24.

5.4K 212 21
                                    

Spotkałam się z Mattem w niedzielę zaraz po tym, jak wylądowałam na O'Hare. Nie miałam ochoty na to spotkanie. Kiedyś cieszyłam się na każdą chwilę spędzoną razem. Coś się zmieniło.

Fortman przyjechał po mnie i pojechaliśmy do hotelu. Drogę spędziliśmy w ciszy. Nie chciałam zabierać go do swojego mieszkania. Miałam nadzieję, że skończy się tylko na rozmowie, na którą on nalegał. Po raz pierwszy od dłuższego czasu chciał się ze mną spotkać. Do tej pory nie przeszkadzało mu to, że się nie widywaliśmy.

– Coś się stało? - Spojrzałam na niego.

Siedział na łóżku, a ja stałam przed nim z rękoma na biodrach. Nie zamierzałam udawać, że nie byłam ciekawa, co ma miał do powiedzenia.

– Rozstaję się z Sam – powiedział po chwili.

Chyba się przesłyszałam. Nie powiedział tego. Mieliśmy nie wracać do rozmowy o jego rozwodzie. To moja wina. Gdybym nie zgodziła się na nasz układ, nic takiego nie miałoby miejsca. Nieważne, jak bardzo był z nią nieszczęśliwy, nie zasłużyła na to. Tak, jak nie zasłużyła na zdradę... Co ja narobiłam? Zachowałam się tak samo, jak dziewczyna, z którą zdradzał mnie mój były. Byłam taka sama zakłamana jak on. Wiedziałam, jak bolała zdrada i pozwoliłam, żeby Matt zrobił to swojej żonie.

– Nie! - Weszłam do łazienki, żeby się uspokoić.

To się nie działo. Przecież nie spotykałam się z nim dlatego, żeby rozstał się z żoną. Miał z nią porozmawiać i naprawić swoje małżeństwo. Odpuścić sobie mnie nie ją. Co powinnam zrobić?

– Nie masz na to wpływu! – krzyknął za mną.

A właśnie, że miałam wpływ na to, co się stanie. Powinnam przewidzieć, że mój romans mógł zniszczyć życie innej kobiety. Gdyby nie ja, Matt nie wpadłby na to, żeby zaproponować mi seks.

Minęło kilka minut, zanim zebrałam się, żeby do niego wyjść.

– To nie zmieni, że nagle znowu zacznę się z tobą spotykać.

Pewnie o to mu chodziło. Myślał, że przestałam się z nim umawiać, żeby odszedł od żony. Wcale tego nie chciałam.

– Myślisz, że chodzi o ciebie? - Spojrzał na mnie.

– Gdyby nie ja, nawet nie pomyślałbyś o rozwodzie! – podniosłam głos.

– Nie układało mi się w małżeństwie od dawna, a ty myślisz, że to przez ciebie. - Zaśmiał się.

Jak było tak źle, to dlaczego nie rozwiódł się wcześniej? Gdyby to zrobił, nikt nie obwiniałby o to mnie.

– Ok. Rób, co chcesz. - Machnęłam ręką.

Był dorosły. Wiedział, co robić. To już nie mój problem. Odetnę się od niego. Będzie trudno, ale jakoś dam radę.

– Czemu taka jesteś? - Spojrzał na mnie.

– Chodziło tylko o seks. Dałeś się omotać dziewczynie, która cię wykorzystała – ciężko było mi to mówić.

Tym bardziej że to nieprawda. Nie wykorzystałam go. Dałam się wykorzystać, bo chciałam mieć go dla siebie, chociaż na chwilę. Czy on nie widział, że w tym wszystkim to ja cierpiałam najbardziej?

– Kto wykorzystał kogo bardziej? Myślałaś, że rozwiodę się z żoną tylko dla dobrego seksu z tobą?

Zabolało. Zabawił się mną, dając nadzieję, ale dobrze. Koniec z tym. Nic od niego nigdy nie chciałam. Dobry seks. Tylko tyle mieliśmy.

– Wyjdź. - Wskazałam na drzwi. – Powiedziałeś już wszystko.

Nie miałam już ochoty na jego towarzystwo. Widząc, że i tak nic nie wskóra, wyszedł. Zakryłam twarz w dłoniach. Próbowałam wmawiać sobie, że powiedział to wszystko w złości. Jednak to brzmiało szczerze, nawet gdy powiedział to po tym, jak oznajmił, że się rozwodził. Chciałabym, żeby to było łatwiejsze dla mnie.

Godzinę później wymeldowałam się z hotelu. Postanowiłam, że pojadę do rodziców. Nie będę miała czasu na przejmowanie się słowami Matta. Dam się zagadać i podzielę opowieściami o synku kuzynki. Może Jacob nie wrócił jeszcze do akademika i spędzimy wszyscy czas razem. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio spotkaliśmy się całą rodziną w jednym miejscu.

– Coś się stało, Emily? - Mama spojrzała na mnie zdziwiona.

To takie dziwne, że córka postanowiła ją odwiedzić? Może powinnam wrócić do siebie. Jednak nie chciałam być dzisiaj sama. Mogłam wrócić do siebie z samego rana, ale niech pozwolą mi zostać tutaj na noc.

– Nie. - Powiedziałam cicho.

– Płakałaś.

Nie dało się ukryć. Zmyłam makijaż i nie byłam już w stanie pomalować się po raz kolejny. Miałam opuchnięte od płaczu oczy, co ciężko pomylić z czymś innym. Właśnie straciłam chęci do czegokolwiek. Nie chciałam w poniedziałek wracać do pracy. To chyba pierwszy raz, odkąd tam pracowałam. Nie chciałam spotykać Matta, przynajmniej przez kilka dni. Dopóki sobie wszystkiego nie ułożę. Musiałam nabrać do niego dystansu, ale potrzebowałam do tego czasu. Nie umiałam z dnia na dzień zapomnieć, co nas łączyło.

– Potrzebuję odpocząć, mamo. Nic więcej.

– Dobrze. - Pokiwała głową. – Powiedz od razu, jakbyś czegoś chciała.

– Dziękuję. - Uśmiechnęłam się i poszłam do swojego pokoju.

Nadal był mój. Nic się nie zmieniło, odkąd się wyprowadziłam. Zawsze mogłam tutaj wrócić. Rodzice nawet woleliby, żebym znowu z nimi mieszkała.

Czasami chciałabym powrócić do czasów szkolnych. Wtedy wszystko było łatwiejsze. Każdą decyzję podejmowali za mnie rodzice i nie musiałam obawiać się konsekwencji swoich czynów.

W poniedziałek wrócę do pracy jak po każdym weekendzie. Ciekawe, czy Ashley wspomniała o mojej wizycie w Chicago. Wolałbym, żeby nikomu nic nie mówiła. Jeszcze odniosą wrażenie, że nie chciałam już z nimi pracować albo donosiłam na nich szefostwu. Nic z tych rzeczy. Pracowałam z fajnymi ludźmi, którym nie miałam nic do zarzucenia. No poza Johnem. Jedyny, który działał na nerwy wszystkim w kancelarii. Skoro był taki świetny, to dlaczego nie otworzył swojej własnej? Matthew też mógłby już otworzyć swoją kancelarię, ale był wspólnikiem Stone i miał takie same prawa. Chciałam do niego napisać. Nie wiedziałam w sumie po co. Powiedział już wszystko. Zabawił się mną. Mogłam jeszcze liczyć na jego przyjaźń? Potrzebowałam odpocząć. Miało być łatwiej.

– Chcesz pogadać? - Jacob usiadł obok mnie na łóżku.

O czym miałabym niby rozmawiać z bratem? Na co dzień w ogóle nie mieliśmy tematów do rozmów.

– O czym? - Spojrzałam na niego.

– O twojej pracy? Wszystko ok?

Nic nie było ok, ale jemu nic do tego. Niech zajmie się swoimi studiami. To było teraz dużo ważniejsze dla rodziców.

– Martwi cię to? – burknęłam.

– W ogóle. - Wstał. – Fajnie się rozmawiało.

Zajebiście! Położyłam się z powrotem z nadzieją, że tym razem zasnę.

Chciałam kochać...[ ZAKOŃCZONA]Where stories live. Discover now