40.

5.4K 237 48
                                    

Właśnie dowiedziałam się, że Louisa była w ciąży, i ukrywała to przez sześć miesięcy. Wydało się tylko dlatego, że okazało się, że to ciąża bliźniacza i musiała iść na zwolnienie. Byłam zaskoczona, bo nie wygadała się nawet słowem. Po mnie prawie nic nie widać, a to już połowa czwartego miesiąca. Za kilka dni miałam wyznaczoną wizytę. Do tej pory nikt się nie domyślił, że spodziewałam się dziecka. Nie wiedziałam jeszcze, ile popracuję. Ludzie powoli zaczynali mnie akceptować. Miałam na koncie już jedną sprawę w Chicago. Sprawę, która wydawała się przegraną. Tylko dlatego mnie na nią wysłali, ale dzięki poradom Matta udało mi się ją wygrać.

Myślałam, że tylko ja miałam powód, żeby ukrywać swoją ciążę. Czemu robiła to Louisa?

– Ty, pipo! – wrzasnęłam. – Nic nie powiedziałaś.

– A nie widziałaś, ile ostatnio przytyłam? - Zaśmiała się. – Odkąd się dowiedziałam, nie noszę kiecek.

Jak na ciąże bliźniaczą była jeszcze szczupła. Poza tym, jak miałam widzieć, skoro nie widziałyśmy się, odkąd wyjechałam z Evanston?

– Po co? Przecież jesteś po ślubie.

Zapomniałam wspomnieć, że Lou wyszła za mąż pół roku temu. Pewnie wtedy jeszcze nawet nie wiedziała o ciąży albo mężuś szybko postarał się o potomka. Zazdrościłam jej. Miała szczęśliwą rodzinę, której ja nigdy nie będę mieć. Sama sobie na to zapracowałam. Nie będę żałować. Spędziłam z Fortmanem miłe chwile i dał mi dziecko. Część siebie, która pozostanie ze mną na zawsze. Próbowałam nie płakać, gdy o nim myślałam, ze względu na dziecko, ale było mi ciężko.

– I co z tego? Może nie chcę się tym dzielić. - Wzruszyła ramionami.

Rozumiałam ją doskonale.

– Nawet ze mną? Powiedziałam ci, że odchodzę do oddziału w Chicago. Jako jedynej.

Nie wiedziałam skąd te pretensje, przecież też nie powiedziałam jej wszystkiego. Nie byłam gotowa. Bałam się, że wygada Mattowi. Louisa była bezpośrednia i zawsze mówiła ludziom, co myślała.

– Ale nie powiedziałaś dlaczego? - Spojrzała na mnie podejrzliwie.

– Daj mi jeszcze trochę czasu. Za kilka miesięcy nie będę już mogła tego ukrywać. - Westchnęłam.

– Od kiedy wiesz?

O co jej chodziło? Chyba nie miała na myśli... Nie! Niemożliwe, żeby coś podejrzewała.

– O czym? - Zdziwiłam się.

– Nieważne. - Machnęła ręką. – Nie ułatwię ci tego.

A jednak. Za dobrze mnie znała. Oby tylko nikt inny się nie domyślił, bo jeśli tak, Fortman też się zorientuje. Wtedy będę zmuszona powiedzieć mu prawdę. Bałam się jego reakcji, odrzucenia i tego, że mógł nie chcieć naszego malucha. Teraz przynajmniej mogłam wmawiać sobie, że go pokocha.

– Wiesz, prawda? - Przymknęłam lekko powieki.

Nie potwierdziłam. Nie zapytała wprost, więc mogłyśmy udawać, że chodziło o coś zupełnie innego.

– Nie wiem tylko, dlaczego uciekasz przed Mattem?

Bo on był ojcem, chciałabym się w końcu komuś wygadać, zaufać. Im miej osób, wiedziało, tym łatwiej dochować tajemnicy. Miałam nadzieję, że to nie sprawiło, że nie będzie mnie wspierać. Potrzebowałam teraz rodziców i przyjaciół bardziej niż kiedykolwiek w życiu.

– On nie ma z tym nic wspólnego! – powiedziałam piskliwie.

Nie mogła połączyć mojej ciąży z nim. Musiałam jakoś wybić jej te myśli.

– No, oczywiście. - Zmarszczyła brwi. – Chodzi mi o to, że myślałam, że się przyjaźnicie, a ty po prostu uciekłaś. Pytał o ciebie.

Stchórzyłam. Nie byłam w stanie się z nim pożegnać, jak należy. To miłe, że o mnie pytał, ale za kilka miesięcy zapomni.

– Nie powiedziałaś mu, dokąd wyjechałam? - Upewniałam się.

Wiedziałam, że by tego nie zrobiła, gdy ją prosiłam, żeby zachowała to tylko dla siebie.

– Nie. Tylko po co robisz z tego tajemnicę?

Bo to dziecko Matta, a on nie mógł się teraz dowiedzieć. Jeszcze nie. Taką podjęłam decyzję i musiałam się jej trzymać. Dla naszego dobra.

– Lou, to dla mnie wystarczająco trudne. - Westchnęłam.

– Nie masz pod górkę. Sama wybrałaś tę drogę.

Jak zawsze trafnie to ujęła. Wolałam sama cierpieć niż ranić innych. Żona Matta nie zasłużyła na kłamstwo ani zdradę. Nie wiedziałam, jako on to załatwił, ale uszanuję jego decyzję. Zniknęłam z jego życia, żeby zrozumiał, kto był dla niego ważny. Musiał myśleć o synach. Oni już byli na świecie i potrzebowali taty nie tylko na weekendy.

– Tęsknisz za nami prawda?

– Bardzo. - Uśmiechnęłam się. – Jak urodzę, postaram się wrócić do was jak najszybciej.

– Mam nadzieję. Nie wiem, jak dogadywałaś się z Amandą – pokręciła głową – ale ona się mnie boi.

– Każdy się ciebie boi. - Zaśmiałam się.

– Tylko nie John.

Ten typ nie bał się nikogo. Jackie pewnie była zadowolona z mojego odejścia. Mogła mieć teraz w pracy Matta tylko dla siebie. Nie zamierzałam o nią pytać.

Rodzice starali się mnie wspierać. Mama przyjeżdżała raz w tygodniu. Ta wizyta wypadła akurat dziś, więc prosto z pracy wróciłam do domu. Nie musiałam robić zakupów, bo zapewne już je zrobiła za mnie. Cieszyłam się, że mimo wszystko mogłam na nią liczyć, ale miałam dość pytań o ojca dziecka. Musiała zrozumieć, że zamierzałam zachować to w tajemnicy. To była moja decyzja. W tamtej chwili wydawała się jedynym wyjściem z tej sytuacji. Nie wiedziałam, jak bym postąpiła teraz.

– Mamo, dbam o siebie. - Westchnęłam, siadają na kanapie.

– Witaminy? - Spojrzała na mnie. – Przemęczasz nogę.

– Nie. Tom odwozi mnie do domu.

Musiałam kupić samochód. Chciałam być niezależna, chociaż na tyle, ile teraz mogłam sobie pozwolić.

– Wizyta?

Byłam wczoraj. Lekarz był zaskoczony, że mniej kulałam, bo zapewniał, że bez rehabilitacji będę kuleć do końca życia. Chyba mnie nie znał. Byłam uparta. Nie leżałam całymi dniami w łóżku. Stosowałam się jednak do zaleceń lekarki prowadzącej moją ciążę. W tym momencie jej zdanie było dla mnie ważniejsze. Jeśli chodziło o dziecko, robiłam wszystkie dodatkowe badania, żeby mieć pewność, że rozwijało się prawidłowo. Nie mogłam niczego przeoczyć. Gdyby coś było nie tak, chciałam zareagować w porę. Nie mogłam stracić tego malucha. Już go kochałam.

– Wszystko jest dobrze.

– Upewniam się. - Usiadła obok mnie. – Sprawę z kolanem lekceważyłaś wystarczająco długo.

– Ale nie zamierzam ryzykować życia mojego dziecka! – podniosłam głos.

Nie byłam nieodpowiedzialna. Miałam się nie denerwować. Położyłam dłonie na brzuchu. Był jeszcze mały. Jadłam tyle samo. Nie miałam zachcianek, ale to pewnie niedługo się zmieni.

– Nie denerwuj się. Chcę ci pomóc.

– Wiem – westchnęłam – pójdę się położyć, dobrze?

Chciałam kochać...[ ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz