za miasto. Może Sam przemyślała sprawę i pozwoli mi zabrać ze sobą chłopców. Spędziłbym z nimi czas, starając się nadrobić jakoś te stracone kilka tygodni. Przykro mi, że musieli przez to przechodzić. Nie chciałem, żeby tak było. Ale ich matka często bywała samolubna. Nie przemyślała, że chcąc odciąć dzieci ode mnie, bardziej je skrzywdzi. Moglibyśmy im zapewnić normalne dzieciństwo. Nie musiałem żyć z ich matką, żeby być dla nich ojcem. Niezależnie od tego, co będzie, zawsze mogli na mnie liczyć. Nie zostawię ich. Lepiej, żeby mieli dwie normalne rodziny niż jedną nieszczęśliwą. Nie liczyłem, że Sam mi kiedyś wybacz. Zraniłem ją. Nie powinienem jej zdradzać. Skoro wiedziałem, że nasze małżeństwo nie miało sensu, to trzeba było zakończyć je wcześniej. Tylko że ja naprawdę wierzyłem, że mogliśmy je jeszcze naprawić. Jednak to nie znaczyło, że powinienem wziąć całą winę na siebie. Obydwie strony powinny się starać, a Sam uważała, że wszystko jej się należało i nic nie musiała już robić. Myliła się.

Po spotkaniu pojechałem do rodziców. Mama chciała ze mną porozmawiać. Wiedziałem, że to nie będzie miła rozmowa, ale trudno.

– Czyś ty oszalał?! – zaczęła wrzeszczeć, gdy tylko mnie zobaczyła. Cudowne powitanie. – Jesteś z siebie zadowolony?!

– Bardzo – powiedziałem spokojnie.

– Jeśli myślisz, że zaczniesz teraz przyprowadzać nam jakąś nową panienkę, to zapomnij! Dziećmi byś się zajął, a nie uganianiem za małolatami.

Oh, czyli Sam żaliła się dalej. Jeśli myślała, że to coś da, myliła się. Była jeszcze bardziej żałosna, niż myślałem. Nawet jeśli bym się z kimś spotykał to nie ich sprawa. Nie potrzebowałem ich błogosławieństwa. Zastanawiałem się tylko, do kogo zadzwonią, gdy będą potrzebować pomocy? Po Sam? Już widziałem, jak pomoże moim rodzicom przy gospodarstwie. Mieli swój mały wiejski domek za miastem, gdzie trzeba oczywiście dojechać. Tutaj nie wystarczyło tylko posprzątać i ugotować obiad. Trzeba zająć się wieloma innymi rzeczami. Nie było tego dużo, ale Sam nie miała pojęcia jak zajmować się zwierzętami, które hodowali. Paniusia bała się kiedyś nawet wydoić krowę. Może matka mogła liczyć, że Olivia ją zagoni do roboty? To nawet było dla mnie zabawne. Chciałbym to zobaczyć.

– Chętnie zająłbym się dziećmi, gdyby moja była żona nie utrudniała mi tego. - Spojrzałem na nią.

– Wolałeś spotykać się z jakąś gówniarą, więc nie ma się co dziwić.

– Dość! – podniosłem głos. – Nie będę się tłumaczyć. Przekaż swojej kochanej Sam, że wolałem normalną kobietę. Nie taką, która czeka, aż naiwny mężuś przyniesie pieniądze. I wiesz co, mamo? Moje małżeństwo nie rozpadło się przez inną kobietę.

Wyszedłem. Nie zamierzałem słuchać więcej jej krzyków. Sam próbowała nastawić moich rodziców przeciwko mnie. Tylko nie wiedziałem, co chciała tym osiągnąć.

Chciałam kochać...[ ZAKOŃCZONA]Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora