14.

7.7K 242 5
                                    

Temat praca. Każde z nas właśnie zastanawiało się, co dalej. Rozmowy na ten temat trwały już kilka tygodni. Wszyscy wiedzieliśmy od początku, że nie zostaniemy tutaj na stałe. Alice miała umowę do końca miesiąca, dlatego już kompletowała dokumenty potrzebne do stworzenia własnego biznesu. Pomogliśmy jej, jak umieliśmy. Teraz niestety musiała już radzić sobie z resztą sama. Da radę. Była z nas wszystkich najlepiej zorganizowana. Udowodniła to wiele razy. Życzyłam jej, jak najlepiej.

W przyszłym miesiącu przeniesiemy się z Louisą do własnego pokoju. Miło, ale ona chyba nie zdawała sobie jeszcze sprawy, że w tym momencie stanie się głównie moją asystentką. W pierwszej kolejności będzie pomagać mi. Miałam nadzieję, że doceni tę współpracę i nie będzie jej przykro, że nie musiała już odwalać roboty za Johnego. No, chyba że bardzo będzie chciała, to oddam ją Highowi od razu. Nadal będę pracować w archiwum. Ashley uznała, że Matt potrzebował tam kogoś do pomocy. Do tej pory sam zajmował się prowadzeniem archiwum. Teraz będziemy razem pilnować, żeby panował tam porządek. To dobrze, bo nadal będziemy spędzać czas razem. Nie wiedzieliśmy jeszcze, jak będzie z dyżurami. Pewnie teraz każdy będzie schodzić tam z praktykantem. Chyba że zostaną przydzieleni tylko Mattowi, Jackie i Johnemu. W sumie lepiej. Gdy będę tam sama, nie będę musiała nikogo uczyć. Nie byłam najlepsza w tłumaczeniu komuś, co, jak miał robić. Najlepiej, jak podpatrzy to ode mnie.

– Dostałeś tę robotę? - Spojrzałam na Toma.

Nie wyglądał na zadowolonego. Chociaż zawsze opowiadał, że praca w Chicago bardziej, by mu odpowiadała. Częściej bywałby u rodziców i nie musiałby wynajmować mieszkania.

– Tak.

– To w czym problem? Skoro nie może zatrudnić cię tutaj to lepiej, że zaproponowała ci pracę w Chicago – odpowiedziałam.

Gdybym dostała taką propozycję, byłabym zadowolona. Wolałabym to niż bezrobocie. Wiedziałam, że zdążył się przyzwyczaić do pracy tutaj, ale przecież nadal będziemy się spotykać. Polubiliśmy się i spotykaliśmy się czasami poza pracą, więc nie widziałam powodu, żeby miało się to zmienić. Nie sądziłam, że zaprzyjaźnię się z tą trójką.

– No mogła cię wywalić – odezwała się Lou.

– Wiem. Przecież się zgodziłem.

Widząc jego minę, postanowiłam nie kontynuować tej rozmowy. Nie chciałam go wkurzyć.

– Alice, naprawdę nie chcesz z nami zostać? - Spojrzałam na nią.

Myślałam, że gdyby chciała, to Ashley znalazłaby coś dla niej nawet w Chicago. Będzie mi jej tutaj brakować. Z nas wszystkich angażowała się najbardziej w swoją pracę. Pomagała nam, gdy nie dawaliśmy rady. Gdyby nie Alice, szefowa opieprzałaby nas o wiele częściej niż do tej pory.

– I tak nie ma miejsca. - Wzruszyła ramionami. – Pracowałabym na pół etatu w doradztwie. Poza tym nie wiem, czy to jest to, co chcę robić.

Rozumiałam ją. Nie każdy musiał chcieć pracować na sukcesy innych. Tym bardziej, jeśli nie mógł pracować w swoim zawodzie. Niby byłaby tutaj, ale siedząc w sekretariacie, nie chodziłaby na rozprawy. Niektórzy prawnicy nie widzieli swojej pracy bez tego.

– I tacy ludzie idą na studia prawnicze, żeby pracować w rachunkowości – westchnęła Louisa.

Różnie w życiu bywa. Widziałam, że Lou nie mówiła poważnie.

– Ale ty też nie pracujesz w zawodzie. - Zaśmiała się.

– Jak to nie? – zdziwiła się. – Nadal piszę apelacje i pozwy za Johnego. Poza tym przyda im się tutaj radca prawny, bo na darmowych poradach się nie dorobią. Popatrz na nich, przecież prawnicy są na to zbyt zabiegami. - Wskazała na mnie.

Nieźle. Trzeba przyznać, że Lou nie należała do osób, które nie miały planu na życie. Nie dawała się posadzić na jedno stanowisko i na nim utknąć. Dążyła do swojego celu. Jeśli zaplanowała sobie, że będzie radcą prawnym w Stone&Law, to tak będzie.

– Tak to sobie wymyśliłaś? - Uśmiechnęłam się. – Ciekawe, co na to Ashley.

– Będzie mnie o to prosić. Jeszcze zobaczycie.

– Akurat – odezwał się Tom.

Tak powinno być. Każdy z nas powinien robić to, co chciał. Nie wiedziałam, czy Tom był przekonany do swojej nowej pracy, ale czy przychodząc tutaj, chciał siedzieć w sekretariacie i zajmować się ciągle pracą innych? Na pewno nie. Teraz będzie miał swoje obowiązki. Szkolenie pracowników nie musiało być nudne. Przeszedł w kancelarii kilka takich szkoleń. Ashley wyśle go na kurs i będzie sam sobie kierownikiem. Będzie decydował, który z pracowników otrzyma potrzebne uprawnienia. Co w tym złego albo trudnego? Uważałam, że jeszcze polubi swoją pracę. Żałowałam tylko, że nie mogliśmy zostać w jednym miejscu. Będzie mi brakować wspólnych lunchów. Dobrze, że Lou zostanie. Nie będę musiała na siłę polubić się z praktykantami.

Ashley weszła do naszego pokoju wkurzona. Kto tym razem coś odwalił? Nie miałam nic na sumieniu.

– Czemu nikt nie siedzi w doradztwie? - Spojrzała na nas.

A ktoś z nas miał tam być? Byłam wpisana z Matthew na jutro. Nie wiedziałam, kto powinien siedzieć tam dzisiaj.

– Bo to nie nasz dyżur – odezwała się Lou.

Łatwo jej mówić, bo jej przypadł na następny tydzień.

– Z tego, co mi wiadomo, obowiązuje jeszcze stary grafik. Kto do tej pory chodził z Jackie?

– Ja i Tom – odezwała się Alice. – Nie prosiła nikogo o pomoc.

Pannie Edison przeszkadzało towarzystwo Alice i zastępowała ją Angelą. Za to zamiast Toma brała Michelle, która musiała zostawić swoje obowiązki. Dziewczyny na parterze zajmowały się administracją. Jeżeli trzeba skontaktować się ze świadkami, sądami i prokuratorami w sprawie udostępnienia jakichś dokumentów, one się tym zajmowały. Joelynn była kiedyś prokuratorem. Zrezygnowała po roku z powodów rodzinnych. Teraz była Koronerem. W Stone&Law pracowała od początku.

– Zejdziecie oboje. W poniedziałek robię spotkanie i ustalimy harmonogram na przyjście praktykantów. - Wyszła.

Konkretnie i na temat. Taka była Stone. Ostatnio miałam wrażenie, że nie panowała nad tym, co działo się w jej kancelarii. Miała więcej obowiązków. Poza tym ojciec jej męża chorował. Musiała brać wolne, żeby pomóc przy opiece nad nim. Rozumiałam ją.

– Będzie przerąbane. - Alice wstała. – Bujaj się, Tom.

– Dlaczego Jackie tam nie siedzi? – spytałam.

To ona powinna teraz mieć dyżur.

– Bo woli towarzystwo Matta – skomentowała Louisa.

Wcale w to nie wątpiłam. Tylko czy on nadal chciał jej towarzystwa? Nie mogłam oczekiwać, że przestanie się z nią przyjaźnić tylko dlatego, że miał romans ze mną. Kim byłam? Kochanką. Gówniarą, która coś sobie ubzdurała. Nie, nie ubzdurałam. Wiedziałam, że poza przyjaźnią i seksem nie łączyło mnie z Fortmanem nic więcej. Nie mogło.

– Niech zaczną chodzić na dyżury razem.

– Serio? - Spojrzała na mnie zdziwiona. – Oddasz jej go? Wepchniesz w paszczę lwa.

Co w tym dziwnego? Nie wiedziała, że widywałam się z Mattem poza pracą, więc nie potrzebowałam spędzać każdej chwili z nim w kancelarii.

– Mam go w archiwum. - Zaśmiałam się. – Wystarczająco czasu razem.

Chciałam kochać...[ ZAKOŃCZONA]Where stories live. Discover now