100.

4.5K 197 18
                                    

Dziś to Matthew chodził zły. Niestety nie mogłam zgonić jego humoru na hormony. Zapewne wkurzył się na mój wczorajszy późny powrót do domu i spóźnienie się do pracy. Próbowałam schodzić mu z oczu, ale obrywało się innym pracownikom. Nie oszczędził praktykantów, którym kazał przeglądać najgrubsze akta. Nie powinien się na nich wyżywać. Chyba musieliśmy w końcu poważnie porozmawiać. Nie mogliśmy dłużej udawać, że nic się nie stało. Musiałam dowiedzieć się czegokolwiek, żeby go bronić.

Z przedszkola Nitę odebrali moi rodzice i zaproponowali, żeby została u nich na noc. Zgodziłam się.

– Porozmawiamy?

– O czym? - Spojrzał na mnie, marszcząc brwi.

No chyba nie uważał, że nie powie mi nic i będziemy udawać, że nic się nie stało. Nie zamierzałam odpuścić.

– Pomagałeś Spencerom?

Nie byłam w stanie znieść myśli, że mógłby brać udział w jakiś przekrętach, które robili ci ludzie.

– Nie. Zeznałem tylko, co wiedziałem.

– Na pewno? - Spojrzałam na niego. – Nie zapłacili ci za prawdę?

Nie mogliśmy pozwolić, żeby ktoś taki jak Spencer zagrażał naszej córce.

– O co mnie podejrzewasz? – spytał wkurzony.

– Chcę wiedzieć, czy to dzięki tobie Spencer jest na wolności?

– Nie!

– Co z łapówkami?

To akurat byłabym mu w stanie wybaczyć. Może zaważyłoby na jego karierze, ale dalibyśmy radę go wybronić.

– Nie brałem ich – odpowiedział znudzony.

– Policja twierdzi inaczej.

– Policja dostała cynk. Naszą kancelarię w Chicago też sprawdzili. Przesłuchali Stone i Johnego. Nie tylko mnie.

High akurat mógł maczać w tym palce. Wcale by mnie nie zdziwiło, gdyby okazał się winny.

– Co z kradzieżą?

– Wątpisz we mnie? - Przyglądał mi się dokładnie.

– Zrobiłeś to? Chcę tylko prawdy, żebym mogła ci pomóc. Matt, chcę ci pomóc, ale muszę znać prawdę, jaka by nie była. Coś nam grozi?

– Nie. Tobie nie. - Pokręcił głową.

Czy to znaczyło, że był w niebezpieczeństwie? Cholera, w co on się wpakował?

– A tobie? – spytałam cicho.

– Mogą coś znaleźć. - Wzruszył ramionami. – Nie wiem. Każdy z nas popełnia jakieś błędy.

– Będę przy tobie cokolwiek by to nie było. Wierzę w ciebie. - Stanęłam przed nim i objęłam go za szyję.

– Kocham Cię.

Musiałam mu uwierzyć. Był dobrym człowiekiem. Jedyne co można było mu zarzucić, to zdradzenie żony i porzucenie jej dla młodszej kochanki. Dla mnie. Wciąż miałam wyrzuty sumienia, ale kochałam go i byłam egoistką. Nie wyobrażałam sobie życia bez niego.

– Tylko mnie nie okłamuj – wyszeptałam.

Kochaliśmy się na kanapie w salonie. Tego mi brakowało, jego bliskości. Czasami oddalaliśmy się od siebie niepotrzebnie. Udawaliśmy, że wszystko było dobrze, ale chowaliśmy do siebie urazę. Nie powinnam go o nic oskarżać. Jednak przez to, że nic mi nie mówił, próbowałam się domyślić, co się stało. Przez te domysły się kłóciliśmy.

– Nie chcę cię stracić. - Oparłam głowę na jego ramieniu.

– O czym ty mówisz?

– Gdybyś trafił do więzienia... – przerwał mi.

– Emily, nic takiego by się nie stało. - Uśmiechnął się. – Myślisz, że bym was zostawił, chociaż na chwilę?

– Nie? - Spojrzałam na niego.

– Nie. - Pocałował mnie. – Nie.

– Straciliśmy wystarczająco dużo czasu. Nita się do ciebie przyzwyczaiła. Przykro mi, że przeze mnie twoi synowie...

– Przestań. Nie mają mnie na co dzień, ale to nie znaczy, że przestałem być ich ojcem.

– To trudne.

– Myślałem, że nauczyłaś się już, że w życiu nic nie jest łatwe.

Też tak myślałam. Przypomniałam sobie, jak ciężko było mi beż Matthew. Trochę szkoda mi jego byłej żony. Została sama z dwójką dzieci, bo mąż postanowił ułożyć sobie życie z młodszą kobietą. Bo ta młodsza zaszła w ciążę. Sam pewnie myślała, że zrobiłam to celowo, żeby zatrzymać Fortmana przy sobie. Nieprawda! To chyba kiepskie, skoro jej się to nie udało, mając dwójkę dzieci.

W pracy już mnie osądzili. Niektórzy rozmawiali ze mną tylko wtedy, gdy było to konieczne. Starałam się utrzymywać dobre kontakty z praktykantami, ale tam byłam znana już jako narzeczona Matthew. Przez to bali się przy mnie cokolwiek mówić o innych pracownikach. Pamiętałam, że gdy zaczęłam swój romans z Fortmanem, przyszli akurat nowi praktykanci. Przesiadywałam czasami z nimi więcej czasu niż z Louisą. Nie bali się mi zaufać. Razem naśmiewaliśmy się z naszej pracy. Traktowałam ich jak równych sobie, bo kiedyś też byłam praktykantką i zależało mi, żeby traktowano mnie jak innych pracowników. Teraz mniej czasu spędzałam w pokoju nowych. Starałam się nie zwalać na nich swojej roboty. Ciekawe, która z dziewcząt zastąpi mnie, gdy pójdę na urlop macierzyński. Miałam nadzieję, że nie Hannah, bo za mną nie przepadała, chociaż nie wiedziałam dlaczego. Pytałam o to ostatnio Louise, Amandę i Matta, ale żadne z nich nie słyszało nic na ten temat. Szkoda.

– O czym myślisz? - Odgarnął mi włosy z czoła.

– Już się nie zadręczam. - Pocałowałam go. – Wiem, że damy sobie radę. Wystarczy, że będziemy razem. Prawda?

– Prawda. - Uśmiechnął się.

Powinniśmy skupić się na tym, że wkrótce na świat przyjdzie nasze kolejne dziecko. Pomyśleć o nim.


Chciałam kochać...[ ZAKOŃCZONA]Where stories live. Discover now