89.

4.3K 216 54
                                    

Dziś zjawią się nowi praktykanci. Musiałam się nimi zająć, bo Stone nie miała nawet chwili, żeby wszystko im pokazać. Nie było problemu, chętnie się tym zajmę. Do tej pory i tak im wszystko tłumaczyłam, więc z przekazaniem obowiązków nie powinnam mieć problemów. Zawsze mogli się zapytać któregoś z pracowników, jeśli zapomniałabym im czegoś powiedzieć.

Hannah zostanie z nami kilka miesięcy dłużej. Ciekawe po co, skoro nawet nie lubiła tej pracy. Podobno sama prosiła o przedłużenie praktyk. Czyżby tak bardzo jej się spodobało w Stone&Law? Chyba że nie miała innych ofert pracy, a to jedyne miejsce, w którym mogła przeczekać. Pewnie lepsze niż siedzenie na bezrobociu.

– O której przyjdą te miernoty? – spytała Lou.

Louisa nie przepadała za praktykantami. Przeważnie dlatego, że nie spędzała z nimi zbyt wiele czasu. Czasami zanosiła im papierki do przepisania albo korespondencje do wysłania. Proste zadania, które niektórych z nich przerosły. Chyba już zapomniała jak to było, gdy przyszła tutaj pierwszego dnia. Pracownicy za nami pewnie nie przepadali.

– Też byłaś miernotą.

Gdy przyszliśmy do kancelarii, na pewno dziewczyny z sekretariatu myślały o nas dokładnie to samo. Nic nie umieliśmy i wszystko musiały wskazać nam palcem. Oczywiście tylko przez pierwsze tygodnie. Później już dawaliśmy sobie radę.

– No przecież mówię, ale awansowałam. - Zaśmiała się. – To, o której mam się ich spodziewać?

– Po dziesiątej powinni być.

Jeśli pojawią się punktualnie. Nie wiedziałam, co bym miała zrobić, gdyby się spóźnili. Stone na pewno nie byłaby zadowolona.

– To za chwilę.

– Bystrzacha.

Przyszły dwie dziewczyny i jeden chłopak. Chloe, Lilian i Cole. Już mu współczułam siedzieć z nimi w jednym pokoju. Chociaż Tom też nie miał z nami łatwo.

– Przyjdę do was. - Uśmiechnęła się, gdy wychodziłam.

No jasne, że tak. Louisa musiała przyjrzeć się nowym jako pierwsza. I ocenić. Młodzi przywitali mnie miło. Matt wprowadził ich do sali praktykantów jeszcze zanim zdążyłam zejść na dół.

– Dziękuję. Możesz iść. - Spojrzałam na niego.

Chyba nie zamierzał zostać i mnie sprawdzać. To nie jego Ashley wyznaczyła do wprowadzenia praktykantów.

– Chciałem posłuchać i może się czegoś nauczyć. - Uśmiechnął się.

– Idź już. - Niechętnie wyszedł, a ja odezwałam się do nowych pracowników: – To był Matthew Fortman, prawnik. Resztę poznacie za chwilę. Przeważnie będziecie zajmować się archiwum, ale wkrótce Ashley przygotuje grafik dyżurów w doradztwie. Hannah Wam powie na ten temat więcej. - Zerknęłam na nią.

Nie była zadowolona z mojego pomysłu. Jeśli zamierzała tutaj zostać, musiała się dzielić wiedzą z innymi. Zabrałam praktykantów do dużego sekretariatu i przedstawiłam resztę pracowników, z którymi będą współpracować.

– Kogo dostanę pod opiekę? – odezwał się John.

Już wywęszył świeżą krew. Zaczynałam współczuć temu, komu trafi się praca z nim. Lepiej, żeby nie dali się wykorzystać. High pewnie nie wytrzymałby z kolejną osobą z charakterem Louisy. Kimś, kto umiałby mu się postawić.

– Oby nikogo. - Zaśmiała się Alex.

Wróciła niedawno ze zwolnienia. Nie było jej, odkąd wróciłam do kancelarii. Z tego, co wiedziałam, miała jakąś operację na kręgosłup. Nigdy jakoś ze sobą długo nie rozmawiałyśmy. Pewnie dziewczyny już zdążyły podzielić się z nią nowiną o moich zaręczynach z Fortmanem.

– Zajmij się swoją robotą – odburknął.

– Jest i słynny Matt. - Odwróciłam się w jego stronę.

Miałam wrażenie, że chciał mnie sprawdzić, mimo że twierdził inaczej.

– Chodzi za tobą jak cień? – spytała Katie i spojrzała na niego. – Odczep się.

– Twój klient czeka na dole – odezwał się do mnie. – To chciałem ci powiedzieć wcześniej.

Cholera! Zapomniałam. Biegiem wyszłam z sekretariatu i udałam się na dół. Był zły. Pan Hart nie lubił spóźnialskich. Od samego początku naszej współpracy miałam wrażenie, że szukał tylko powodu, żeby zmienić prawnika, a przy tym wydać negatywną opinię na mój temat. Rozmawiałam o tym ze Stone, ale powiedziała, że nie mogłam zrezygnować z jego sprawy, bo udowodnię mu, że miałam rację. Nie wiedziałam, czy będę w stanie wygrać sprawę Harta. Niezależnie od tego, jak wszystko się potoczy i tak byłam na przegranej pozycji. Gdy wygram, uzna to za fart. Być może ja też.

Matthew pojechał do przedszkola po Nitę, a ja zostałam jeszcze chwilę, żeby dokończyć pozew. Zostało mi kilka zdań, a nie chciałam zabierać roboty do domu. Oczywiście w kancelarii było już pusto. Tak mi się wydawało, dopóki nie usłyszałam hałasów na dole. Akurat zbierałam się do wyjścia, gdy zauważyłam dziewczyny w towarzystwie Fortmana.

– Córa Emily? – dopytywała Angela.

Cholera, przyszedł tutaj z Nitą. Miał jechać do domu. Gdybym wiedziała, że odstawi mi taki numer, sama odebrałabym córkę albo kazała mu na mnie poczekać. Przecież zaraz wszyscy się zorientują, że była jego córką. Jeszcze lepiej, że on nie zamierzał tego ukrywać. Ratowała mnie tylko myśl, że Nita nie nazwała go tatą w towarzystwie Angeli i Katie.

– Mama! - Podeszła do mnie i wyciągnęła rączki.

– Cześć. - Podniosłam ją i zerknęłam na narzeczonego. – Możemy iść.

Chciałam jakoś wybrnąć z tej sytuacji. Może nie zdążą już o nic zapytać, twierdząc, że się spieszyliśmy. Za to jutro zaczną zadawać masę pytań, na które nie będę wiedziała jak odpowiadać.

– Śliczna jest – odezwała się Katie, uśmiechając się do małej.

Była trochę zawstydzona nowymi osobami i zakrywała buźkę rączkami.

– Ale niepodobna do ciebie. - Zauważyła Angela.

– Podobno czysty ojciec. - Zaśmiał się Matthew.

Oh, tak. On był rozbawiony tą sytuacją. Bo to nie jego będą obwiniać za rozpad jego małżeństwa. Gdy dowiedzą się, że Nita była jego córką, szybko domyślą się, że miałam romans z Fortmanem jeszcze zanim się rozwiódł. Dziewczynom chyba śpieszyło się bardziej, bo pożegnały się i zostawiły nas samych.

– Jestem na ciebie zła.

– Czemu? - Zmarszczył brwi. – Zamierzasz udawać, że Nita nie jest moim dzieckiem? Emily, nie wiem, co ci chodzi po głowie, ale nie zgadzam się na to.

– Będzie jeszcze gorzej. - Westchnęłam.

– Przestań się nimi przejmować. - Wziął ode mnie córkę. – Kto jest dla ciebie ważniejszy? My czy koleżanki z pracy?

– Wy. - Spojrzałam na niego.

– Więc odpuść. Masz tutaj Lou i Amandę, więc jakoś przetrwasz, a im szybko minie.

– Jasne – burknęłam.

Nienawidziłam być w centrum zainteresowania ani gdy ktoś o mnie gadał, a szczególnie, gdy plotkowali na mój temat.

Chciałam kochać...[ ZAKOŃCZONA]Where stories live. Discover now