49.

5K 235 40
                                    

MATT


Przez ostatnie pół roku nie mogłem znaleźć chwili dla siebie. Myślałem, że zwariuję. Ciągle coś się działo. Nie potrafiłem poświęcić sto procent uwagi jednej rzeczy. O ile w ogóle miałem czas, żeby zrobić cokolwiek. Nie wyrabiałem się z terminami, a w kancelarii nie było komu oddać spraw. Przez to kilka z nich zawaliłem. Nie mogłem się odpowiednio przygotować do każdej z nich.

Do tego Liam złamał rękę. Sam z łaski swojej poprosiła mnie o pomoc w opiece nad dziećmi. Poza tym Liam i Lucas chcieli spędzać czas też z ojcem, a ona dłużej nie mogła mnie od nich odsuwać. Ucieszyłem się na ten pomysł, pomimo braku czasu. Bywałem u chłopców prawie codziennie. Jeździłem do nich po pracy i zostawałem do wieczora. Rozmów z byłą żoną unikałem. Nie chciałem się kłócić przy dzieciach, a i tak nie mieliśmy już sobie nic do powiedzenia. No, chyba że chodziło o opiekę nad synami. Starałem się tłumaczyć im, że poza moją relacją z ich matką, nic się nie zmieniło. Taka była prawda. Byli moimi dziećmi niezależnie od tego, czy byłem z ich matką, czy nie. Kiedyś to zrozumieją.

Później w kancelarii zrobił się bałagan, nad którym ciężko było zapanować. Atmosfera była napięta. Nie było dnia bez kłótni i opieprzu od Ashley. Przez chwile miałem wrażenie, że chciałaby to wszystko rzucić w cholerę albo nas pozwalniać. Sam bym się zwolnił w tamtej chwili.

Jackie zrezygnowała z pracy w najmniej odpowiednim momencie. Jakby nie mogła poczekać, aż sytuacja w kancelarii się trochę uspokoi. Nie, ona chciała pokazać wszystkim, jaka to była ważna. Niestety sprawiła, że na koniec znienawidzili ją jeszcze bardziej. Nie ucieszyłem się, bo byliśmy dobrymi znajomymi. Zawsze dobrze się dogadywaliśmy i oprócz tego, że chyba liczyła na coś więcej z mojej strony, nie miałem jej nic do zarzucenia.

Ashley podjęła decyzję, że na miejsce Jackie zatrudni Amandę. I zaczęły się kolejne zgrzyty. Niektórym pracownikom się to nie spodobało. Uważali, że Amanda nie nadawała się do pracy w Stone&Law. Nie miałem nic przeciwko jej pracy u nas. W zastępstwie za Emily radziła sobie dobrze. Poza tym straciłem nadzieję, że Johnson wróci do pracy. Skoro Stone zatrudniła Amandę, a nie potrzebowała już zastępstwa, to oznaczało, że wkrótce znajdzie nowego pracownika. Szkoda, bo myślałem, że Emily zostanie z nami na stałe. Lubiła pracę tutaj. A nawet miałem nadzieję, że zostanie dla mnie, ze mną. Nieważne.

W kuchni dziewczyny jak zawsze dyskutowały. Chyba nie zauważyły, że wszedłem, bo zazwyczaj ich rozmowy cichły, gdy ktoś się pojawiał. Nie przy każdym z pracowników można pozwolić sobie na swobodę.

– Olej ich – powiedziałem, gdy kolejny raz usłyszałem, jak Amanda żaliła się Louisie. – Jak nie wiesz, co zrobić zapytaj Louise – spojrzałem na nią – przyjdź do mnie albo do Ashley, ale naprawdę nie zawracaj głowy drobnostkami.

Rozumiałem, że czegoś nie wiedziała. Nikt nie był doskonały, ale wkurzające bywało, gdy ktoś ciągle pytał o to samo. Na przykład praktykanci. Dobrze, że niedługo wymienimy ich na nowych, bo ci byli strasznie oporni na jakąkolwiek wiedzę. Po co tacy ludzie przychodzili na praktyki? Chyba, tylko żeby odhaczyć kolejny punkt w papierach, a pracodawcom i pracownikom podnieść ciśnienie. Jakbyśmy mieli za dużo wolnego czasu.

– To podrzuć Louisie, nie? – rzuciła oschle.

Czasami miałem wrażenie, że nienawidziła mnie z jakiegoś powodu. Tylko, co jej zrobiłem?

– O co ci chodzi? - Zmarszczyłem brwi.

– Pomagam zawsze, ale nasłałeś mi praktykantów. - Wstała. – Mam ich dość, a z Amandą sobie poradzę.

Lepiej, że poszli do niej. Przynajmniej ich ustawiła. Nie zamierzałem się z nimi użerać. Louisa nie miała problemu z powiedzeniem im, że byli głupi. Czasami robiła to w taki sposób, że się z siebie jeszcze śmiali. Ale to utwierdzało mnie w przekonaniu, że byli jeszcze większymi idiotami, za jakich ich mieliśmy. Mimo wszystko Louisa nigdy nie odmówiła pomocy innym.

– Dzięki. - Zaśmiała się blondynka.

– Byłaś praktykantką? Byłaś, więc wiesz, na czym polega ta robota.

– Oh, Pan wielki prawnik, który ma zbyt wiele na głowie. - Spojrzała na mnie.

Chętnie oddałbym jej moje sprawy i zajął się sekretariatem. Taka zmiana na chwile dobrze by mi zrobiła. Oliwia nigdy nie narzekała na dużą ilość obowiązków w pracy. Może to znaczyło, że moja siostra była pracoholiczką? Powinienem się martwić? Chociaż patrząc na jej związek, wcale nie dziwiłem się, że wolała spędzać czas w pracy. Jednak w porównaniu do niej, nie zamierzałem się jej mieszać do życia. Do tej pory akceptowałem jej wybory partnerów, mimo że niektórzy byli fatalni.

– Chcesz się zamienić? Z miłą chęcią oddam ci kilka spraw. Nie wyrabiamy się.

– Myślisz, że o tym nie wiem?

Mało brakowało, a zaczęłaby na mnie wrzeszczeć.

– Dobra. Pomożecie mi, a ja się zajmę praktykantami – wtrąciła Amanda. – I postaram się nie zawracać wam głowy głupotami.

Postanowiłem porozmawiać z Ashley na temat sytuacji w kancelarii. Skoro Emily zrezygnowała, czas chyba kogoś zatrudnić na jej miejsce. Nie mogliśmy sobie pozwolić na brak pracownika. Może dzięki temu dowiedziałbym się, dlaczego Emily zrezygnowała i czy aby na pewno nie wróci.

– Nie możemy nikogo zatrudnić. - Ashley na mnie spojrzała. – Nie na jej miejsce. Przyślą nam kogoś na kilka tygodni z Chicago.

– Kiedy?

– Może jutro. - Wzruszyła ramionami. – Matt, nie wiem.

– Czy Emily tutaj wróci?

Nie mogłem już dużej udawać przed Stone, że nie obchodziło mnie, co się działo z Johnson.

– Nic mi o tym nie wiadomo. Musimy sobie poradzić. Jak sprawa Barona ucichnie, w kancelarii się uspokoi.

– Jasne.

Coś mi tu nie grało. Ashley z jakiegoś powody próbowała unikać odpowiedzi. Tylko po co? Skoro młoda nikomu nic nie wspomniała o swoim wyjeździe... Chyba że rozmawiała ze Stone. Olivia, ona na pewno coś wiedziała. Tylko że siostra nie zamierzała ze mną rozmawiać. Na pewno nie wiedziała o naszym romansie. Emily nie była na tyle głupia, żeby rozmawiać o tym z kimkolwiek. A skoro nie powiedziała Louisie, mimo że się przyjaźniły, to nikt nic nie wiedział. Udało jej się dochować tajemnicy. A byłem w stanie zrobić wszystko, żeby to już nie musiało być tajemnicą. To prawda, że zawróciła mi w głowie. Tylko czemu uciekła bez słowa? Nie byłem jej obojętny, gdyby tak było, powiedziałaby, że odchodzi. Chciała się odciąć ode mnie, bo zaczęła coś czuć. Nie szukałem jej, bo tego nie chciała. Musiała sama dojrzeć do tego, co czuła. Inaczej ciągle będzie nieszczęśliwa.

Chciałam kochać...[ ZAKOŃCZONA]Where stories live. Discover now